Witold Janiak, znakomity pianista jazzowy, laureat licznych wyróżnień i nagród, znany jest z łączenia różnych środków wyrazu tak, by stworzyć coś wyjątkowego i ponadczasowego oraz podać to na niezwykle atrakcyjnej tacy własnych, autorskich aranżacji, każdorazowo noszących pewien charakterystyczny, "Janiakowy" pierwiastek. Tym razem, muzyka emocji oraz wolności w doborze środków wyrazu, za jaką uważany jest jazz, połączona została z muzyką ludową, stanowiącą powrót do korzeni, oraz będącą poszukiwaniem własnej tożsamości kulturowej, związanej z tradycją i ... duchami przodków.
"Zagrajcie swoją muzykę..." to album, jaki sprowokowany został pewną sytuacją, jakiej świadkiem był sam Artysta... sytuacja, gdy poproszeni przez czarnoskórych muzyków warsztatowicze z pewnej jazzowej polskiej uczelni o zagranie - zamiast kolejnych jazzowych standardów - "własnej" muzyki, zamilkli...
Dla naszego zdolnego i ambitnego pianisty stało się to jednak fantastycznym bodźcem do poszukiwań i zmierzenia się z kolejną postawioną sobie poprzeczką. Owocem - jest właśnie trzymany przeze mnie w tej chwili, zjawiskowy album "Zagrajcie swoją muzykę...", zawierający jazzowe aranżację dziewięciu starannie wyselekcjonowanych, najpiękniejszych melodii ludowych. Są to, kolejno:
/1. "Owijas", 2. "Kowal", 3. "Oberek", 4. "Kujon", 5. "A dzień dobry", 6. "Krzysztofie, Krzysztofie", 7. "Kujawiak", 8. "Żebyś nie chodziła", 9. "Pojadę ja do roboty"/
Utwory zaaranżowane zostały na jazzowe trio fortepianowe, i to nie byle jakie trio - znając i doceniając możliwości znakomicie z sobą zgranego zespołu, jaki od lat współtworzy z Rafałem Różalskim (kontrabas) i Kamilem Miszewskim (perkusja), Witold Janiak (fortepian) przełożył ludowe melodie właśnie na język porozumienia łączący tych trzech znakomitych instrumentalistów. Trio mieliśmy okazję podziwiać choćby na wspaniałym albumie z 2013 roku "Cinema Meets Jazz" oraz na żywo, w Poznaniu, podczas koncertu, jaki odbył się w Blue Note pod koniec 2014 roku.
Album "Zagrajcie swoją muzykę..." otwiera "Oberek", stanowiący znakomite połączenie dojrzałego, opartego o klasykę podejścia do swobodnej linii muzyki ludowej, z ciepłem sączącym się z kontrabasu; lekkością, lecz jednocześnie powagą fortepianu i ulotną mgiełką wszechobecnej perkusji. Swawolna lekkość muzyki ludowej zmieszana z ambitną aranżacją na jazzową nutę pełna zwodniczych, zadziornych znaków zapytania wieszanych w powietrzu przesiąkniętym pięknem muzyki fortepianowego tria przechodzi łagodnie w pełną niezwykłej delikatności i uroku, klasyczną opowieść z suspensem, jaką stanowi z kolei "Kowal". Opowieść to piękna i fascynująca, w której nieocenionym operatorem zmian klimatycznych jest kontrabasista - Rafał Różalski, czuwający nad każdym maleńkim krokiem pianisty i stawiający pod jego stopami solidne podwaliny.
Skoczny, taneczny charakter "Oberka" , zapisanego na albumie pod numerem "3" porywa lekkością słonecznego poranka w taniec radości, przeplatany jednak pięknem rozkwitających z fortepianowej bieli i czerni rozlicznych kolorów, prężących dumnie swoją pierś w pełnym słońcu. Trio zamienia się nagle we wszystko to, co do rozkwitu potrzebne: drobniutkie perełki krystalicznej, źródlanej fortepianowej mżawki, ciepłe, soczyste słoneczne promienie kontrabasu oraz ożywczy, letni zefir zrodzony z perkusyjnych poczynań Kamila Miszewskiego. Najpiękniejszym jednak (jak dla mnie) i najsubtelniejszym zarazem tematem jest chyba "Kujon", którego klimat i czar niegasnący kontynuowany jest na swój sposób także w następującym tuż po nim, radomskim "A dzień dobry". "Kujon" to, obok niepodważalnej czystości i piękna nut wypływających spod klawiszy fortepianu, doskonałość fantastycznej palety barw i potęgi kontrabasu, którym możemy zachwycić się bezgranicznie podczas cudownie wydłużonej solówki.
Utwór "Krzysztofie, Krzysztofie" stanowi natomiast prawdziwą eksplozję żywiołowości oraz trudnej do utrzymania w ryzach radości ze wspólnego "zestrzelenia ducha" w jedność i w tej jedności spotkanie z ... muzyką przodków oraz prawdziwym duchem muzyki ludowej. Równie energetycznym, ocierającym się jednak momentami o pewnego rodzaju trans głęboko zakotwiczony w pozornie lekkich nutach jest przedostatni utwór na płycie - "Żebyś nie chodziła". Tu, pośród niepokojących momentami dźwięków fortepianu oraz kontrabasu, atmosferę nakręca bez dwóch zdań perkusja, zamieniająca się w puls rozchodzącej się nagle po całym ciele krwi, wypełnionej mocą piękna muzycznych uniesień.
Album zamyka przepiękna i pełna niezwykłej delikatności i zmysłowości aranżacja radomskiej melodii "Pojadę ja do roboty". Zarówno ta melodia, jak i cała płyta, rozmarza, skłania do refleksji oraz buduje jakby od środka pewnego rodzaju ... delikatność marzeń, otoczonych pięknem krajobrazu tradycji oraz kultury, w jakich przyszło im dorastać.
Jak to w przypadku Janiaka bywa, płyta na pewno warta jest uwagi i z przyjemnością nieopisaną spotkałabym znów całe trio, z najnowszym materiałem, podczas kolejnego koncertu w poznańskim Blue Note, czego z całego serca życzę bywalcom poznańskiego klubu, jak i sobie samej.
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz