wtorek, 8 kwietnia 2014

Wojciech Staroniewicz Quartet: Quiet City (Polonia Records, 1995)





Choć mamy w kraju wielu zdolnych Muzyków jazzowych, którzy niejednokrotnie zadziwiają nas swoimi nowymi płytami, to jednak w dzisiejszych czasach, kiedy większość z nich chce wnieść w świat jazzu coś zupełnie nowego i świeżego nieprawdopodobnym wręcz może wydać się fakt, że może aż tak zachwycić płyta zapakowana w folię dwadzieścia lat temu.

Takim właśnie świeżym odkryciem skarbu sprzed lat, porównywalnym z wydobyciem skrzyni pełnej cennych pamiątek  z zapomnianego wraku statku spoczywającego latami na dnie morza jest dla mnie album "Quiet City" kwartetu Wojciecha Staroniewicza.

"Quiet City", wydana przez Polonia Records w roku 1995, jest pierwszą autorską płytą Wojciecha Staroniewicza - znakomitego trójmiejskiego saksofonisty, nagraną w składzie: Wojciech Staroniewicz - saksofon tenorowy i sopranowy, Andrzej Jagodziński - fortepian, Adam Cegielski - kontrabas i Cezary Konrad - perkusja. Album zawiera osiem autorskich kompozycji Wojciecha, brzmiących równie świeżo dwadzieścia lat temu, jak i dziś (a także, jestem pewna, z równym zauroczeniem i oddaniem będą ich słuchać kolejne pokolenia za dwadzieścia, czterdzieści czy sześćdziesiąt lat...).

Pierwszą kompozycją na płycie jest przepiękny utwór "Wintertime", będący swojego rodzaju nawiązaniem do nieśmiertelnego "Summertime" Gershwina. Utwór rozpoczyna się budującą napięcie sekcją rytmiczną, do której po chwili dołącza piękny, delikatny, lecz silny zarazem fortepian. Choć od momentu włączenia się fortepianu do pojawienia się saksofonu lidera upływa zaledwie kilka chwil, są to jednak chwile tak pełne napięcia i oczekiwania, nasycone tak silnymi emocjami, że przed wysłuchaniem utworu w całości kilkakrotnie włączam sam jego początek, upajając się nim niesamowicie. Wspaniała kompozycja, piękna melodia i wyjątkowy sposób ukazywania wszystkiego tego, co najlepsze w każdym z tworzących ją instrumentów, a do tego saksofon przywołujący swoim brzmieniem na myśl starego, czarnoskórego saksofonistę z okładek najwybitniejszych chicagowskich pism jazzowych... Nic, tylko zamknąć oczy i dać się kompletnie i całkowicie oczarować..!

"Ja w kapeluszu", mimo gorących, szybkich rytmów perkusji roztańczonej z radosnym kontrabasem oraz głośnych, przykuwających uwagę, akordowych dźwięków fortepianu, porywa znowu czarodziejskim saksofonem lidera w kolorowy świat gorących, dzikich marzeń. Utwór szalenie orzeźwiający, lekki, świeży, a jednocześnie niewolny od ukradkiem serwowanych nam rozlicznych emocji skąpanych w cieple saksofonowej chrypki Wojtka Staroniewicza.

Trzecia kompozycja na płycie, będąca zarazem najdłuższym utworem, to prześliczna ballada "Bombowa dziewczyna" opowiadana baśniowym saksofonem wspieranym początkowo smyczkiem muskającym lekko kontrabas przy gniewnie i groźnie zataczającej kręgi perkusji. Cudny fortepian kontynuuje następnie opowieść przy znacznie już spokojniejszym akompaniamencie pozostałych instrumentów, budujących dla niego ciepłą, przychylną przestrzeń, w której pianista roztacza swój smutek i tęsknotę wypływającą spod biało - czarnych klawiszy wraz z cudnymi dźwiękami kuszącego saksofonu. Wspaniała, bajeczna, mistyczna niemal podróż w głąb siebie samego... aż żal troszeczkę ściska serce przy końcowych dźwiękach fortepianu...

Żywą, niosącą orzeźwienie kompozycją "Ice Station" Muzycy porywają nas do pełnego uczuć walca, w którym dajemy się im prowadzić z pełnym zaufaniem, oddając wszystkie swoje zmysły we władanie tym doskonałym instrumentalistom. Szybka, żwawa perkusja z dorównującym jej tempem fortepianem biegną galopem do przodu, podczas gdy ciepły kontrabas pozostaje przy zmysłowo zachrypniętym saksofonie czarując uszy słuchacza nieziemskimi wręcz dźwiękami. Po pięknym, porywającym fortepianowym solo, odpoczywający przez tych kilka chwil saksofon powraca, drocząc się ze słuchaczem, jakby nie zdawał sobie sprawy ze swojego niesłychanie uwodzicielskiego czaru.

W przedostatnim utworze, jakim jest "Istambułka" Muzycy jakby zmówili się, by jednocześnie, bez ostrzeżenia, rzucić na słuchacza urok w chwili, gdy utwór się rozpoczyna. Złapany w sieć magicznych dźwięków słuchacz spoczywa zniewolony, wsłuchując się oczarowany w prezentowane mu następnie fragmenty solowych popisów Muzyków rozpędzonych w pełnym radości i energii kolorowym biegu życia.

Tak przechodzimy niespostrzeżenie do ostatniego utworu na płycie, "Double Shuffle". Zawadiacki saksofon, twardy, zaczepny fortepian, pełna energii i entuzjazmu perkusja oraz pochrapujący głęboko piękny kontrabas pokazują raz jeszcze niestworzone piękno i moc przyczajone w tych niesamowitych instrumentach ujawniające się, gdy trafią one we właściwe ręce. A w takie - bez dwóch zdań - trafiły z całą pewnością podczas nagrywania tego pięknego, pachnącego ponadczasową nieśmiertelnością albumu, który posiadł tajemnicę wiecznej młodości.

"Quiet City", przepiękna perełka o ponadczasowym przekazie i niesamowitej świeżości, obecnie stała się "białym krukiem", którego niełatwo zdobyć... Próbować można jednak w sklepie sopockiego wydawnictwa Wojciecha Staroniewicza: Allegro Records.



Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz