niedziela, 25 listopada 2018

Darius Brubeck Quartet - Blue Note Poznań, 17.11.2018. Relacja zkoncertu




Przed sześćdziesięcioma laty, w 1958 roku cudowny kwartet Dave'a Brubecka odbył historyczne turnee po Polsce, odwiedzając aż siedem miast. W trasę legendarny pianista wyruszył wraz z żoną i dwójką synów, w tym 11-sto letnim Dariusem. Jak miało się wkrótce okazać, syn poszedł w ślady ojca, czarując magią dawnego, stylowego "eleganckiego jazzu" kolejne pokolenia.

W tym roku Darius Brubeck wyruszył w trasę upamiętniającą tamto wydarzenie, zabierając własny kwartet: Wesley Gibbens – perkusja, Dave O’Higgins – saksofony, Matt Ridley – kontrabas. Trasę zatytułował "Brubecks back in Poland".

Dawno - jeżeli w ogóle - nie uczestniczyłam w koncercie jazzowym tak pełnym elegancji i dobrego smaku. Począwszy od ubioru (obowiązkowe garnitury i krawaty), a na instrumentarium skończywszy (np. skromny zestaw perkusyjny), Panowie w fantastyczny sposób odtworzyli na scenie klimat lat 50-tych. Mało tego, spoglądając na Dariusa, łudząco podobnego do swego ojca - wyglądem, mimiką, gestami; nad wszystko jednak - stylem i sposobem gry - nietrudno było wyobrazić sobie klimat trasy z 1958 roku.

Repertuar muzyczny obejmował najsłynniejsze utwory, po jakie sięgał legendarny kwartet Dave'a Brubecka. Wspaniałym akcentem było wkomponowanie utworu zatytułowanego "Dziękuję" - kompozycji, jaką Dave stworzył w pociągu, w 1958 roku, podróżując z Łodzi do Poznania.

Pomiędzy utworami Brubeck opowiadał ciekawostki, nawiązując do historycznego turnee. Opowiadał o miejscach, które odwiedził w Poznaniu, tuż przed koncertem, po 60-ciu latach oraz o tym, co obu pianistów najbardziej oczarowało w naszym kraju.

Pod względem muzycznym koncert był nienaganny, tak, jak nienaganne były maniery i stroje całego kwartetu. Może zabrakło jakichś większych doznań, wzruszeń czy łapania za serce, jednak muzyka wypełniająca salę pieściła uszy w sposób zachwycający. Całości dopełniała świadomość, że to właśnie TEN Darius, syn Dave'a, siedzi ot tak, na wyciągnięcie ręki. Że... to się dzieje naprawdę. 

Gorąco przyjęci, muzycy długo nie mogli zejść ze sceny. A w naszych głowach i sercach - jeszcze przez długie tygodnie z pewnością nie zdołają umilknąć dźwięki i wrażenia z tego wspaniałego wieczoru.

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz