Eugenio Mirti: "Zen#4 - Music for Meditation & Celebration" (AlfaMusic, 2019)
Z Ziemi Włoskiej do Polski dotarła ostatnio bardzo ciekawa pozycja fonograficzna, która od wielu dni nie opuszcza mojego odtwarzacza CD. Eugenio Mirti, włoski kompozytor, gitarzysta i pedagog (nauczający muzyki, improwizacji i techniki gry na gitarze oraz basie) udzielający się również w międzynarodowych programach edukacyjnych (jak kanadyjskie "Guitareo"), jest także od wielu lat dziennikarzem muzycznym, pracującym m. in. dla włoskiego portaluJazzEspresso. Dzisiaj porozmawiamy jednak o jego solowej płycie, "Zen#4 - Music for Meditation & Celebration", która ukazała się w 2019 roku nakładem AlfaMusic.
Eugenio Mirti urodził się w Turynie w 1972 r. Studiował muzykę i technikę gry na gitarze u Luigiego Tessarollo i Jose Perfetto. Ukończył studia w zakresie gry na gitarze klasycznej, uczestniczył w licznych seminariach a także w letnich kursach Berklee College of Music of Boston w Perugii. W 1995 roku założył zespół rockowy Matka, z którym nagrał dwa albumy: "Lavorare Stanca" (1998) i "Zen N° 3″ (2000). W 2001 roku powołał do życia Eugenio Mirti Trio (z Paolo Narboną i Davidem Liberti), w ramach którego w 2005 roku opublikował album "Il Piccolo Uragano". W tym samym roku, wraz z Chiarą Onida stworzył zespół Ropa 11, mającą do dziś na koncie trzy albumy: "Infrangibile" (2006), "Mark III" (2008) oraz "Amazing Stories" (2010). W ramach zespołu odbyli trasę koncertową po USA, a następnie, również z Chiarą, jako B.B. Duo, koncertowali we Włoszech, Anglii i Azji. Powstał wówczas kolejny album, "B.B.Duo". Kolejny album z udziałem Eugenio to "Sempre più lontano" (2013) kolektywu Apostrophe, działającego w obszarach muzyki etnicznej oraz awangardzie. Dwa lata później Eugenio spędził miesiąc na Tajwanie, realizując mini-trasę oraz przygotowując reportaż o tajwańskim jazzie /link/.
Początek roku 2019 przynosi wreszcie album "Zen#4 - Music For Meditation & Celebration", zrealizowany przez Eugenio solo (gitary, ukulele, róg tybetański). Wyjątkiem jest ostatni utwór, "Mutual Dreaming", z gościnnym udziałem Ivano Rossato na gitarze - utwór poświęcony pamięci zmarłego tragicznie ucznia, a także przyjaciela Eugenia o imieniu Luka.
Na album składają się zarówno autorskie kompozycje gitarzysty, jak i jego aranżacje znanych (lub troszkę mniej znanych) standardów:
Zajrzyjmy teraz do wnętrza albumu... Pierwsze, co zwraca szczególną uwagę, to obszerna, kolorowa książeczka, wypełniona mnóstwem ciekawych i istotnych informacji (w języku włoskim oraz angielskim) oraz pięknych fotografii. Dowiemy się z niej zarówno kim jest autor albumu, z jakiego powodu oraz w jaki sposób powstał materiał nagrany na płycie oraz o czym chce opowiedzieć, czym - podzielić się z odbiorcą każdą z wspaniałych kompozycji bądź aranżacji. Na wstępie zostajemy uprzedzeni o dwóch możliwościach obcowania z albumem, czyli: 1. Rozpatrywania go pod względem gatunku (co nie jest w tym wypadku dosyć łatwym zadaniem) czy techniki gry na gitarze, lub 2. Oderwania się od rzeczywistości i .... po prostu, oddania się w ręce piękna muzyki, by odbyć fascynującą, magiczną podróż po meandrach fantazji artysty. Czytelnicy Babskiego Ucha z pewnością wiedzą bez dwóch zdań, którą opcję zamierzam wybrać...
Utwory, mimo skomplikowanej konstrukcji i niełatwych rozwiązań, są bardzo ilustracyjne i czytelne w odbiorze. Mimo szerokiej rozpiętości zarówno pod względem gatunku i stylistyki, jak i efektów zastosowanych dla stworzenia oszałamiającej, niespotykanej przestrzeni dźwiękowej, panuje pewien rodzaj harmonii oraz poczucia, że prowadzi nas jedna, pewna ręka, która wie dokąd zmierza.
Sprawą drugorzędną staje się przynależność gatunkowa, linie melodyczne czy rytm, którym niekiedy artysta bawi się z nami, puszczając oczko z pewnego rodzaju przekorą. Tym, co naprawdę zaskakuje, budząc ogromny szacunek i podziw, jest jego umiejętność dostrojenia się do rytmu wszechświata - do uderzenia w struny materii, z jakiej się składamy i nakłonienia jej do wybrzmiewania w jednym, wspólnym rytmie. Muzyka bowiem, w sposób zjawiskowy z pierwszymi już dźwiękami dociera wprost do wnętrza odbiorcy, hipnotyzując od środka i uzależniając. I, nie ma najmniejszego znaczenia, czy jest to akurat jedna z baśniowych kompozycji samego gitarzysty, czy aranżacja Beatlesów: wszystko staje się jednym!
Mamy więc album jasny, spójny, tworzący logiczną, zwartą całość, niosący nadzwyczajne przesłanie. Album, który potrafi oderwać nas od rzeczywistości i skierować nasze oczy - zamiast na to, co się znajduje na zewnątrz naszej ludzkiej powłoki - do samego środka naszych własnych marzeń, tego, kim jesteśmy, zrozumieć - dokąd zmierzamy i wzbudzić intensywne pragnienie by z dnia na dzień stawać się coraz lepszym człowiekiem.
Mamy też jednak, o czym zapomnieć naprawdę nie sposób, do czynienia z nieprawdopodobnym pięknem muzyki - zarówno w kwestii genialnie rozpisanych kompozycji czy aranżacji, jak i samego wykonania utworów na naprawdę najwyższym poziomie wykonawczym. Niemało muzyki nasłuchały się moje uszy przez lata, jednak tym razem donoszę wrażenie, jak gdyby Eugenio Mirti w jakiś czarodziejski sposób rozszerzył całą gamę, wplatając w nią zupełnie nowe, nieznane dotąd dźwięki, wsłuchując się w sam rdzeń każdego z dotąd znanych i każdy z nich - potrafiąc rozdzielić jeszcze co najmniej na czworo.
Z całą pewnością jest to muzyka, o jakiej zawsze marzę, której - tak wciąż niewiele na tym rozpędzonym świecie, gdzie każdy chce coś stworzyć zapominając niekiedy - po co to robi i w szaleńczym poszukiwaniu natchnienia (lub, mówiąc brutalnie: pretekstu do wydania płyty) gubi i zadeptuje po drodze najistotniejsze szczegóły. Tymczasem, jak się okazuje, mamy przed sobą Artystę, który potrafi zatrzymać się w czasie, ruszyć w niełatwą podróż, zabrać swoje farbki i po powrocie - stworzyć dla nas najpiękniejszą ścieżkę, żebyśmy z nim oglądać mogli cuda tego świata - w poczuciu bezpieczeństwa, w objęciach muzyki, która - chociaż zabierze nas na szczyty najwyższe, ale i w bezkresne głębie, przez nierówne ścieżki - otworzyć ma przed nami całe piękno i powab, nie pozwalając upaść.
W jednym zdaniu: Ten album to prawdziwa magia, huragan dobra, piękna, najlepszych emocji. Album bardzo intymny i wielowarstwowy, ociekający tajemnicą i kuszący do tego, by wniknąć coraz głębiej z każdym kolejnym odsłuchem. Album, który nie znudzi się nigdy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz