Niedawno trafiła w moje ręce "Ganga". Tak, jakby sama najlepiej wiedziała, kiedy mnie spotkać, w którym momencie i na jakim etapie mojego życia. Chwyciłam, pokochałam, zachwytu osiągając szczyty i już nie oddam, nikomu. Mało tego, zapragnęłam być jeszcze bliżej niej - czyli mieć na własność prawdziwą, czarną płytę, o analogowym brzmieniu, a co za tym idzie - zupełnie innym procesie zapisu dźwięku na nośnik, który przybliża nas najbardziej do tego, co oddać chce Autor. W muzyce bowiem, jeśli kochamy ją najmocniej, należy umieć czytać też między wierszami, pozwalać jej przemawiać do nas nawet ciszą... Dlatego w analogowym zapisie cenię sobie wysoko nawet to, co przez innych może być poczytane jako niedoskonałości. Wolę to od zero - jedynkowych dźwiękowych obróbek, w których, w niewprawnej ręce, wiele można zgubić.
W przypadku "Gangi" jednak nie ma mowy ani o zagubieniu czegoś w cyfrowej obróbce, ani o niedoskonałościach na analogowej płycie. Owszem, pomiędzy dwoma pierwszymi utworami na stronie A występuje u mnie lekkie zaszumienie (jeżeli już naprawdę na siłę miałabym czegoś szukać), ale traktuję je jako coś wyjątkowego, przypominającego mi o tym czego i jak słucham. Wręcz lubię, gdy nadchodzi, niczym takie "puszczenie oczka" świata rzeczywistego w przestrzeń, w którą zabrała mnie ukochana muzyka.
Kiedy postanowiłam, że muszę mieć winyl, przez kilka dni walczyłam sama z sobą o to, na jaki się zdecydować. Wytwórnia Audio Cave oferuje bowiem zarówno standardową, czarną płytę, jak i limitowaną, transparentną edycję w kolorze zieleni. Nie lubię kolorowych płyt... Ale zapatrzona w cudną zieleń "Gangi" (to mój ulubiony kolor, niejednokrotnie różnymi krętymi ścieżkami prowadzący mnie do tych, którzy potem przyjaciółmi się stali), wybrałam... właśnie zieloną. I oto jest ze mną! Z numerem 27/100. To mój szczęśliwy numerek.
Co na płycie znajdziemy - pisałam nie tak dawno temu; i tu się nic nie zmienia. Cieszy mnie jednak, że przygodę swoją z tą doskonałością rozpoczynałam właśnie od nośnika CD, który - mimo, że wydany naprawdę wspaniale, nie zawierał tak szczegółowych informacji - pięknego słowa wstępnego od samego Autora, które znajdziemy na dodatkowo załączonej kopercie wewnętrznej w albumie LP. Cieszy mnie to dlatego, że moja podróż z płytą CD była trudniejszą, gdyż sama musiałam wniknąć bardziej w okoliczności powstawania płyty. Sama poszukać, zadziwić się, zauroczyć, zatęsknić i całym sercem zapragnąć wniknąć tak głęboko w muzykę, aby poczuć i zobaczyć wszystko to, co sprowokowało Antoniego Gralaka do nagrania płyty. Teraz, bogatsza o własne poszukiwania znaków pozostawionych przez Autora, z jeszcze większą rozkoszą i radością ducha czytam wnikliwie to, co w tej pięknej przedmowie do płyty LP Gralak dodał od siebie.
Dziś słucham, będąc duchem w całkiem innym świecie, w podróży, w jaką kompozytor zabiera każdego, kto zechce w jednej chwili codzienność zostawić; usłyszeć - i zrozumieć. Cudowne dźwięki duchem z kultury hinduskiej otworzą pełną pięknych ornamentów bramę do najcudniejszych tajemnic. W muzyce Gralaka bowiem, pośród wizjonerskich rozwiązań niezwykle czytelną zostaje nieprawdopodobna szczerość. Wspaniała bezkompromisowość, pewność siebie w dążeniu do celu oraz głęboki sens i przekaz. I - co ważne, a jednak nie zawsze w dzisiejszej muzyce się przydarza - przekonanie zarówno co do upragnionego celu, do którego zmierza, jak i do samej ścieżki, wszelkich zakamarków. Nic bowiem, choć to muzyka cudnie rozimprowizowana, wolna, tętniąca życiem - nie znalazło się tutaj przypadkiem.
Muzycy (Antoni Gralak - sampling, trąbka, gitara basowa, syntezator, instrumenty klawiszowe; Babl - tabla, Raj Kumar Verma - sitar, Tayagi Mohanlhl - shanay, Zbigi "Uhuru" Brysiak - instrumenty perkusyjne) w nieprawdopodobnie fantastyczny sposób przejmują nasze myśli, emocje, uczucia, wnikając w nas głęboko całą esencją bezpardonowego piękna. Z muzyką otrzymamy ból tak skrajnie silny, jak niewyobrażalnie wielkim jest poczucie szczęścia, po chwili nadchodzącego. Gdzieś pod kotarą powiek łatwo przeniesiemy się do kolorytu marzeń, z których upleciono dźwięki, z poczuciem, że żadne dotąd ucho słyszeć ich nie mogło tak silnie, tak głęboko, jak nas to przenika. Tak, jakby dla nas właśnie, dla tej jednej chwili, tworzył się świat od nowa. W całej dźwiękowej przestrzeni, jaka nagle światem całym dla nas się oto staje, w tej nieznanej bajce tak bliskiej jednak sercu, budzącej ufność wielką - uwielbiam nasłuchiwać linii najpiękniejszej trąbki, jaką w życiu słyszałam. Jest wodzem, duchowym przewodnikiem i jednocześnie twórcą historii, jaka toczy się - z udziałem słuchacza - w barwnie malowanej tłem instrumentów przestrzeni. Dla mnie - to mistrzostwo świata!
Co jeszcze odróżnia płytę LP od CD? Inne podejście do słuchania, to pewne. Chociaż zawsze staram się o to, by do muzyki podejść z największym szacunkiem, jednak słuchanie LP wymusza jednak siłą rzeczy skupienie większe i większą uwagę. Do wyobraźni przemawia poruszająca się płyta, widzimy dźwięk oddany i ten, który dla nas zaraz igła gramofonu wyłapie. Może także poczucie, że z każdym odsłuchem troszkę płyty "tracimy", że jednak się zużywa - nakazuje siąść cicho, poodkładać wszystko, a każdy jeden dźwięk, jaki do ucha dobiegnie, rozdzielić jeszcze na czworo. Może to wszystko właśnie z wielkiego skupienia się bierze, jednak... słuchając "Gangi" z LP mam świadomość, że jest wszystkiego... więcej, pełniej; że muzyka płynie, a ja - w niej się unoszę, nurkuję i skaczę.
Wszystko to, co przeżywam słuchając CD, tu wraca z siłą zdwojoną tak, jakbym żyła pełniej, więcej potrafiła dostrzec, czy może głębiej jeszcze serce otworzyła... Co jednak, nie wykluczam, stać mogło się wskutek tak długiego obcowania z tą muzyką, w jakiejkolwiek formie. Bo to muzyka w pełni oczyszczająca świadomość, lecząca rany ducha i obmywająca z wszelkich niedobrych emocji. Bardzo silne narzędzie trafiło, na szczęście, w najlepsze z możliwych rąk twórczych, które ukierunkowały olbrzymie pokłady siły tak, by czyniły dobro.
Wzniosła muzyka, powstała w prawdziwej, czystej duszy stawia słuchacza w wiecznym zawieszeniu "między pieśnią przerwaną a zbudzonym echem"*; w tej chwili, w tej przestrzeni, w której marzenie się spełnia... Spełnia nieustannie, nie docierając do podłej granicy "dokonania spełnienia", po której zbudzić się mogą demony wielkiej żądzy; tylko niewinnie, lekko, nieznacznie muskając jego ulotne bramy.
Nie pisuję recenzji. Opisuję płyty, które wywarły na mnie ogromne wrażenie. I tu - nie jest dla mnie istotnym kto i w jakiej chwili na jakim instrumencie jakie zagrał dźwięki, lecz - co zmieniły w świecie. Czy spowodowały, że - po usłyszeniu ich, zaczęłam nagle żyć pełniej, dostrzegłam coś więcej, czy poczułam pragnienie by stać się lepszym człowiekiem. Czy do mej codzienności wniosły odpowiednie filtry, rozwinęły duszę i pozwoliły trwać w wierze w absolutne piękno, które gdzieś, dla nielicznych, osiągalnym bywa. A "Ganga" to majstersztyk, pod każdym z tych względów.
Wzniosła muzyka, powstała w prawdziwej, czystej duszy stawia słuchacza w wiecznym zawieszeniu "między pieśnią przerwaną a zbudzonym echem"*; w tej chwili, w tej przestrzeni, w której marzenie się spełnia... Spełnia nieustannie, nie docierając do podłej granicy "dokonania spełnienia", po której zbudzić się mogą demony wielkiej żądzy; tylko niewinnie, lekko, nieznacznie muskając jego ulotne bramy.
Nie pisuję recenzji. Opisuję płyty, które wywarły na mnie ogromne wrażenie. I tu - nie jest dla mnie istotnym kto i w jakiej chwili na jakim instrumencie jakie zagrał dźwięki, lecz - co zmieniły w świecie. Czy spowodowały, że - po usłyszeniu ich, zaczęłam nagle żyć pełniej, dostrzegłam coś więcej, czy poczułam pragnienie by stać się lepszym człowiekiem. Czy do mej codzienności wniosły odpowiednie filtry, rozwinęły duszę i pozwoliły trwać w wierze w absolutne piękno, które gdzieś, dla nielicznych, osiągalnym bywa. A "Ganga" to majstersztyk, pod każdym z tych względów.
Muzyka o tak głębokim, kosmicznym wręcz wymiarze, sprawia, że zastanawiam się, jak to jest możliwe, że - choć na nośnik dźwięku zapisano przecież jedynie warstwę brzmieniową - to jednak dzieło tak wielkiego artysty daje się słuchaczowi poznać jako dzieło pełne, pozwalając mu dotrzeć nawet do tych najgłębiej ukrytych warstw "duchowych" utworów. Muzyką - jak i bronią, nie każdy zatem władać powinien... Wiem jednak, po zasłuchaniu w "Gangę", komu bez wahania władza ta się należy.
Mimo, iż nie jest to łatwa dla niewprawnego ucha muzyka, pojawianie się motywów bliskich sobie brzmieniowo, za każdym razem jednak z nieco innym ładunkiem i kierunkiem działania, powracających "z zaświatów" w każdej z kompozycji daje poczucie postrzegania horyzontu i gruntu pod stopami będącymi tak przecież wysoko nad ziemią. Należy zwrócić uwagę na to, że w tym "dziele pełnym" nastrojem operują zarówno tworzący scenerię pozostali muzycy, jak i wyłaniająca się na pierwszy plan trąbka, która w emocjonalnym przekazie, w urywanych frazach, potrafi odkryć nagle cały duchowy wymiar człowieczeństwa i ... wszystko jednym uczynić. Ktoś, kto potrafi takie bogactwo kultury w tak wytrawny sposób rozpisać na dźwięki, opleść je emocjami, dać duchowy wymiar - jest bez wątpienia mistrzem, za którym warto podążyć.
Co do edycji - jestem zaskoczona strasznie pozytywnie. W ostatnich dniach prowadziłam rozmowy ze znajomymi o tym, że dziś, by mieć dostęp do pełnej edycji, nie wystarczy zakupić płyty winylowej - zwykle w coś uboższej. Tutaj - piękna kontra! Rozkładana okładka, a w niej - w jednej części wspaniała, dodatkowa koperta z długim i ciekawym słowem wstępnym "Ziuta", z drugiej - standardowa koperta z cudownym, transparentnym, zielonym winylem. W środku - genialna ilustracja (Dorota Jabłońska - Gralak), tak, jak w wersji CD. Sama płyta wytłoczona wspaniale, świetna produkcja i doskonała jakość na 180- gramowym winylu. Wszystko to pozwala zapomnieć o technicznych aspektach odbioru płyty. Można zamknąć oczy, wyrzucić z wyobraźni wszystko, co realne i zafundować sobie spotkanie z muzyką - pierwszorzędne, prawdziwe, w nieskończonym szczęściu.
Spis utworów: 1. "Beyond Time"/ 2. "Kandro taniec"/ 3. "Wake Up India"/ 4. "Ganga"/ 5. "Swayambhu"/ 6. "Już tu nie wrócę"/ 7. "Asioka"/ 8. "Tuk Tuk".
A sam Antoni Gralak, do tej fascynującej i ekscytujące przygody muzycznej, po której - nic już nie będzie nigdy, jakim było, zaprasza następującymi słowami:
"Do tuk tuka
wsiadać proszę
zapach siary
i słońca ilość
nie do wiary."
Marta Ratajczak
_______________________________________________________________
* - nawiązanie do wiersza Leopolda Staffa, "Radość i smutek szczęścia chwili":
"Między pieśnią przerwaną a zbudzonym echem/ Falą i nagą stopą, co wnet się zanurzy/ Przyjściem listu i zdjęciem pieczęci z pośpiechem/ Pomiędzy zaproszeniem i rankiem podróży/ Między wzniesioną dłonią a owocem drzew/ Śpi szczęście, co najsłodsze dreszcze daje łonu/ Między wargą a czarą, gdzie wina lśni krew... / Lecz wszelką radość płaci się smutkiem jej zgonu." /fr./
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz