19 października mijającego już powoli roku premierę miał album chilijskiego saksofonisty, kompozytora i pedagoga, od dwóch dekad zamieszkującego USA saksofonisty, Anibala Rojasa. Występując m.in. z zespołem Blood, Sweat & Tears, Anibal szybko zbudował reputację znakomitego muzyka sesyjnego i koncertowego. Tym razem pora jednak na jego autorski album, "Cachai", na którym znajdziemy świetną syntezę muzyki improwizowanej z R&B i rytmami latynoskimi.
Anibal Rojas poza współpracą z zespołem Blood, Sweet & Tears, na swoim koncie ma również występy czy nagrania z takimi artystami jak Stevie Wonder, Bruce Springsteen, Michael McDonald czy Alicia Keys, występując w takich miejscach jak Carnegie Hall, The Apollo Theatre, The Greek Theatre czy Universal Studios Amphitheatre. Artysta, który jako nastolatek wraz z rodzicami zmuszony został do politycznej emigracji z Chile do USA, swój niezwykły styl, określany przez niego "muzyką emigrantów" zbudował inspirując się chilijską grupą Inti-Illimani i piosenkarzem - Victorem Jarem, lecz także nie pozostając obojętnym na wpływ amerykańskich mistrzów, jak Bob Berg, Jeff Lorber czy wreszcie Michael Brecker. Sam tytuł płyty, "Cachai", odnosi się do chilijskiego slangu i odzywki, która w języku polskim ma swój odpowiednik w zapytaniu „łapiesz to?”/ „kumasz?”.
Nagrań dokonano w następującym składzie muzyków: Anibal Rojas - saksofony, quena/ Nitzan Gavrieli - fortepian/ Costas Baltazanis - gitara/ Gabriel Vivas - kontrabas/ Joel Mateo - perkusja.
Album wypełnia osiem utworów autorskich Anibala Rojasa oraz zamykająca album kompozycja grupy Crusaders:
1. "A Day Before Valentine"/ 2. "Cachai"/ 3. "Flight of the FSM"/ 4. "Otis FX"/ 5. "Stay I"/ 6. "The Midnight Zone"/ 7. "Chilingro"/ 8. "Beautiful Insanity"/ 9. "I'm So Glad I'm Still Standing Here Today".
Anibal w dużej mierze posługuje się na płycie saksofonem tenorowym, w tytułowej kompozycji sięgając jednak także po sopran w celu przeprowadzenia autorskich dialogów pomiędzy tymi dwoma instrumentami. Niezwykle ważnym elementem, nadającym całości wyjątkowego blasku, jest sięgnięcie Rojasa po najstarszy drewniany flet, quena, będący instrumentem peruwiańskich Inków (w utworze "The Midnight Zone"). Instrumentalną baśń, prócz saksofonisty - lidera, współtworzy znakomita nowojorska sekcja rytmiczna, pomysłowa, momentami prawdziwie wirtuozerska gitara Costasa Baltazanisa oraz pełen subtelnego wdzięku fortepianu Nitzana Gavrieli.
Anibal nie bez powodu przez przyjaciół nazywany jest Canonballem Rojasem - saksofonista bowiem zawsze wie doskonale, kiedy i jak ubarwić wypowiedź muzyczną jedną ze swoich stylowych solówek. W jego podejściu nie braknie także swobodnego i zachwycającego balansowania pomiędzy emocjonalną grą, a technicznymi sztuczkami rozbudzającymi nie tylko wyobraźnię, ale i niekłamany zachwyt odbiorcy. Prężny, znakomicie sprzężony zespół muzyków w bardzo przyjemny i ciekawy sposób rozwija przed słuchaczem pasjonujący latający dywan swingujących kompozycji Rojasa, który odpalamy jednym przyciskiem "play" na odtwarzaczu.
Sam kompozytor, mimo znakomitego współdzielenia zespołowej machiny, potrafi również niejednokrotnie zaprezentować się jako niekwestionowany lider, ale i doskonały producent, co pozwala nam na beztroską lewitację w eklektycznym świecie muzyki latynoskiej, skrojonej dokładnie na miarę naszych potrzeb i pragnień.
“A new recording that represents the way I hear music. Music that makes people feel good, music that touches people in an emotional way that words cannot. This is what this album is all about…” - Anibal Rojas
Jak sam Artysta wspomina, album ten powstał po to, by zobrazować jego własny sposób postrzegania muzyki, która sprawia, że ludzie czują się dobrze; poruszającej ludzi w sposób emocjonalny, tak, jak uczynić tego nie potrafią słowa... I znakomicie, bo według mnie, to właśnie jest najlepsza - choć jednocześnie najkrótsza - recenzja albumu "Cachai". Od siebie dodałabym jeszcze tylko, że prócz tych niełatwych, acz jakże ważnych zadań (które bez wątpienia spełnione zostały), muzyka proponowana na "Cachai" niesie jeszcze ogromne walory estetyczne, stając się, tak po prostu, bardzo przyjemnym wrażeniem dźwiękowym, z którym obcowanie może rozjaśnić nawet coraz to dłuższe, zimne, zimowe wieczory.
Recenzja albumu na portalu LongPlay: /link/
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz