Trio, w którym liderem i kompozytorem jest kontrabasista, Marco Rottoli, współtworzy z nim dwóch najbardziej uznanych młodych włoskich muzyków: Simone Daclon (fortepian) i i Pasquale Fiore (perkusja). Marco ukończył klasę kontrabasu jazzowego w Conservatorio G. Verdi w Mediolanie, uzyskując dyplom najwyższe oceny z wyróżnieniem za pracę magisterską o muzyce Buda Powella i od tego czasu miał okazję dzielić scenę z wieloma najlepszymi muzykami włoskiej sceny jazzowej. Jest liderem kilku projektów muzycznych, od tria do septetu, jako kontrabasista, kompozytor i aranżer. W tym roku postanawia wreszcie przedstawić swoje własne kompozycje, czerpiące także wpływy zarówno z jazzu tradycyjnego, jak i współczesnego. Wywodzący się z tego samego Konserwatorium pianista, Simone Daclon, charakteryzuje się głęboko zakorzenioną znajomością i miłością do tradycyjnego jazzowego fortepianu. Po ukończeniu studiów klasycznych, Simone uczęszczał do Berklee School of Music w Perugii oraz L.A.M.S w Weronie, gdzie studiował u Paolo Birro. Simone występował na scenie wraz z wieloma przedstawicielami jazzu włoskiego i międzynarodowego, takimi jak: Harry Allen, Franco Ambrosetti, Carlo Atti, Fabrizio Bosso, Gianni Cazzola, Emanuele Cisi, Stjepko Gut, Scott Hamilton czy Nick Hempton. Na brzmienie tria ogromny wpływ ma perkusista, Pasquale Fiore, wnoszący swoją postacią groove i swingowe podejście do tria. Pasquale tudiował u Gregory'ego Hutchinsona, Antonio Sancheza, Roberto Gatto, Ettore Fioravanti, Roberto Pistolesi, Claudio Romano i Lorenzo Tucci. Pasquale koncertował z artystami o krajowej i międzynarodowej renomie, współpracował i nagrywał z Enrico Ravą, Scottem Hamiltonem, Fabrizio Bosso, Thomasem Kircpatrickiem, Stjepko Gutem, Attilio Troiano, Daniele Scannapieco, Giovanni Amato, Tommaso Scannapieco, Dario Deidda, Dado Moroni i wieloma innymi.
Płyta zawiera pięć oryginalnych kompozycji autorstwa lidera, dwa jazzowe standardy oraz świeże spojrzenie kompozycję Theloniousa Monka: 1. "Acacia"/ 2. "New year's eve"/ 3. "So beats my heart for you" (Fred Waring)/ 4. "Snowball"/ 5. "Chloe" (Charles N. Daniels)/ 6. "Walking through"/ 7. "Bye-Ya" (Thelonious S. Monk)/ 8. "Illusion".
Lata współpracy i okazjonalne koncerty pozwoliły grupie na zbudowanie zwartego i charakterystycznego akustycznego brzmienia trio, charakteryzującego się wysokim stopniem współgrania. Pewnego rodzaju buńczuczność oraz głęboka harmonia, w połączeniu z lirycznymi i dopracowanymi melodiami pozwalają kompozycjom Rottoliego na natychmiastowe pozyskanie uwagi słuchacza.
Pierwsze, co rzuca się w uszy, to niesłychany entuzjazm i pełne wigoru podejście do muzyki, radość wspólnego grania i daleko idące umiejętności porozumiewania się muzyków tria za sprawą dźwięku. Mimo, iż kontrabasista, Marco Rottoli, nie wychodzi z roli niekwestionowanego lidera, to jednak ogromna swoboda, jaką pozostawia pianiście na kolorowanie dźwięków czy perkusiście na kreowanie dźwiękowej przestrzeni, wprawia w prawdziwy zachwyt i owocuje w niesamowity sposób. Gra jest tak pełna luzu i jednocześnie na tak dobrym poziomie, że nawet przedstawione standardy jazzowe zyskują inne odcienie, zrzucając stare szaty i przywdziewając się w świeże, barwne stroje.
W kwestii współtworzenia dźwiękowej przestrzeni, niesamowicie celne wydają mi się "utarczki" czy też może przekomarzania pomiędzy fortepianem a perkusją, które niekiedy uprawiają fantastyczne przeciąganie liny. Jednym z lepszych przykładów jest otwierający płytę utwór "Acacia", w którym w doskonały sposób perkusja usiłuje ściągnąć trochę na ziemię galopujący zabawnie ku metalicznej barwie fortepian. To utwór, w którym nadmiernej lekkości fortepianu i perkusji pilnuje swoim stanowczym, cudnym krokiem dostojny kontrabas. Co by nie mówić, kontrabas w doskonały sposób w czasie rzeczywistym kreśli dźwiękowe ramy utworów, dając im cudnej potęgi i niewypowiedzianego ciepła, sprawiając, że barwne, pełne lekkości podróże otulone zostają przepięknym płaszczem bezpieczeństwa. Instrument ten, w dłoniach włoskiego muzyka, sprawia wrażenie skąpanego w barwach, ociekającego tym wszystkim, co tylko może rozkochać w sobie ucho słuchacza tak bardzo, by ten zdecydował się zaprzedać mu duszę.
W utworach, prócz cudnych melodii i niesłychanego ciepła, ucho ucieszy także mnogość solówek, wykonywanych zgrabnie, w imponująco zachwycający sposób, wznoszących niepostrzeżenie nasze oczekiwania na coraz to wyższe poziomy. I, jakby tego było jeszcze mało, po chwili w pełnym wdzięku i z wielką klasą każdy z kolejnych poziomów domknięty zostaje po sam szczyt oczekiwań po to jedynie, by znów... sięgnąć wyżej.
Album z pewnością godny polecenia, lecz także - porządnego zasłuchania się w muzyczne treści i bezkompromisowego oddania, by wspólnie z muzykami wyruszyć w tą podróż. Mamy tu bowiem do czynienia z treścią wielowarstwową, zgrabnie kuszącą kolorami i blaskiem, lecz łatwą do przeoczenia, jeżeli nie wnikniemy w nią całą swoją osobą.
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz