wtorek, 4 września 2018

Rafcox: Sound Designer (Rafcox Production, 2015)





"Sound Designer" jest projektem autorskim świętokrzyskiego trębacza, dla którego muzyka jest czymś, co od pokoleń krąży w jego rodzinie, zapisane w genach tłustą czcionką. Rafcox, czyli Rafał Gęborek, przygodę z prawdziwą muzyką rozpoczął już jako kilkuletni chłopiec, od dziewiątego roku życia zasilając skład big bandu Juniors Band Starachowice, założonego i dyrygowanego przez jego ojca, Mirosława Gęborka. Big band niedawno obchodził 25 - lecie swojego istnienia wspaniałym jubileuszowy koncertem, który stał się dla mnie pretekstem do przeprowadzenia wywiadu z Panem Mirosławem.

Wspomnienie big bandu, w którym Rafał Gęborek gra do dnia dzisiejszego, nie jest bynajmniej przypadkowe... Kiedy wyobrazimy sobie taką orkiestrę, w której tak ważnym jest, by każde ogniwo zadziałało w określony sposób; kiedy pomyślimy, jak wszystkie te komórki łączą się w jeden organizm, a potem - nagle odbierzemy im nuty, zburzymy scenę, usuniemy grunt spod stóp; spakujemy każdego z członków - osobno, do własnej rakiety i wyślemy w odległą galaktykę - wtedy zrozumiemy, jak wszechstronnym, pomysłowym, odważnym i pełnym wyobraźni muzykiem jest Rafcox, który oto wyruszył w samodzielną, odważną muzyczną podróż dalej, niż sięgają marzenia niejednego śmiertelnika...


"Sound Designer", nagrany w składzie: Rafał Rafcox Gęborek (trąbka, elektronika), Paweł Konikiewicz (instrumenty klawiszowe, elektronika), Adam Milwiw - Baron (elektronika, bas, puzon, fluegelhorn, kornet) to prawdziwa międzygalaktyczna podróż wiodąca przez najróżniejsze gatunki muzyczne, takie jak: ambient, downtempo, nu-electro czy techno. Nad wszystko jednak, to podróż po niezbadanych zakamarkach wyobraźni odważnego i utalentowanego muzyka.

Odrealniona, pozbawiona wszelkich ram i ... zobowiązań gatunkowych muzyka staje naprzeciw słuchacza z dumnie wypiętą piersią, budząc od razu szacunek i nakazując uległość i niezbitą wiarę w to, że podjęta wędrówka na pewno nie będzie podróżą bez celu. Otwierające album "Intro" od razu burzy cały ład i porządek świata, do jakiego przywykliśmy. Budzi niepokój, karmi go zaburzoną ciszą by rósł w nieskończoność... Aby usuwał nam grunt spod stóp z bezczelnym wręcz uśmiechem nakazując natychmiastowe rozłożenie skrzydeł - które albo w tym momencie odnajdziemy w sobie, albo zgubimy się całkiem w coraz czarniejszym, coraz bardziej groźnym, ziejącym z każdego kąta, niepokoju... W tą cudną otchłań wpadamy następnie utworem "Ami", w której jak zaczarowani podziwiać możemy niezwykłą dostojność spreparowanej trąbki obwieszczającej nieskończone piękno w samym środku groźnego, ciemnego kosmosu, pożeranego przez otchłań rozpływającą się w swej własnej czerni. Przejmujące dźwięki instrumentu, który za wszelką cenę zdaje się próbować przedostać na właściwą stronę życia, dają poczucie uczestnictwa w rodzaju seansu, który ma za zadanie doprowadzić do oczyszczenia, otwarcia oczu na szerszy świat, niż to, co pod nosem. Do przedarcia się na tą drugą stronę... Po wielkim napięciu i oczekiwaniu, druga część utworu spływa prawdziwie chilloutowym klimatem, dając swoiste poczucie wytchnienia i ulgi. Jednakże kolejny z utworów, "Perky", ponownie przenosi nas, ze zdwojoną siłą, za tą bezduszną szybę, przez którą chcielibyśmy się przebić. Otaczająca z każdej strony muzyka "przytłacza" wręcz siłą swojej obecności, wwierca się w organizm, penetruje żyły, wdziera się wprost do serca, do duszy, do myśli, aż kształtuje gdzieś w środku nową formę istnienia, w nas samych, odbiorcach, budując - czy tego zechcemy, czy nie - nowe przestrzenie domagające się natychmiastowej eksploracji. Stawia na ringu i nakazuje walkę, z sobą samym. 

Przełom, stopniowe rozproszenie gęstych, złowieszczych chmur, następuje w utworze "Magic Trumpet", za sprawą trąbki lidera, stającej się jakby łącznikiem ze światem realnym. Po nim jednak, zupełnie znienacka, następuje najbardziej surrealistyczna część albumu - niespełna sześciominutowy "Fan", zacierający nowo odkryte granice pomiędzy tym, co rzeczywiste, a co zaistnieć może jedynie w świecie wyobraźni... Odważny, niczym nie skrępowany, z silnym, władczym rytmem, wkracza dostojnym, mocnym krokiem w sam środek naszej świadomości gasząc światła, burząc spokój - jednakże dochodzące ze zdwojoną mocą jasne promienie trąbki i instrumentów klawiszowych sprawiają, że to, co przed chwilą jeszcze było niszczycielską siłą, nagle - przemienia się w siłę sprawczą, na nowo budującą lepszy porządek świata. Naszego, wewnętrznego, przez który przeszły właśnie wichury, grad, trąby powietrzne - i zapanował spokój, w który wtłoczyć już można całe pokłady nowego piękna.

O ile można w tej pełnej piękna i nieskończonej mocy muzyce, przeprowadzającej istny przewrót w świadomości i wyobraźni odbiorcy, mówić o baśniowości - objawia się nam ona w pełnej krasie w przedostatnim utworze, "Bubble Swing". Jest to zarazem ideale wprowadzenie do cudownej, poruszającej, kosmicznie wręcz pięknej kompozycji "Awakening", zamykającej całość.  Tu występuje pełnia najczystszych, najdelikatniejszych emocji, poruszające piękno pewnej tęsknoty, ... skarb tak kruchy, że aż strach chwycić go w dłoń, aby nie zniszczyć.

Wspaniały album, rozbrajająco szczery, brutalnie prawdziwy, o zaskakująco wielkiej sile przekazu, odważny i ...zuchwale piękny!

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz