niedziela, 14 października 2018

Rafał Sarnecki: Climbing Trees (Outside in Music, 2018)




Rafał Sarnecki, jeden z najlepszych współczesnych gitarzystów jazzowych polskiego pochodzenia, opublikował w tym roku niejako kontynuację wyśmienitego albumu z roku 2014 ("Cat's Dream", BJUR, 2014). Kontynuację jednak - jedynie w sensie składu zespołu i obranego kierunku, w którym przez tych lat kilka z uporem "wciągał", codzienną, mozolną pracą, na jeszcze wyższe szczyty (... "climbing trees"...). Jeśli - w co ośmielę się wątpić - ktoś z czytelników jeszcze by nie wiedział, kim jest Rafał Sarnecki, pozwolę sobie przybliżyć pokrótce jego sylwetkę odwołując się do własnego wpisu sprzed czterech lat:

Sarnecki to znakomity polski gitarzysta jazzowy, od lat działający z ogromnym sukcesem na nowojorskiej scenie jazzowej. W Nowym Jorku ukończył z wyróżnieniem studia na wydziale jazzu w New School Univeristy oraz studia magisterskie na wydziale jazzu w CUNY Queens College. Z autorskich projektów gitarzysta ma już na swoim koncie cztery albumy: nominowany do nagrody FRYDERYK 2009 "Songs From A New Place" (2009), wydany przez Fresh Sound New Talent "The Madman Rambles Again" (2011), wspomniany wyżej "Cat's Dream" (2014) oraz najnowszy - "Climbing Trees" (2018). 

Na "Climbing Trees" usłyszymy następująca obsadę instrumentalistów: Rafał Sarnecki - gitara, Lucas Pino - saksofon tenorowy, klarnet basowy, Bogna Kicińska - wokal, Glenn Zaleski - fortepian, Rick Rosato - kontrabas, Colin Stranahan - perkusja. 

Znajdziemy tutaj osiem świeżutkich kompozycji Sarneckiego (w tym jedna - trzyczęściowa, zaindeksowana pod numerami: 3, 4, 5), zmierzających świadomie (czy raczej: wzbijających się) do z góry określonego celu. Na pierwszy rzut "ucha" rzuca się fakt, iż oto sześcioro instrumentalistów od pierwszej aż po ostatnią chwilę wybrzmienia płyty staje się jedną myślą i jednym duchem. Nie bez znaczenia pozostają tu lata wspólnego muzykowania, czy niezliczona ilość wspólnych koncertów, jakie przemierzyli wspólnie z porywającym materiałem z "Cat's Dream", po którym już można było stawiać znaki zapytania, czy można osiągnąć więcej...

Album ten, mimo, iż zapełniony myślą kompozytorską gitarzysty pozostającego również jego producentem, odkrywa przed odbiorcą całe pokłady dźwiękowych niespodzianek, dobywających się z bogatego instrumentarium. Wiedzeni jedną myślą, instrumentaliści mają wokół siebie wyraźnie odczuwalne szerokie pole manewru, ewidentnie współtworząc - a nie jedynie odgrywając zadaną muzykę. Taka demokracja to jednak nie nowość dla kompozytora, który wokół siebie zawsze gromadzi muzyków doświadczonych, z którymi - i dla których - pomyślany jest z góry rysujący się w jego głowie program.

Co do programu - znajdziemy tu wszystko, co ważne i wypowiedzenia warte. Kompozycje Rafała, prócz esencji piękna, jakie rozwija nad nami wielobarwną tęczą; oprócz emocji - niekiedy biegunowo skrajnych, do jakich odwołuje się w zakresie jednej kompozycji, niosą także ożywcze spojrzenie na rzeczywistość. Stanowią dźwiękowy komentarz dla spraw aktualnych i ponadczasowych, dotykają istoty człowieczeństwa i bytu, jednakże nie stroniąc od zabawnych "żartów". Czytając samą siebie właśnie zdałam sobie sprawę, iż dla czytelnika nie znającego albumu wydać się może jednoznacznym, iż kompozycje te opatrzone są tekstami... Nic bardziej mylnego. Utwory są w pełni instrumentalnymi, a wokalizy Bogny Kicińskiej stanowią jeden z równorzędnych instrumentów. Po prostu... muzyka, sama w sobie, jest tak silnie obrazowa, tak czytelna i jasna (co nie znaczy łatwa!), że wypowiada więcej niż najpiękniejsze słowa.

Może przytoczmy teraz tytuły utworów, które - także w większości mówią same za siebie: 

1. "Solar Eclipse"/ 2. "Dadaism"/ 3. "Little Dolphin - Part 1"/ 4. "Little Dolphin - Part 2"/ 5. "Little Doplhin - Part 3"/ 6. "Zhongguo"/ 7. "Write a Letter to Yourself"/ 8. "Dissapointing Fresh Peach"/ 9. "Hydrodynamics"/ 10. "Homo Sapiens".

Kompozycje, choć same w sobie stanowią zamknięte opowieści, - jeżeli spojrzeć na nie z większego dystansu - złożą się w piękną całość, cudne kontinuum, którego najwspanialszym, największym absurdem jest fakt otwartych drzwiczek, przez które można... wniknąć, do środka, szkód nie czyniąc. Rozgościć się i zostać, widząc rzeczywistość przez pryzmat kryształowej wręcz czystości dźwięków.



Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz