Po dwóch wyśmienitych albumach nagranych z norweskim triem wspaniałego pianisty, Helge Liena, Adam Bałdych powraca z mocnym, polskim składem. Prestiżowa wytwórnia ACT zapowiada premierę na dzień 29.03.2019.
Adam Bałdych, młody wiekiem - doświadczeniem z pewnością będący już weteranem jazzu na światowych scenach, po dwóch znakomitych albumach wydanych dla legendarnej wytwórni ACT z triem Helge Liena, tym razem zgromadził w swoim kwartecie czołowych polskich instrumentalistów, proponując odbiorcom album zatytułowany "Sacrum Profanum".
Na album składa się 10 kompozycji, z czego połowa to autorskie utwory polskiego skrzypka:
1. "Spem in alium" (Thomas Tallis)/ 2. "O virga ac diadema" (Hildegard of Bingen)/ 3. "Profundis" (A. Bałdych)/ 4. "Concerto Vor Viola And Orchestra" (Sofia Gubaidulina)/ 5. "Bogurodzica" (Autor Nieznany)/ 6. "Miserere" (Gregorio Allegri)/ 7. "Repetition" (A. Bałdych)/ 8. "Longing" (A. Bałdych)/ 9. "Miracle Of '87" (A. Bałdych)/ 10. "Jardin" (A. Bałdych).
Ciekawe jest instrumentarium, po jakie sięga kwartet Bałdycha, łącząc współczesne rozwiązania technologiczne w zakresie generowania dźwięków z instrumentami dawnymi. Na płycie słyszymy następujący skład: Adam Bałdych - skrzypce, skrzypce renesansowe; Krzysztof Dys - fortepian, preparowany fortepian, fortepian zabawkowy; Michał Barański - kontrabas; Dawid Fortuna - perkusja, krotale, bęben basowy gran cassa.
Szczerze powiedziawszy, kiedy zaczęły dochodzić mnie słuchy o zapowiedziach niniejszego albumu, poczułam lekkie rozczarowanie faktem, że nie szykuje się kolejny album z Helge Lienem i jego doskonałym triem. Zastanawiałam się nawet, czy po tym, co Bałdych zaprezentował w wydawnictwie "Bridges" i "Brothers", będzie on w stanie czymkolwiek przebić te niesamowite dokonania, zachwycić jeszcze bardziej i przekonać, że nadal - mimo osiągnięcia szczytu, o jakim niejeden może tylko pomarzyć - spogląda nadal w górę, szukając nowych wyzwań.
Dziś, po kilkudniowym zasłuchiwaniu się w "Sacrum Profanum" ze wstydem spuszczam głowę, zdając sobie sprawę, w jak wielkim byłam błędzie pozwalając sobie na takie wątpliwości. Technicznie - mamy do czynienia z niespotykanym dotąd eliksirem, powstałym z dokładnie odmierzanych elementów właściwych muzyce sakralnej z tym, co najlepsze w nowatorskiej muzyce współczesnej, wykraczającej poza powszechnie uznawane ramy jazzu. Niekwestionowana wirtuozeria skrzypka wznosi utwory na najwyższy poziom, któremu śmiało jednak dorównują pozostali instrumentaliści składu.
Otwierający płytę utwór Tallisa w aranżacji Bałdycha i Dysa już może dawać wyobrażenie o całości albumu, który jakby z zasady łamał konwenanse, a w miejsce ciężkich płotów i murów granicznych rozsiewał bujną zieleń. Pięknym, dostojnym krokiem muzycy - niczym rycerze broniący największej świętości, jaką w ich rękach staje się muzyka - unoszą ją ku niebu czarem instrumentów, co nieskończone schody z ziemi - w niebo wznoszą - i nakazują frunąć, wysoko, w przestworza, nie tracąc jednak z oczu bujnej, żyznej ziemi. Tak kompozycja otwierająca ten album, jak cała jego księga to z odbiorcą czyni, że balansować musi właśnie w tym "pomiędzy", tam odnajdując spokój, karmiąc spragnioną duszę i w tym przylądku małym, muzyką odkrytym - odnajduje swój azyl.
Po zachwycającym utworze uznawanej za świętą, uzdrowicielkę i wizjonerkę Hildegardy (fantastyczne rozwiązania instrumentalne Dawida Fortuny!), przechodzimy do pierwszej na tym albumie kompozycji Adama Bałdycha - "Profundis", wzbudzającej prawdziwe zdumienie, zachwyt, chwytającej mocno za serce - i strunami skrzypiec rysującej miliony ludzkich najgłębszych emocji. W tym utworze jest wszystko: bezgraniczna szczerość, ból sięgający dna, na które mało komu upaść się zdarzyło, ale jest i nadzieja, która wszystko splata, uskrzydla i w górę wznosi. Zaangażowanie skrzypka w dramatyczne partie mrozi krew w żyłach, sprawia, że zanika wszystko, nakazując nam poddać się tym namiętnościom, od których - brak ucieczki.
Otwierający płytę utwór Tallisa w aranżacji Bałdycha i Dysa już może dawać wyobrażenie o całości albumu, który jakby z zasady łamał konwenanse, a w miejsce ciężkich płotów i murów granicznych rozsiewał bujną zieleń. Pięknym, dostojnym krokiem muzycy - niczym rycerze broniący największej świętości, jaką w ich rękach staje się muzyka - unoszą ją ku niebu czarem instrumentów, co nieskończone schody z ziemi - w niebo wznoszą - i nakazują frunąć, wysoko, w przestworza, nie tracąc jednak z oczu bujnej, żyznej ziemi. Tak kompozycja otwierająca ten album, jak cała jego księga to z odbiorcą czyni, że balansować musi właśnie w tym "pomiędzy", tam odnajdując spokój, karmiąc spragnioną duszę i w tym przylądku małym, muzyką odkrytym - odnajduje swój azyl.
Po zachwycającym utworze uznawanej za świętą, uzdrowicielkę i wizjonerkę Hildegardy (fantastyczne rozwiązania instrumentalne Dawida Fortuny!), przechodzimy do pierwszej na tym albumie kompozycji Adama Bałdycha - "Profundis", wzbudzającej prawdziwe zdumienie, zachwyt, chwytającej mocno za serce - i strunami skrzypiec rysującej miliony ludzkich najgłębszych emocji. W tym utworze jest wszystko: bezgraniczna szczerość, ból sięgający dna, na które mało komu upaść się zdarzyło, ale jest i nadzieja, która wszystko splata, uskrzydla i w górę wznosi. Zaangażowanie skrzypka w dramatyczne partie mrozi krew w żyłach, sprawia, że zanika wszystko, nakazując nam poddać się tym namiętnościom, od których - brak ucieczki.
Skoro o dramatyzmie mowa - zaskakującym jest kolejny utwór - "Concerto Vor Viola And Orchestra", który przez implementację nowatorskich rozwiązań współczesnych jazzmenów - skutkuje iście elektryzującymi free jazzowymi czarami, czyniącymi niemały zamęt w niespokojnej głowie.
Najbardziej szokującą i zachwycającą jednocześnie kompozycją, po którą sięga kwartet Adama Bałdycha, jest ... "Bogurodzica", zagrana subtelnie, z należnym jej szacunkiem, tak, jakby Panowie grając - oplatali najpiękniejszym wieńcem pachnących, żywych kwiatów pamięć o najstarszej polskiej religijnej pieśni.
Najbardziej szokującą i zachwycającą jednocześnie kompozycją, po którą sięga kwartet Adama Bałdycha, jest ... "Bogurodzica", zagrana subtelnie, z należnym jej szacunkiem, tak, jakby Panowie grając - oplatali najpiękniejszym wieńcem pachnących, żywych kwiatów pamięć o najstarszej polskiej religijnej pieśni.
Po cudownej "Miserere" w aranżacji Bałdycha i Dysa (genialna gra Bałdycha, z zastosowaniem techniki pizzicato!), następują cztery kolejne utwory autorstwa Adama Bałdycha: energiczna, ekspansywna niemal, piękna "Repetition" z sekcją rytmiczną nadającą jej rockowego ducha; tęsknie rozmarzona, czarująca "Longing"; pełna delikatności marzeń i jednocześnie dostojności - "Miracle Of '87" oraz zamykająca płytę przebojowa "Jardin".
W moim odczuciu największą tajemnicę niesie przedostatni utwór, obiecujący, że pod warstwą cudownej melodii kryje się większe piękno i ważniejsze światy, dotyka kruchej prawdy, na którą niejeden nie jest jeszcze gotowy...
W "Sacrum Profanum" znajdziemy pewną poetykę, tak, jakby album powstał gdzieś... między światami, obdarty z codzienności, która zatraca wrażliwość, świadom prawd najcenniejszych, ale i niełatwych. Bałdych sprowadza na ziemię jakąś... nadzieję, wiarę, że to, co wysokie, prawdziwe, najpiękniejsze, czym świat budujemy, w co chcemy - i musimy wierzyć, żeby oczy co rano otwierać - że to wszystko bez trudu można i w codziennym życiu spotkać, poznać i dotknąć. A kluczem do tego, by światy te połączyć - jesteśmy my sami i nasza wyobraźnia oraz ... szerokość, na jaką odważymy się wreszcie uchylić powieki.
Po zasłuchaniu w album - sprawa zdaje się prostsza o tyle, że tym, co byli gotowi - same się rozwarły. Wystarczy nie zamykać, a w chwili zwątpienia - włączyć płytę, raz jeszcze.
Wspaniała muzyka, świetne wykonanie przez fantastycznych ludzi i najpiękniejsze przesłanie.
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz