Dziś miałam ogromną przyjemność porozmawiać z Jakubem Pielakiem: liderem, kompozytorem i basistą norwesko – polskiej formacji Free Fusion Band, o jego debiutanckim albumie „Vulcan’s Electric Hammer”, który ukaże się 25.10.2017 nakładem legendarnej trójmiejskiej wytwórni Allegro Records.
/Marta/: Za kilka dni świętować będziemy premierę Twojego debiutanckiego albumu. Czy tytuł – „Vulcan’s Electric Hammer” – słusznie kojarzy mi się z pewnym amerykańskim pisarzem z gatunku science – fiction…?
/Jakub/: Tak...ten człowiek odmienił moje życie. Pamiętam, że pierwszą powieść Philipa K. Dicka, która ukazała się na polskim rynku wiele lat temu w słynnej serii „Stanisław Lem poleca” był „Ubik”. Oszalałem na jej punkcie; później pojawił się „Człowiek z wysokiego zamku” i cała reszta, a teraz wydawnictwo Rebis wydaje jego wszystkie dzieła w oprawie graficznej wspaniałego Wojtka Siudmaka. Tytuł jest parafrazą jego opowiadania „Vulcan’s Hammer”.
/M/: Wspominasz o oprawie graficznej, która, jak widać, ma również dla Ciebie istotne znaczenie… Twój album, co w dzisiejszych czasach stanowi /niestety/ naprawdę rzadkość – został przygotowany z niezwykłą starannością i pietyzmem również pod względem wizualnym. Jak wyglądał proces tworzenia tej istotnej części, będącej wizualną adaptacją muzyki, jaką chcesz przekazać odbiorcy?
/J/: Tutaj muszę Ci się przyznać, że ja nie rozbijam sztuki na poszczególne elementy, postrzegam ją jako całość. Pióro, pędzel, gitara, jazz, rock, perkusja, fotografia, są narzędziami, których artysta używa, żeby wyrazić siebie. Oczywiście wybieramy te środki wyrazu, które nam najbardziej odpowiadają. W moim przypadku jest to gitara basowa, syntezatory, kontrabas i zapis nutowy; jednak to nie wszystko. Jako istoty stadne poruszamy się w społeczności, a jak wiadomo podstawową formą komunikacji międzyludzkiej jest dialog. Nie dotyczy to tylko ludzi, którzy wychodzą razem na scenę, albo wchodzą do studia; dotyczy to wszystkich aspektów pracy nad płytą. W tym wypadku jestem dzieckiem szczęścia, ponieważ dzięki Mirkowi "Carlosowi" Kaczmarczykowi wiele lat temu poznałem wspaniałych ludzi, z których niektórzy dołączyli do mojego zespołu. Niezrównany Kuba Karłowski i jego Park Lane oraz Wojtek Staroniewicz ze swoim Allegro Records... Ale pytałaś o stronę graficzną. Otóż współpraca z Kubą była przyjemnością, a ponieważ znamy się długo, w wielu aspektach rozumieliśmy się bez słów, dlatego właśnie pierwsza strona jest... cóż... kwintesencją mojej osobowości, a całość uzupełnia idealnie, od strony wizualnej zawartość muzyczną. Słowem - muzyka i obraz są jedną całością, a Kuba członkiem zespołu. Praca z Kubą była wielką radością, świetnie się przy tym bawiliśmy, tym bardziej, że dołączyła do nas moja córka Irmina, której dawno nie widziałem. Poznałem mnóstwo wspaniałych miejsc w Gdańsku. Teraz postrzegam to miasto zupełnie inaczej, zadomowiło się gdzieś tam, głęboko w duszy.
/M/: Mówisz o Kubie Karłowskim, o Mirku "Carlosie" Kaczmarczyku... Z tego co mi wiadomo, to właśnie podczas pewnego spotkania w ich towarzystwie zapadła decyzja o wydaniu albumu, do którego przygotowywałeś się od dłuższego czasu?
/J/: Tak, spotkaliśmy się u Mirka, Kuba kucharzył, a później zasiedliśmy do stołu. Tematem oczywiście była, jak zwykle, sztuka. Kuba właśnie skończył pracę nad albumem „Espace” z rzeźbami Adriany Majdzińskiej i Czesława Podleśnego. Pamiętam, że przeglądając go powiedziałem coś w rodzaju: „chciałbym wydać płytę”, czy „w końcu powinienem wydać własną płytę”. Kubie zatrzymał się widelec w drodze do ust, spojrzał na mnie i z dziecinnym uśmiechem powiedział: „No to wydaj!”. To był moment, w którym odeszły w niebyt wszystkie wątpliwości. To ciekawe, jak wiele może zdziałać jedno zdanie wypowiedziane w odpowiednim miejscu i czasie. Kilka miesięcy później były słynne koncerty Loud Jazz Band w Oslo i Hønefoss. W wolnych chwilach obgadaliśmy z Wojtkiem Staroniewiczem szczegóły wydania albumu. Z towarzyszącymi mi muzykami dopracowaliśmy materiał, zrobiłem miks w moim domowym studiu i całość posłałem z drżącym sercem do Allegro Records. W międzyczasie Kuba rozpoczął pracę nad stroną graficzną. Byliśmy w ciągłym kontakcie telefonicznym i telepatycznym.
/M/: Skoro już o zespole mowa... Przybliżmy troszkę sylwetkę Free Fusion Band i - przede wszystkim - jej lidera. FFB to norwesko – polska formacja... Sam mieszkasz i komponujesz w Norwegii, prawda?
/J/: Tak, od czternastu lat mieszkam i pracuję w Norwegii. FFB w początkowym okresie mojej norweskiej przygody nosiło nazwę LP Laboratory. Formacja ta powstała na potrzeby projektu, który miał być polsko - norweskim wydarzeniem kulturalnym pod auspicjami szkoły muzycznej Oslo Musikk og Kuluturskole. Mieli w nim uczestniczyć nauczyciele i zaproszeni goście z obu krajów. Tak też się stało. Nazwa zespołu, oczywiście, nie była przypadkowa... Laboratorium, to moja ukochana od pierwszej płyty aż po dzień dzisiejszy polska awangardowa formacja jazzowa.
Wracając do moich początków w Norwegii, dostaliśmy na ten projekt pieniądze z Ministerstwa Kultury Królestwa Norwegii i poszło... Znowu muszę wrócić do wcześniejszego fragmentu rozmowy, w którym wspomniałem o Wojtku Siudmaku. Otóż pamiętam, że poprzez jego Fundację udało mi się zdobyć prywatny numer jego paryskiego telefonu. Zadzwoniłem i po przemiłej rozmowie mistrz udostępnił mi jeden ze swoich obrazów, który stał się plakatem reklamowym i okładką programu, który otrzymali wszyscy uczestnicy koncertu. Ostatecznie w projekcie wzięło udział ośmioro muzyków z Polski, Norwegii i Szwecji. Był to dla mnie trudny, choć bardzo owocny okres. Zmagałem się wtedy z problemami związanymi z aklimatyzacją w kraju, który bardzo różni się od naszego, uczyłem się języka, podjąłem pracę, zapoznawałem się z nowym środowiskiem. Jednak się udało, choć po zakończeniu byłem nieco roztrzęsiony i wypalony. Gdy wybrzmiały ostatnie dźwięki ostatniego koncertu, każdy poszedł w swoją stronę, ale pozostało bardzo dużo nagranego materiału, z którym coś trzeba było zrobić... i tak powstał FFB, który nie ma stałego składu. „Vulkan’s Electric Hammer” jest wypadkową tamtego pierwszego projektu i drogi, którą przeszedłem przez te wszystkie lata w Norwegii. Obecnie trzon zespołu stanowią, oprócz mnie, Joanna Szczerbowska-Kowal, niesamowicie utalentowana pianistka młodego pokolenia oraz Tomasz Koza, świetny gitarzysta swobodnie żeglujący po wodach od progresywnego rocka, przez heavy metal, jazz, muzykę eksperymentalną i Bóg wie co jeszcze, co z resztą słychać na płycie, która niedługo ujrzy światło dzienne.
/M/: Właśnie. Na Twoim debiutanckim albumie, który ukazać się ma 25-tego października, zarówno tytuły utworów, jak i oszałamiająca oprawa wizualna sugerują silnie, że będzie to prawdziwie kosmiczna, międzygalaktyczna podróż. Już sama nazwa gatunku brzmi intrygująco… Experimental Free Fusion…?
/J/: Na którejś z prób do projektu LPL saksofonista, z którym w tamtym czasie współpracowałem, Rune Nicolaysen, stwierdził, że ta muzyka jest tak inna i nietypowa, że trzeba wymyślić nazwę dla tego stylu. Oczywiście zgrzytałem zębami, bo, jak wiesz jestem temu przeciwny, ale znając realia społeczne pozwoliłem mu kontynuować. Rune wymyślił więc nowy styl i nazwał go Free Fusion. Teraz wiesz już skąd wzięła się nazwa zespołu. Z Wojtkiem doszliśmy jednak do wniosku, że będzie to trochę niefortunne w kontekście nazwy zespołu i przechrzciliśmy ten kierunek muzyczny na Experimental Fusion. Pewnie się przyjmie... Ta muzyka, cóż, to moja podróż w głąb siebie, w którą zabrałem grupę argonautów. Opowiadam w niej o swojej młodości, błędach i trafnych decyzjach. Chcę powiedzieć ludziom prawdę o sobie, a Ci, którzy wybrali się w tę podróż ze mną, opowiadają o mnie. To wspaniałe, że słuchając ich w tych utworach dowiaduję się o tym, jak oni mnie widzą, mogę przez to wzbogacić wiedzę o sobie na płaszczyznach bardziej obiektywnych. To genialne doświadczenie, którego jednym z aspektów jest fakt, że słuchacz otrzyma maksymalnie prawdziwy w sferze emocjonalnej produkt. Wydaje mi się, że jest to ważne w świecie coraz większego fałszu, zakłamania i konsumpcjonizmu, w którym zatarła się granica miedzy prawdą a kłamstwem...i znów wróciliśmy do Philipa K. Dicka.
Dlaczego tak bardzo zależy mi na tym?
Kilka lat temu mieliśmy spotkanie naszej klasy maturalnej. Dawno się nie widzieliśmy, przecież od matury minęło ponad 30 lat. Cieszyłem się na to spotkanie, a gdy już się tam pojawiłem okazało się, że nikt nie pamiętał ani kółka poetyckiego, które założyłem, ani kółka teatralnego; żadnej mojej aktywności kulturalnej, za to wszyscy powitali „Jima Morrisona”... Aż dziwne, jak szczegółowo pamiętali moje ekscesy. Zrobiło mi się przykro. Nic, co w życiu robimy, nie pozostaje bez echa, a echo naszych czynów pewnie dociera do bram wieczności. Wracając do muzyki, Wojtek udostępnił mój materiał niektórym swoim znajomym artystom. Jestem zaskoczony ciepłym przyjęciem, z jakim się spotkałem. Mp3 w wersji demo wysłałem też Kubie, żeby wiedział nad czym pracuje J i spotkałem się z jego strony z bardzo pozytywną recenzją. Michał Mielnik dopalił moje miksy i przysłał mi je do akceptacji. Muszę tutaj powiedzieć, że odwalił kawał genialnej roboty, znów zadziałała telepatia. Michał, jako cześć zespołu, odbył tą podróż ze mną, a nie była to podróż łatwa, ponieważ miks jest również narzędziem przekazującym emocje, dlatego niektóre utwory miksując spanoramowałem bardzo szeroko, żeby uzyskać przestrzeń i głębię, a niektóre, jak choćby „Psychotic World” zmiksowaniem w wersjach monofonicznych, żeby uwydatnić klaustrofobię i atmosferę celi więziennej w jakiej zamknąłem swoją wolność podejmując niewłaściwe decyzje. To wszystko było niełatwym wyzwaniem, z którym Michał, robiąc mastermiks, poradził sobie mistrzowsko.
/M/: Szczerze przyznaję, że – chociaż ani jedna nutka „Vulcan’s Electric Hammer” nie przedostała się żadnym tajnym przejściem do moich uszu, to jednak zarówno genialna oprawa wizualna, jak i docierające zewsząd opinie związanego z Tobą środowiska artystycznego sprawiają, że jest to najbardziej wyczekiwany przeze mnie album od wielu, wielu miesięcy. Przyznam, że nasza dzisiejsza rozmowa jeszcze bardziej rozpaliła we mnie chęć szybkiego zapoznania się z nią. Dlatego bardzo dziękuję Tobie za wywiad, czytelników natomiast zachęcam gorąco do wspólnego oczekiwania i odliczania dni do premiery.
Na koniec – zdradź jeszcze, proszę, czy planowana jest trasa koncertowa Free Fusion Band w Polsce?
/J/: Trzy utwory w wersjach demo znajdują się na portalu N1M.com /link/
Bardzo mi zależy na trasie promocyjnej w kraju, szukam kogoś, kto zajmie się tym tematem, choć mam świadomość, że jest to trudna muzyka. Wierzę jednak, że znajdzie odbiorców, ponieważ jest szczera. Na wspomnianym wyżej portalu od kilku miesięcy utrzymuję się w pierwszej trójce, a moja strona ma prawie 8.000 wejść, co zaskoczyło mnie, prawdę mówiąc. Na zakończenie chciałbym podziękować rodzinie, szczególnie mojej córce Irminie, która pojawiła się we właściwym miejscu i czasie, oraz wszystkim artystom, którzy wzięli udział w projekcie, w tym także Tobie, bo przecież dołączyłaś do argonautów, oraz wszystkim, którzy wsparli mnie dobrym słowem, i podnosili na duchu w chwilach zwątpienia. Szczególnie dziękuję Mirkowi „Carlosowi”, który był pierwszym recenzentem dopalonych i ostatecznych miksów. Jego opinia, jednego z najlepszych gitarzystów i kompozytorów art jazzowych na świecie, dodała mi skrzydeł, i umocniła w przekonaniu, że pomimo trudności i wielu przykrości, jakich doznałem od niektórych „współplemieńców”, warto było.
Rozpoczynam więc prace nad nowym materiałem. Dziękuję.
/M/: Dziękuję bardzo za przemiłą rozmowę i życzę samych sukcesów, na które - co tu dużo mówić, - jestem całkowicie przekonana, że jesteś wręcz skazany, wraz z całym Free Fusion Band!
............................................................................................................
Album "Vulcan's Electric Hammer" norwesko - polskiej formacji Free Fusion Band ukaże się 25.10.2017 nakładem wytwórni Allegro Records. Znajdziemy tam siedem autorskich utworów lidera - Jakuba Pielaka: "Andromeda Galaxy", "Psychotic World", "The Girl in the Shadow of the Moon", "Hysteria", "Future Exploration", "Faces Between Raindrops", "Vulcan's Electric Hammer".
W nagraniach udział wzięli: Jakub Pielak (lider, gitara basowa, syntezatory, programowanie), Joanna Szczerbowska - Kowal (fortepian), Tomasz Koza (gitary), Iwona Lipińska (wibrafon, tubular bells, timpani, perkusjonalia), Rune Nicolaysen (saksofon), Jan Jansen (instrumenty klawiszowe), Elżbieta Psonak - Frajczyk (altówka), Wenche Bilden (klarnet) i Andre Røkås (perkusja).
Zdjęcia i ilustracje: Kuba Karłowski /Park Lane/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz