Genesis - "A Trick of the Tail" - kilka luźnych, październikowych myśli o ponadczasowym dziele:
W 1976 roku grupa Genesis opublikowała nakładem legendarnej wytwórni Charisma album "A Trick of the Tail". Groteskowa okładka płyty opowiadającej o rzeczywistości podobnej snom wariata stanowi jedynie przekorne puszczenie oczka do zorientowanych odbiorców, którzy na pewno nie zaznają najmniejszego cienia rozczarowania muzyczną zawartością.
Spis utworów: "Dance on a Volcano"/ "Entangled"/ "Squonk"/ "Mad Man Moon"/ "Robbery, Assault and Battery"/ "Ripples..."/ "A Trick of The Tail"/ "Los Endos".
Podczas uważnego słuchania każdego z ośmiu utworów, odbiorca z niesamowitą siłą przeciągnięty zostaje przez całą galaktykę dźwięków, kosztuje najrozmaitszych klimatów i niczym w kalejdoskopie pochłonięty zostaje i otumaniony wręcz całkowitą pełnią wachlarza rockowego brzmienia z najwyższej półki. Nagrania pochodzą z czasów najlepszego składu grupy Genesis (Tony Banks, Mike Rutherford, Phil Collins, Steve Hackett) i jednocześnie z okresu, kiedy muzycy nie zaczęli jeszcze za namową Collinsa spoglądać w kierunku muzyki komercyjnej. Jak zwykle, największe wrażenie robi na mnie klawiszowiec składu, Tony Banks, który z klasyczną precyzją i wyczuciem dźwięku, a jednocześnie sporą dawką humoru potrafi nadać zespołowi niesamowicie tajemniczego i jednocześnie ambitnego brzmienia, tworząc jednocześnie najlepsze w historii Genesis kompozycje. Absolutnie najlepszym, moim ukochanym utworem z "A Trick of the Tail" jest napisany właśnie przez Tony'ego genialny wręcz "Mad Mann Moon", z cudowną muzyką i niesamowitym tekstem oraz przepięknym fragmentem instrumentalnym. Mimo naprawdę wspaniałego, ambitnego tekstu, muzyka Banksa oraz jego pełen dostojności i wyczucia sposób uderzeń w klawisze fortepianu sprawiają, że nawet bez słów odbiorca jest w stanie pojąć cały sens tego ponadczasowego dzieła.
Magii i pewnego rodzaju melancholii albumowi dodaje wzruszające zakończenie, utwór "Los Endos", będący ukłonem dla Petera Gabriela, który opuścił grupę (to pierwszy album Genesis nagrany po odejściu charyzmatycznego muzyka, bez którego nienajlepszą przyszłość wróżono zespołowi). Na pożegnanie pada mocny cytat z najlepszej chyba w dziejach płyty Genesis zatytułowanej "Foxtrot" (tam - śpiewany przez Gabriela).
Magii i pewnego rodzaju melancholii albumowi dodaje wzruszające zakończenie, utwór "Los Endos", będący ukłonem dla Petera Gabriela, który opuścił grupę (to pierwszy album Genesis nagrany po odejściu charyzmatycznego muzyka, bez którego nienajlepszą przyszłość wróżono zespołowi). Na pożegnanie pada mocny cytat z najlepszej chyba w dziejach płyty Genesis zatytułowanej "Foxtrot" (tam - śpiewany przez Gabriela).
Słuchając chyba po raz milionowy tego albumu, dziś, po 43 latach od jego nagrania stwierdzić muszę bez zająknięcia, że nadal pozostaje on niesamowicie aktualnym i w bardziej może nawet niż w tamtych czasach odpowiadający komentowanej rzeczywistości.
Na zakończenie tych wietrzno - deszczowych rozważań w zimny, październikowy dzień - malutki fragment tekstu z "Mad Man Moon":
"So I pretended to have wings for my arms
And took off in the air
I flew to places which the clouds never see
Too close to the deserts of sand
Where a thousand mirages, the shepherds of lies
Forced me to land and take a disguise
I would welcome a horse's kick to send me back
If I could find a horse not made of sand"
Na jesienne wieczory - mój absolutny ideał!
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz