Przed kilkoma dniami miałam... sen. Tak realny, tak racjonalny niesamowicie.... (Zupełnie tak samo, jak sen sprzed kilkunastu dni, w którym uczestniczyłam w koncercie duetu Tony Banks /klawisze/ & ... Wojciech Staroniewicz /saksofon tenorowy/, pełen przepięknych kompozycji... lecz nie o tym dzisiaj!). Sen, który - tak naprawdę - wystarczy po prostu przepisać, by utworzyć piękną listę pięciu najwspanialszych albumów roku 2017! W dodatku - z pełnym uzasadnieniem!
... 5!
Piąte miejsce w moim rankingu zajmuje album Piotr Lemańczyk Quart-er - "Live in Klub Żak" (Soliton). /nośnik: CD, LP/
Album powstał z okazji 25-cio lecia działalności lidera na scenie muzycznej. W 2016 roku genialny kontrabasista i kompozytor powołał znakomity skład, z którym koncertował po Polsce i po świecie: Walter Smith III - saksofon tenorowy, David Kikoski - fortepian, Piotr Lemańczyk - kontrabas, Colin Stranahan - perkusja oraz Grzegorz Nagórski - puzon. W marcu ubiegłego roku miałam niewypowiedziane szczęście być uczestnikiem koncertu, podczas którego Panowie prezentowali materiał z albumu, nagranego zaledwie... dzień później, w gdańskim klubie Żak. Nie dość, że skład był naprawdę wyborny, a kompozycje - genialne; w dodatku - czytelnicy Babskiego Ucha zdają sobie sprawę, jak bardzo cenię samego Piotra Lemańczyka... I jakby tego wszystkiego było mało - album ukazał się, jako pierwszy w liczącej ponad 50 pozycji dyskografii kontrabasisty - na płycie winylowej, której jestem szczęśliwą posiadaczką! Wspaniały album, piękne podsumowanie pierwszych 25-ciu lat niezwykłej kariery! Nic, tylko słuchać i coraz głębiej zapadać w marzenia o doskonałości świata....
... 4!
Miejsce czwarte mojego podsumowania należy do Adama Bałdycha & Helge Lien Trio + Tore Brunborg - "Brothers" (ACT). /nośnik: CD, LP/
To drugi już album niezwykłego projektu polskiego skrzypka ze znakomitym triem norweskiego pianisty - Helge Liena. I może stąd właśnie... "zaledwie" czwarte miejsce na mojej liście. Album jest - bez dwóch zdań - wielkim dziełem. Niezwykle porusza, uwrażliwia na piękno tak subtelne, że niedostrzegalne wręcz dla "nieobecnych" dusz, twardo stąpających po ziemi. Można go słuchać bez końca, wciąż odkrywając nowe horyzonty, zgłębiając tajemnicę swojej własnej duszy, uszlachetniając wiecznie swoje własne wnętrze. Koncert, jaki się odbył w listopadzie tego roku, obejmujący materiał z omawianego albumu, niejedną twarz ludzką skropił sowicie łzami wzruszenia, zmuszając do refleksji... Co tu zresztą dużo mówić - koncert ten był jednym z dwóch zaledwie, które naprawdę w tym roku poruszyły mnie bezgranicznie, zabierając do całkiem innego świata... Tam, gdzie marzenia taplają się w magii, po czym wzlatują, naprawdę wysoko, stając się słońcem dla realnych światów...
... 3!
Płyta, która zajęła u mnie trzecie miejsce, nie miała ze mną... łatwo. Grunt dla niej, przyznać muszę, był bardzo niekorzystny; aż do tego stopnia, że stanowić miała jedynie kolekcjonerski dodatek do swej poprzedniczki z minionego roku 2016... Bowiem "Bagders and Other Beings" Helge Liena z roku 2016 to dzieło mistrzowskie i tylko o niej marzyłam, zakochana całkiem, by zdobyć ją na winylu! Jednakże, niejako - początkowo - po prostu "do pary", zdecydowałam się również na tegoroczne wydawnictwo, które, jak miało się okazać już po kilku chwilach - oczarowało mnie mocno, całkiem z nóg zwalając! Helge Lien - "Guzuguzu" (Ozella) to naprawdę mocne trzecie miejsce u mnie - zdobyła moje serce tak chłodno przygotowane na jej przyjęcie... Pełna ukrytych - lecz także wyraźnych cząstek doskonałości, jakby zaczerpniętych wprost z receptury na świat idealny! Genialne melodie, wspaniała współpraca tria norweskiego pianisty; zabawa dźwiękami, która prowadzi w najwspanialsze nieba, - wyżyny, na których mało która stopa stanąć może! Ponadczasowe piękno, mądrość, doskonałość! /nośnik: LP/
... 2!
Teraz - UWAGA! - debiut! Tak! Na drugim miejscu umieszczam debiutancką płytę muzyka, który długie lata przygotowywał się do tego "wielkiego skoku" i zrobił to tak pięknie, wspaniale, odważnie, że... lepiej być nie mogło! Jakub Pielak, lider i założyciel formacji Free Fusion Band wskoczył na drugie miejsce mojej listy marzeń 2017 roku ot tak, jakby to, że debiut może być czymś od razu wspaniałym - było rzeczą normalną! Free Fusion Band - "Vulcan's Electric Hammer" (Allegro Records) to rzecz doskonała: ambitna, piękna, czysta, niezwykle prawdziwa, odważna i dopracowana pod każdym aspektem! Oprawą wizualną zajął się Kuba Karłowski /Park Lane/, którego dzieła stały się już znakiem jakości choćby dla Loud Jazz Band. Album, jaki wyskoczył nagle "z kapelusza", plasując się od razu aż na samym szczycie, zawartość ma strasznie trudną do sprecyzowania w kilku zaledwie słowach ... Wspaniale nowatorski, odważny i szczery, pełen niespodzianek, tajemnic i ukrytych znaków zapytania, jakie uderzyć mogą w samego odbiorcę, który - sięgając po album, zaraz się przekona, że jego się nie słucha... W nim się uczestniczy! / nośnik: CD/
... 1!
Loud Jazz Band - "The Giant Against the Girl" (Polskie Radio) to absolutny numer jeden, - jeśli bym miała poddać się całkiem uczuciom rozsadzającym mą duszę i serce, kiedy o nim myślę, to rzec bym mogła, że będzie "jedynką" już do końca świata. Nic go nie przebije! Bo choć Mirosław "Carlos" Kaczmarczyk (lider i gitarzysta) już od trzydziestu prawie lat zespół prowadzi, ciągle w górę, nad chmury, ambitnie zaciskając zęby i dążąc niestrudzenie do jeszcze wyższych poziomów doskonałości absolutnej; choć wciąż kompozycje jego pełne są tak charakterystycznej wrażliwości, delikatności duszy i poczucia smaku; subtelne, lecz ambitne, pełne dojrzałości, pewności siebie, odwagi - każda z nich - jest inna. I każda na swój sposób stanowić by mogła solidne, mocne filary pod budowę świata marzeń, który się nie zawali żadnymi podmuchami, /wichurami nawet!/ jakie potrafią nieraz spłatać figle, wlatując z realnego świata w tak kruche marzenia. Zakochana od lat już bez granic w muzyce, jak i w całej estetyce, która u LJB być musi - rzecz jasna - na jak najwyższym poziomie, w mijającym roku miałam możliwość konfrontacji marzeń i uczuć z tym, co jest... naprawdę. Bowiem w lutym 2017 roku po raz pierwszy byłam wreszcie świadkiem koncertu (cudownego!) zespołu, widziałam na żywo wszystkie ich czary, magię, "rzucanie uroku" na serca publiczności... Choć bałam się mocno, że marzeniom moim oberwać może się co nieco w takiej konfrontacji - okazać się miało, że moja wyobraźnia, marzenia oraz odbiór tego, co Loud Jazz Band tworzy - to nic w porównaniu do tego, jak jest naprawdę. Jacy to geniusze, mistrzowie i magicy! Loud Jazz Band - nad wszystko! Większych cudów... nie ma! Absolutny numer jeden, teraz - i na zawsze! /nośnik: CD/
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz