Dnia 2 listopada 2014 roku do poznańskiego klubu Blue Note zawitał wspaniały pianista - Witold Janiak, by wraz ze swoją sekcją rytmiczną zaprezentować doprawdy świetny materiał, jaki znalazł się na zeszłorocznej płycie składu Witold Janiak Trio - "Cinema Meets Jazz". Album to naprawdę wyjątkowy, stanowiący - jak zresztą tytuł wskazuje - miejsce spotkania najpiękniejszej muzyki filmowej z muzyką jazzową w najczystszej i najwspanialszej postaci. Obok pianisty, w składzie pojawił się również kontrabasista - Rafał Różalski oraz perkusista - Kamil Miszewski.
Podczas koncertu, podzielonego na dwie części, trio zagrało materiał z wspomnianego albumu, wzbogacając go niezarejestrowaną jeszcze aranżacją Janiaka utworu z filmu "The Flinstones". Zacznijmy jednak od początku...
Licznie zgromadzona publiczność Blue Note, jaka postanowiła spędzić Zaduszki Jazzowe w tym właśnie, owianym magią miejscu w Poznaniu, prawdziwie gorąco przyjęła formację Witolda Janiaka, częstującego odbiorców nie tylko wspaniałą muzyką, ale również niestrudzenie ubarwiającego klimat wplatanymi pomiędzy utwory żartami. Gdy tylko Panowie weszli na scenę Blue Note, od razu było wiadomo, że już za moment staniemy się świadkami czegoś ważnego i niezapomnianego... Tak też się stało. Pierwszym utworem, jaki popłynął ze sceny tego wieczoru, była jazzowa aranżacja utworu z filmu "Dirty Dancing", w którym niesamowitym talentem zachwycił przede wszystkim perkusista, Kamil Miszewski (na płycie podczas tego utworu przy perkusji zasiada Cezary Konrad). Fantastyczne, przepiękne pejzaże dźwiękowe rodzące się pod palcami pianisty podsycane były ciepłem wspaniałego kontrabasu, podczas gdy rozgrzana perkusja Miszewskiego działa na scenie najprawdziwsze cuda, wzniecając żar nie do opanowania... Ze sceny czuć było silną więź pomiędzy Muzykami, prawdziwą przyjaźń oraz niebywałą radość wspólnego tworzenia, jaka udzielała się publiczności, która - pod zamkniętymi powiekami - przenosiła się bez problemu w otwierany dla niej na żywo świat pełen wspaniałych dźwięków, kolorów i wrażeń. Niezwykły talent sprawnego niebywale pianisty, pełnego rozgrzewającego entuzjazmu perkusisty oraz stonowanego, pełnego dostojności kontrabasisty mieliśmy okazję podziwiać w pierwszej części koncertu również w kolejnych utworach, jakimi były: "The Falcon and the Snowman" oraz zdobywający pierwsze miejsca list przebojów "Forrest Gump", ostatnim jednak utworem zaprezentowanym przed przerwą był "8 Mile". Wspaniała aranżacja utworu Eminema, w którym rapowane fragmenty zastąpiono silnymi, twardymi akordami, rozbudziła jeszcze większy podziw dla umiejętności kontrabasisty, Rafała Różalskiego, jaki - prócz fantastycznego solo - zdawał się tworzyć podwaliny do głównej linii melodycznej. Tak oto, rozbudowanym szeroko utworem Eminema zakończyła się pierwsza część koncertu, obfitująca w wiele wspaniałych dźwięków i poruszających solówek, tak niezwykłego pianisty, jak i kipiącego energią perkusisty czy fantastycznie zjednoczonego ze swym instrumentem kontrabasisty! Coś wspaniałego!
Po krótkiej przerwie ( w czasie której - niebywałe! - Artyście zabrakło płyt, na które publiczność wręcz rzuciła się z chęcią zabrania do domu tak fantastycznego materiału), Panowie wrócili na scenę z cudownym utworem Krzysztofa Komedy - "Rosemary's Baby". Jeżeli ktoś do tej pory nie zdążył zaprzedać duszy pianiście - w tej chwili nie miał już wyjścia! To, co dziś zrobił Witold Janiak, wraz ze swoją sekcją, w klubie Blue Note, należy nazwać naprawdę sporym "kawałem dobrej roboty" dla muzyki jazzowej... Po Komedzie, trio sięgnęło po "China Town", przechodząc następnie utworem "Snow White" do słynnego "Chariots of Fire". Tu, w zwielokrotnionym tempie nawet w odniesieniu do tego, jak utwór został zagrany na płycie, Panowie rozpalili na scenie prawdziwie gorący, buchający niespożytą energią płomień, jaki dosięgał nawet ostatnich rzędów klubu. Wydobywali z gardeł publiczności okrzyki zachwytu i podniecenia, rozpalając niegasnącą potrzebę obcowania z serwowanym im cudem... Na zakończenie trio Witka Janiaka zagrało z pełnym kunsztem, ale i olbrzymią dawką humoru temat ze znanego chyba wszystkim filmu - "The Flinstones". Publiczność długo nie pozwalała Muzykom opuścić sceny, kiedy jednak udało się im wydostać na zaplecze, niegasnące oklaski rozgrzanych, rozentuzjazmowanych słuchaczy przywołały Panów z powrotem. Utwór, jaki zagrali oni na bis, pochodzi również z wydanej w 2013 roku płyty. Mowa o przerażającym, pełnym emocji "The City of Lost Children", cudownie rozimprowizowanym, z wspaniałą, przepełnioną emocjami solówką każdego z doskonałych instrumentalistów.
Nie będzie w tym ani odrobiny przesady, jeśli napiszę, że - mimo mojego zachwytu albumem "Cinema Meets Jazz", dzisiejszy koncert: emocje, jakie Panowie potrafili rozbudzić, ich niesamowity entuzjazm, umiejętności oraz zdolności operowania klimatem i rozkochiwania publiczności w prezentowanych dźwiękach, przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Klub Blue Note opuściłam dziś oczarowana, z niegasnącym apetytem na więcej, jaki będę zaspokajała, karmiąc się dalej wyśmienitym albumem.
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz