Choć dokonując wpisów dotyczących płyt - zwłaszcza tych wydanych w naprawdę wyjątkowy sposób - zawsze starałam się umieszczać ich zdjęcia lub skany, tu muszę zrobić wyjątek. A to z takiego powodu, że - jak już nieraz wspominałam - i przypominać o tym nie zamierzam przestawać - estetyka wydawnictwa albumów zespołu LJB po prostu mnie przerosła :). Co tu dużo mówić - wystarczy chwycić w rękę jakąkolwiek płytę grupy - od razu każdy zrozumie, co mam na myśli. Kontynuując jednak mój wywód - tak, nie mam odwagi skanować czy fotografować tych dzieł sztuki, na szczęście jednak dysponuję oryginałami podesłanymi przez zespół, tak więc zarówno okładkę płyty, jak i plakat z nią powiązany, mogę przedstawić w tak dobrej rozdzielczości, na jaką tylko pozwala blog. Przypomnę przy tej okazji raz jeszcze, iż za szeroko rozumianą estetykę edycji odpowiedzialny jest "niegrający członek zespołu LJB" - Kuba Karłowski.
Do płyty załączono rozkładany, ręcznie pisany list na przepięknym papierze, będący dziełem wybitnego kaligrafa - Piotra Kowalskiego.
Płytę nagrano w składzie: Mirosław "Carlos" Kaczmarczyk - gitara, Erik Johannessen - puzon, Wojciech Staroniewicz - saksofon, Erlend Slettevoll - fortepian (w utworach: "Like a Butterfly", "Til Sigurd", "Warszawa" i "Sommerland"), Øystein Skar - fortepian (w utworach: "Macie'ya", "Illusions Perdues", "The Last Flight", "The Silence" i "Macie'ya / radio edit/"), Kristian Edvardsen - elektryczna gitara basowa, Ivan Makedonov - perkusja, Maciej Ostromecki - perkusjonalia oraz Piotr Iwicki - instrumenty klawiszowe.
Przy pięknym zdjęciu ilustrującym tytułowy utwór płyty zamieszczono wiersz Aikena Christiana Dybsjorda, opisujący krótko - lecz jakże treściwie - sens, czy może raczej myśl przewodnią albumu:
"I overcome people's common fear
To clear out the noise.
For in simplicity I find the truth,
It speaks from the silence."
Wiele by można pisać o tym fantastycznym zespole, obchodzącym w bieżącym roku 25-lecie istnienia, co jednak - jak sądzę - należałoby uznać za rzecz najistotniejszą, to fakt, że grupa Loud Jazz Band szanuje każdą najmniejszą chwilę obcowania z Muzyką, nie pozwalając sobie na pojawienie się choćby jednej zbędnej nuty. Jest to zespół, który w pełni docenia także wartość tych nieskazitelnie czystych chwil milczenia, czyniąc je elementami swej doskonałej Muzyki. Grupa szanuje również słuchacza, któremu - w przypadku mniej osłuchanych odbiorców - mogłoby momentami być naprawdę ciężko samemu dosłuchać się pewnych niuansów, a przejawem tego szacunku jest dołączanie do albumu wszystkich niezbędnych informacji, z kolejnością solówek w każdym z utworów włącznie.
Nie wiem, czy jest to kwestią osłuchania się ze sposobem gry LJB i tym samym coraz większego zauroczenia reprezentowanym przez nich stylem, czy faktycznie każda kolejna płyta zespołu jest jeszcze doskonalsza, pomimo ciągle potwornie wysoko zawieszonej poprzeczki... W każdym razie "The Silence" to nieprawdopodobne wręcz arcydzieło! Już pierwszy utwór - "Macie'ya", wprowadza nas w krystalicznie czysty i świeży klimat płyty, którym od razu pragniemy oddychać pełną piersią. Kompozycja zdumiewa spokojnymi, kojącymi dźwiękami przywodzącymi na myśl zieloną oazę wśród piasków pustyni, dając wyciszenie, wytchnienie i delikatny, lekki powiew wiatru, którego głównym sprawcą jest operujący perkusjonaliami - Maciej Ostromecki. Wśród pełnych urodzaju dźwięków sekcji dętej pojawia się również chwilowa łagodna pustynna burza, niesiona perkusją Ivana Makedonova. Co za wspaniałości! Po szaleńczej końcówce utworu, gdzie następuje erupcja nagromadzonej energii, eksplodując pełną mocą gitary elektrycznej, basu i sekcji dętej, kolejne wyciszenie przynosi druga na płycie kompozycja "Carlosa" - przepiękna wręcz "Illusion Perdues", porażając ciepłem i delikatnością fortepianu Øysteina Skara, któremu wdzięku dodają cudownie ciepłe, ciemne basy "wyciekające" spod strun wzruszanych palcami Kristiana Edvardsena. Wspaniałe "małe trio" w tym dużym składzie stanowią tu instrumenty dęte wraz z gitarą Kaczmarczyka, które to schodzą się w unisonowych dźwiękach, to znów rozbiegają, tworząc przepiękny dźwiękowy taniec, z którego odrywa się nagle doskonały solista - Wojtek Staroniewicz z cudownym, "zachrypniętym" saksofonem, następnie zaś bajeczny popis na puzonie daje niesamowity Erik Johannessen. Celowo trochę nie rozpisuję się w tym miejscu o niesamowitym gitarzyście składu, który - pomimo czarowania strunami w każdej ze swoich kompozycji na płycie, prawdziwą magię przedstawia w piątym utworze - "Til Sigurd", o którym więcej już za moment. Po drodze mamy jeszcze bowiem nacechowany elektroniką, pobudzający fantazję - głównie za sprawą Piotra Iwickiego i Macieja Ostromeckiego - "Like a Butterfly", płynący kolorowym muzycznym potokiem, z którego to cudownym deszczem przepięknych dźwięków wyłania się saksofon Staroniewicza. Nim jednak przejdziemy do "Til Sigurd", pojawia się jeszcze wspaniały utwór "The Last Flight", w którym w zasadzie każdy z Muzyków po kolei zdumiewa, odsłaniając pełne piękno swojego wyjątkowego sposobu gry, jednocześnie sprawiając - jako zespół - wrażenie jednej, tętniącej wspólnym życiem tkanki, złożonej z tak wielu indywidualnych, cudownych komórek, każdej odpowiedzialnej za inny obszar, razem jednak - tworzących życie!
W utworze "Til Sigurd", najpiękniejszym chyba z tego wyjątkowego albumu, zespołowi towarzyszy chór Via Cantus, czyniąc słuchanie rodzajem muzykoterapii z zastosowaniem hipnozy, której oddajemy się z ogromną radością i ekscytacją. Duchowym przewodnikiem staje się Mirosław Kaczmarczyk ze swoją przepięknie brzmiącą gitarą, wspomaganą cudnymi dźwiękami fortepianu Erlenda Slettevolla. Tu w gitarze "Carlosa" - ani trochę nie przesadzam! - można się autentycznie zakochać! Ciepłymi, rozgrzewającymi krew w żyłach dźwiękami gitary oraz lekkim, lecz niepokojąco intrygującym, zadziornym brzmieniem fortepianu Slettevolla płyniemy również tchnącym skandynawską czystością i dbałością o każdy szczegół utworem "Warszawa". Po nim zaś następuje tytułowa kompozycja - "The Silence" - prawdziwe blisko dziewięciominutowe spotkanie z tym, co w Muzyce najpiękniejsze, wywołujące moc emocji i wzruszeń, pobudzające wyobraźnię i ... głęboko uzależniające! Przepiękny puzon, cudny saksofon, wspaniała praca całego zespołu przynosząca iście doskonałe efekty!
Jako bonus na płycie zamieszczono również skróconą - radiową - wersję utworu "Macie'ya" oraz "pełnowymiarową" kompozycję o tytule "Sommerland", będącą wybuchem ogromnej radości, energii i mocy. Płyta "The Silence" jest kolejnym dowodem na to, że muzycy grupy Loud Jazz Band są w posiadaniu tajemnego eliksiru, magicznej mieszanki, tak charakterystycznej dla ich wyjątkowego stylu, łączącej chłodną czystość dźwięku z pełnym żaru romantyzmem, co tworzy iście wybuchową mieszankę, rozbudzającą w słuchaczu całe mnóstwo wspaniałych, wielobarwnych emocji. Prawdziwe dzieło sztuki!
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz