17.02.2017 roku na sklepowe półki trafił długo wyczekiwany, jedenasty już w dyskografii zespołu Loud Jazz Band, album „The Giant Against The Girl”. Ogromne poruszenie wzbudził w związku z tym styczniowy numer magazynu Top Guitar (1/2017), w którym zawarto obszerny wywiad z liderem grupy, Mirosławem „Carlosem” Kaczmarczykiem, uchylającym rąbka tajemnicy co do przesłania oraz szaty graficznej albumu. Postać Carlosa zdobiła również okładkę miesięcznika (fot. Henryk Malesa), a brzeg pisma, niczym piękną księgę, zatytułowano jego nazwiskiem. W wywiadzie artysta zdradził również, iż muzyka zapisana na najnowszym albumie będzie przede wszystkim odważna i dojrzała, bogata w gitarowe eksperymenty. Nim przejdę do opisu wrażeń, jakie na mnie wywarł niniejszy album, pozwolę sobie zacytować fragment przepięknej, doskonale trafiającej w sedno i istotę tego zespołu marzeń, wypowiedzi „Carlosa” dla Top Guitar:
„Są rzeczy, których nie można powiedzieć słowami. Są motywy, które docierają natychmiast i takie frazy, które intrygują i zachęcają do poszukiwań. To się dzieje podświadomie. Dużo z tych relacji jest w zasadzie naszą intencją, ale są też rzeczy, które wyzwalają się same w miejscach i sposób, który w ogóle nie był zaplanowany. To, że muzycy w Loud Jazz Band są tak diametralnie różni, wyzwala potencjał możliwości docierania do szerszej publiczności.”
Album nagrano w Studio Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej, wyjątkiem jest bonus track, zarejestrowany podczas koncertu, z Knutem Løchsenem przy syntezatorze. Nagrań dokonano w następującym składzie: Mirosław „Carlos” Kaczmarczyk – gitary, Øyvind Brække – puzon, Wojciech Staroniewicz – saksofony, Paweł Kaczmarczyk – fortepian, Jonas Cambien – syntezator (w utworach: 1, 3, 5, 6) i fortepian (w utworze 2), Kristian Edvardsen – gitara basowa, Ivan Makedonov – perkusja i Maciej Ostromecki – instrumenty perkusyjne. W utworze tytułowym dodatkowo pojawia się Ingeborg Torneberg – wokalizy. Znamiennym jest fakt, że jeśli chodzi o skład zespołu, pomimo tak długiego stażu na scenie, od lat niezmiennie u boku „Carlosa” występują współtwórcy zarówno polskiej, jak i norweskiej edycji LJB.
Niespełna 56 minut kompaktowego dzieła stanowi zbiór siedmiu najczystszych i najdoskonalszych kompozycji autorstwa Mirosława „Carlosa” Kaczmarczyka, wzbogaconych o dodatkową ścieżkę, zarejestrowaną na żywo podczas koncertu w warszawskim Multikinie Ursynów (09.11.2015):
1. „Sketches of Mine”, 2. „Imeka/Part One/”, 3. „Imeka /Part Two”/, 4. „The Patience”, 5. „The New People”, 6. „The Giant Against the Girl”, 7. „Mindfulness”, + bonus track: 8. „Babskim uchem”.
W przypadku „Carlosa” Kaczmarczyka wszystko, co pośród zjawiskowych dźwięków odnaleźć zdołamy, stanowi komentarz do życiowych refleksji, wspomnień, sytuacji czy też opisów wrażeń. Co bardzo ważne i niemniej typowe dla kompozytora i lidera grupy, w jego zespole każdy z muzyków dostaje wspaniałą, mądrą, wyważoną wolność, by – podążając za wyborną myślą, w prześwietny sposób przelaną na nuty – pozostać mógł sobą i siebie wyrazić, tym samym wzbogacając utwór o własną wypowiedź oraz wrażliwość. Nie samymi jednak muzykami wzrasta nieustannie norwesko – polska grupa, obecna na scenie już od 27 lat. Jak mawia „Carlos”, stałym i wielce ważnym, „niegrającym członkiem zespołu” jest Kuba Karłowski, odpowiedzialny za estetykę wizualną grupy. To jemu zawdzięczamy niepospolicie piękne okładki i całe szaty graficzne albumów, to on tworzy fenomenalne plakaty, on trzyma pieczę nad internetową stroną zespołu! Kuba, jak nikt, potrafi w okamgnieniu odczytać najgłębiej ukryte, najmniejsze subtelności zamysłu artystycznego twórcy i - dzięki wrażliwości ogromnej i niesłychanemu talentowi - w najdoskonalszy sposób przełożyć je na obraz, który zachwycić zdoła każdą wrażliwą duszę, szukającą piękna. Wielką ucztę dla oczu znajdziemy w albumie, który najbardziej nawet zatwardziałe serca rusza.
Muzyka Loud Jazz Band to dojrzałość piękna, jakiego nie sposób wyobrazić sobie bez tak potężnych przewodników. Ciągłe wspinanie się na nieskończoną drabinę doskonałości, wolność, odwaga, uzdrowienie zmysłów, którymi nagle szersze widać plany. Tutaj nie sposób ograniczyć się do „łapania dźwięków” – kompozycje „Carlosa” skłaniają nieustannie do dialogu na otwartej przestrzeni, pomiędzy dźwiękami. To rozmowa dusz, do której podejść trzeba z szacunkiem największym, skupieniem, ufnością, aby zamknąć oczy i otworzyć serce, dając się poprowadzić ku nieśmiertelności piękna, w dźwiękach zaklętego.
Album otwiera fascynująca kompozycja „Sketches of Mine”. Niezwykle doniosły nastrój, rodzący się pośród pełnych refleksji, ulotnych podmuchów piękna, wiedzie magiczną ścieżką pełną dreszczyków ku coraz większemu napięciu. Niezwykłość gitarowych dźwięków zniewala, dotyka i trwoży, muzyką tak potężną, u podstawy której rodzi się w pełnym blasku delikatny – lecz oszałamiający, cudownie egzotyczny dźwięk saksofonu, rodem z odległych krain. Wspaniała barwa i wyraz saksofonu, cudownie silny bas i nade wszystko – nie do przecenienia praca sekcji rytmicznej! Wszystko to, w znakomity sposób, z ojcowskim niemal uczuciem scala gitara lidera, nadając subtelności. Mistrzowskim zagraniem jest pojawienie się w czwartej minucie – kiedy napięcie zdaje się sięgać zenitu - wielkiej potęgi orkiestrowego brzmienia, które fenomenalnie rozładowuje emocje, przechodząc w typową radość ze wspólnego grania, pieśń życia, swoisty … hymn LJB. Muzyka oddziela się od ciała, uwalnia z nut, wznosi wysoko, ponad wszystko, spoglądając z góry z rozmarzeniem… i rozmarzenie w odbiorcy wzbudzając. Tą marzycielską nutką zaczyna się „Imeka” – pełna lekkości, kusząca, z wspaniałym saksofonem tenorowym Wojtka Staroniewicza, z charakterystyczną dla niego, pełną zmysłowości, chrypką. Króciutki wstęp /Part One/ przechodzi płynnie w drugą, rozbudowaną część utworu, najczystszą, najpiękniejszą i najdelikatniejszą gitarą, roztaczającą przed odbiorcą cudownie senne, bajeczne pejzaże. To wieloplanowy, wielowymiarowy utwór, prowadzący ku ważnej bramie i jednocześnie rozbudzający odwagę, aby ośmielić się wyciągnąć ku niej dłoń. Z pojawieniem się gitary w pierwszych sekundach drugiej części /Part Two/, utwór jakby klaruje się, budzi do życia, do rozmazanej rzeczywistości dochodzą wyraźne ramy piękna, pojawia się istotny, brakujący element, którego braku wcześniej nie dostrzegaliśmy. Wszystko zyskuje nagle seraficzne barwy, spręża się, jednocześnie rozwijając skrzydła. Utwór niejedną niespodziankę niesie – pośród nieziemskich dźwięków, zostajemy uraczeni jeszcze fantastycznym, delikatnym i pełnym dostojności solo na fortepianie. Tak, jakby przejście do poziomu drugiego wzniosło muzykę w przestworza, wysoko nad chmury, nadając charakteru i wzniosłości. Wspaniały motyw przewodni, wytwarzający niesamowitą więź, stanowiący jakby punkt bezpieczeństwa, do którego zawsze można powrócić, z najdalszych nawet podróży po niezbadanych duchowych zakamarkach.
„The Patience” to zarazem sięgnięcie po bardziej „surowe” i odważne gitarowe brzmienie, jak i poprzez znakomitą sekcję dętą – największe nawiązania do wcześniejszych dokonań zespołu. Tu, po dotarciu do muzycznej tamy, mamy do czynienia z prawdziwym rozlewem potęgi i mocy, płynących hojnie nieposkromionymi strumieniami. Paradoksalnie, mimo „napiętej atmosfery”, wszystko jest doskonale rozrzedzone, majestatycznie spowolnione tempo, które pozwala na odnalezienie prawdziwej ciszy w … największym „hałasie”. W trzeciej minucie pojawia się wyśmienite solo puzonu (Øyvind Brække), tęsknie opowiadającego bajecznie piękną historię na poziomie kwantowym. Mamy wrażenie mozolnej, dobrze przemyślanej budowy wszechświata z odłamków piękna i akcentów boskości. Wielką machinę w ruch wprawia natchniony fortepian Pawła Kaczmarczyka. Totalny, wielki, lecz majestatyczny „chaos”, cudownie doskonały! Tutaj, stworzenie świata następuje w zaledwie… siedem minut. A każda jedna nosi znamiona boskości… Tak przechodzimy w ważną opowieść, pełną subtelności, jaką jest „The New People”. Fascynująca, lecz pełna niepokoju i ostrożności, wędrówka po niełatwej drodze, zdecydowanie jednak warta zachodu. Utwór przynosi nastrój niepewności i oczekiwania, po czym przychodzi rozlanie najlepszych emocji, ciepła i bliskości. Mistrzowsko budowane napięcie, znakomite dialogi pomiędzy muzykami, nawoływania nie pozostające bez odpowiedzi. Spektakularne solo Pawła Kaczmarczyka na fortepianie wyrażające wszelkie najgłębsze emocje sprowadza delikatność, dając poczucie bliskości, prowadzące wręcz ku… szaleństwu. Utwór przynosi harmonię, mimo… złudnego chaosu, w którym dla każdego najmniejszego dźwięku przygotowane jest odpowiednie, właściwe mu miejsce.
Największe zaskoczenie dla wiernych słuchaczy stanowi tytułowy utwór – mocny, rockowy - “The Giant Against The Girl”, z wspaniałą wokalizą Ingeborg Torneberg. Kompozycja od pierwszych chwil sprawia wrażenie machiny, wielkiej i potężnej, groźnie napędzającej się. Pełna potęga, nieograniczona moc i ciężkie brzmienie gitary (rewelacja!!!) oraz pozostałych instrumentów, z którym konfrontowane są delikatne wokalizy, w dość jednoznaczny sposób rozwijają tytuł kompozycji. Kompozytor w nad wyraz doskonały sposób potrafi przenieść odbiorcę w osobistą opowieść, pełną niepokoju i oczekiwania na najgorsze, poprzez nagły lot w dół, wielkie pchnięcie, ostre pikowanie i nagle… wskazuje dłoń łagodzącą wszystko. Dłoń, dzięki której spadanie z najwyższych nawet wysokości nigdy nie było tak lekkie, przyjemne i odwracalne w czasie oraz… przestrzeni. W szóstej minucie utworu, mimo nieprzejednanej potęgi „ciemności”, gitara zdaje się rozjaśniać wszelkie chmury, rozsuwać je i wzlatywać wysoko ku niebu – silna, zdeterminowana, pełna emocji i gniewu, gotowa na wszystko. Cudowny pokaz siły i swoistej walki, odwagi i zdecydowania. Doskonały utwór!
Album kończy przepiękna „Mindfulness” - pełna delikatności gitary klasycznej, o balladowym nastroju, ale z ogromnym rozmachem, - jak przecież na Loud Jazz Band przystało! Arcypiękny motyw. Pełen rozmarzenia, wdzięczności, melancholii. Wychwycić można ulotny moment, kiedy palec nadaje wolności gitarowej strunie, by niosła dźwięk, wysoko w przestworza…Wspaniały dwugłos instrumentów dętych, pełna harmonia, niezwykła delikatność zaklęta w klawiszach fortepianu. Cudowny, kameralny nastrój zapewnia – niewidoczny za rozbudowanym, cudownie tajemniczym swym „centrum dowodzenia” - Maciej Ostromecki. Myślę, że warto ponownie przytoczyć fragment wywiadu ze styczniowego Top Guitar, w którym „Carlos” Kaczmarczyk wypowiada się w następujący sposób:
„Sformułowanie „przyjaciel” zostało skonfrontowane przez codzienność. Zostali tylko ci prawdziwi, aktywni, wyprzedzający myśli i oczekiwania. To im składam pokłon w utworze „Mindfulness”. Cieszę się, bo wzrosła jakość moich przyjaźni.”
Pomiędzy albumem a bonusowym utworem występuje, co ważne, a niestety rzadko przez muzyków przestrzegane - odpowiednio długa przerwa, tak, byśmy zdążyli ochłonąć po cudnej, zamkniętej całości i jednocześnie otworzyć się na wspaniały dodatek. Utwór „Babskim Uchem” pochodzi z koncertowego nagrania, przy syntezatorze zasiada więc – zamiast Jonasa Cambiena – Knut Løchsen. Utwór ten fantastycznie jest rozbudowany, zagrany z pełnym rozmachem, pełen barw i wyrazu. Pogodny, mocny, z pięknymi instrumentami perkusyjnymi, wspaniałym saksofonem i szalejącą perkusją. Wielowątkowy kalejdoskop dźwięków z małymi iskierkami radości. W trzeciej minucie zaczyna się rozległe solo na syntezatorze - prawdziwy kosmos i międzygalaktyczna podróż! Po nim następuje powrót do znakomitego motywu przewodniego i … cudowne wyciszenie, z wspaniałym basem Kristiana Edvardsena. Kompozycja – rzec można - głośna i „huczna”, ale kiedy docieramy do samego serca, wybucha delikatnością, niczym pnąca roślinność, rozrastająca się w różnych kierunkach, każdym kawałkiem siebie poszukując słońca.
Niejednokrotnie bywam mocno zaskoczona, oszołomiona kolejnymi poprzeczkami, które tak zgrabnie, z lekkością i gracją, przeskakuje grupa Loud Jazz Band, nie ustając w podążaniu za coraz głębszym znaczeniem słowa „doskonałość”. Tym razem jednak, nie do pojęcia jest to, jak bardzo wysoko potrafią wyruszyć, jak wiele odkryć – choćby się zdawało, że dotąd osiągnęli już wszystko najlepsze, największe. Muzyka, jaką tworzy Mirosław „Carlos” Kaczmarczyk, oraz atmosfera, - ten specyficzny klimat wokół Loud Jazz Band, to jak marzenie, które nigdy nie da spłonąć. Marzenie, które – zamykane w dłoni, nowych dostanie skrzydeł, wzlatując jeszcze wyżej, aby nieustannie otwierać nowe wrota, na tych najwyższych szczeblach. To nieskończoność piękna w dźwiękach zaklętego i otwieranie oczu na to, co dostrzec tak trudno, a duszę cieszy najbardziej …
Walka z potęgą siły, przez potęgę piękna, mądrości i wrażliwości. Musi być… wygraną.
Nieprawdopodobnie wielka radość i zaszczyt spotkały mnie przed tygodniem, kiedy miałam możliwość uczestniczyć w koncercie promującym album „The Giant Against The Girl”.
Tymczasem, końca dobiegła zimowa polska trasa promująca płytę. Przed nami natomiast – trasa norweska, w ramach której, na razie, następujące kwietniowe wydarzenia:
21.04. 2017 Cosmopolite, Oslo
22.04.2017 Hønefoss
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz