niedziela, 1 listopada 2015

Orange Trane & Soweto Kinch: Blue Note, 30.10.2015




Co roku poznański październik w klubie Blue Note kończy się niesamowitym koncertem z udziałem najlepszego polskiego kontrabasisty - Piotra Lemańczyka. Tego roku nie mogło być inaczej - zarówno Artysta, jak i klub dołożyli wszelkich starań, aby nie rozczarować poznańskiej publiczności, odliczających już z niecierpliwością dni do spotkania z basistą.

Przyznać należy, że - mimo iż Kontrabasista bywa częstym gościem (by nie powiedzieć: ulubieńcem) klubu Blue Note, w którym znajduje on niesamowitą ilość wiernych i rozkochanych w sobie słuchaczy, każda kolejna jego wizyta przynosi zawsze coś nowego, pachnącego świeżością, budującego nowe emocje i dającego niespodziewane wrażenia.


Tym razem, na deskach poznańskiego klubu, pojawił się on wraz z grupą marzeń - trójmiejską formacją Orange Trane, w skład której wchodzą: Piotr Lemańczyk - kontrabas (niekiedy również - gitara basowa), Dominik Bukowski - wibrafon oraz Tomasz Łosowski - perkusja. Wspaniały skład uzupełniał raper i jednocześnie saksofonista altowy - Soweto Kinch.

Orange Trane, pełna nowych pomysłów (i nowych kompozycji!) grupa Piotra Lemańczyka, rozpisała swój występ na dwa "akty", podczas których mieliśmy okazję zasłuchania się nie tylko w najnowsze ich propozycje (z którymi na drugi dzień Panowie mieli wejść do gdańskiego Studio Custom 34, by nagrać kolejną płytę), lecz także poznać nietuzinkowe aranżacje utworów Zbigniewa Seiferta czy Andrzeja Kurylewicza. Panowie - jak zwykle w nieskazitelnej formie, w fantastyczny sposób urzekali niesamowitymi dźwiękami, uderzając w najdelikatniejsze struny wrażliwości zgromadzonych odbiorców. Choć oczywistą sprawą jest to, że dla mnie pojawienie się na scenie Piotra Lemańczyka, w dodatku - trzymającego kontrabas - przysłania absolutnie wszystko inne, tego wieczoru nie mogłam oprzeć się pokusie głębszego zasłuchania w czary, jakimi częstował nas niesamowity wibrafonista, Dominik Bukowski.      

Podczas pierwszej części koncertu niejednokrotnie mogliśmy podziwiać niezwykłe solowe popisy każdego z członków grupy Orange Trane, okraszone dźwiękami saksofonu gościa specjalnego, Soweto Kincha. Soweto "kupił" sobie od razu publiczność, która zasłuchiwała się szczerze w jego wyczyny, największy jednak aplauz wzbudził podczas niespodziewanego odłożenia saksofonu, by ... ukazać swoje oblicze rapera, wyśpiewując rymy tworzone na żywo z podsuwanych mu przez publiczność słów. Mnie jednak osobiście najbardziej porywało to wszystko, co prezentowali stali członkowie grupy: nieziemski kontrabasista, potrafiący jednym dotknięciem struny wywrócić rzeczywistość na drugą stronę tak, by przemieniła się w świat marzeń; wibrafonista, który ten świat czynił najsubtelniejszym, najdelikatniejszym, dbając o to, by lekkość duszy pozwalała na wyzwolenie tych najbardziej wysublimowanych uczuć, oraz perkusista, czyniący nieustannie klimat pozwalający na to, by oderwać stopy od ziemi i zapomnieć na chwilę o istnieniu tego, co rzeczywiste.

Tak zakończyła się pierwsza część koncertu. Tym, co zazwyczaj nie bardzo podoba mi się podczas przerwy, jest oderwanie od muzyki, jaką przywożą ze sobą artyści, poprzez prezentację w tym czasie czegoś nie zawsze zgodnego klimatycznie z danym koncertem. Tym razem jednak, przyznać muszę, zostałam przemile zaskoczona - kiedy muzycy opuścili scenę, z głośników zaczął wybrzmiewać najpiękniejszy autorski album Piotra Lemańczyka, jakim jest "Amhran"! Coś doskonałego!

Po krótkiej przerwie Panowie powrócili na scenę z kolejną niespodzianką, jaką było pojawienie się na niej drugiego saksofonisty - doskonale znanego stałej publiczności Blue Note młodego poznaniaka - Jakuba Skowrońskiego. W tym poszerzonym składzie, doskonałość muzyki prezentowanej tego wieczoru wzbogacona została o dodatkową, potężną dawkę energii, która wyraźnie pobudziła muzyków jeszcze bardziej. Druga część obfitowała w utwory "mocniejsze", bardziej energiczne, rozgrzewające jeszcze bardziej tego jesiennego wieczoru. Jedynym niemiłym incydentem było... uświadomienie sobie, pod koniec wieczoru, że koncert właśnie dobiega końca...

Muzyka jednak, oraz wszystko to, co obudziła ona w sercach i duszach zgromadzonych odbiorców, zostanie na zawsze.

Pocieszającym jest fakt, iż następnego dnia muzycy mieli udać się wspólnie do Studio Custom 34, by nagrać najnowsze kompozycje, jakie pojawić się mają na ich najnowszym, planowanym albumie.

Albumie, na który - z niecierpliwością ogromną - czekamy.




Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz