Lubię doszukiwać się pozytywnych stron wszelkich zdarzeń - ot, taka zabawa, którą wyniosłam z dziecięcej książki "Pollyanna". Jak się okazuje, istnieje również pozytywna strona faktu, że nie posiadałam wcześniej żadnej płyty CD zespołu Tie Break... A jest nią to, że dzięki temu, zamiast gromadzić osobne egzemplarze, mogłam od razu postawić na box, w którym znajdziemy wszystko, co dotąd Panowie wydali (oprócz, co jasne, najnowszego albumu "The End"), ... a nawet więcej!
Niewątpliwą zaletą owego 7-płytowego wydawnictwa jest, oprócz świetnej oprawy wizualnej cieszącej także oko (Dorota Jabłońska - Gralak/ Jasnachmura), czy doskonale opracowanej, zremasterowanej wersji całej antologii Tie Break wraz z ich okołotiebreakową działalnością, fantastyczna książeczka. A w niej - wywiad rzeka, czyli rozmowa Rafała Księżyka z członkami zespołu (Marcin Pospieszalski - bass, Mateusz Pospieszalski - sax, Janusz Yanina Iwański - gr, Antoni Gralak - tr).
Książeczkę czyta się naprawdę wspaniale, jednym tchem, czego zasługą są zarówno arcyciekawe teksty i opowiadania muzyków, jak i genialna oprawa graficzna. Spisana została w taki sposób, że odbiorca niemal czuje się uczestnikiem rozmowy, pośród płynącej z odtwarzacza muzyki. Oto historia zespołu została nie tylko osadzona w realiach lat 80-tych i 90-tych, dając wyraźny zarys wydarzeń społeczno - kulturalnych w jakich przyszło - wiecznie pod górkę - rodzić się i dojrzewać świętującemu dziś czterdziestkę zespołowi; - tu pokazano również jasno istotę zespołu - plemienia, wzajemnych inspiracji oraz realia powstawania każdej z załączonych płyt. Tu może czas, aby je wreszcie wymienić:
"Nagrania Archiwalne Tie Break" (1986)/ "Tie Break live" (1989)/ "Duch wieje kędy chce" (1990)/ "Gin Gi Lob" (1991)/ Tie Break & Jorgos Skolias: "Poezje Ks. Jana Twardowskiego" (1995) oraz dwie płyty z rockowymi wcieleniami grupy - powstała we współpracy ze Stanisławem Soyką "Svora" (1984) i jej kontynuacja po zakończeniu owej współpracy - "WooBooDoo" (1985).
Już sam fakt, że otwierając temat Tie Breaku, nie sposób mówić jedynie o samej muzyce (która swoją wyjątkowością przecież jak najbardziej by na to zasłużyła), zwraca naszą uwagę na wielowymiarowość istnienia i funkcjonowania grupy niesamowitych pasjonatów, złączonych wspólnym głosem, oddechem, jedną piękną myślą i potrzebą wyrażenia siebie - muzyką, która w trzewiach pali, wbrew i ponad wszystkiemu.
Określani mianem jazzowych chuliganów muzycy z porządnym warsztatem nie poddali się komunistycznym nakazom i zakazom, ponad mamonę i gładszą codzienność stawiając właśnie potrzebę bycia sobą, wyrażenia siebie. Fenomenalne jest to, że choć żadnej z płyt Tie Break nie można porównywać do innej, to każda z nich jest niesamowicie prawdziwa, - jest najszczerszym obrazem punktu, w jakim grupa znajdowała się w danym momencie, odbiciem nastrojów, emocji pulsujących zawsze zgodnym rytmem w każdym z serc oddanych sprawie bez reszty.
Choć już tygodnie mnogie minęły od czasu, kiedy zakupiłam box (i prawie bez wyjątku każdego dnia słucham z uwagą choćby jednej z płyt), chociaż - przygotowując się do napisania o nim, cały wczorajszy dzień spędziłam z każdą z płyt z osobna; nie jestem w stanie wskazać nawet mojej ulubionej pozycji! Słuchając cudnie surowej dzikości "Gin Gi Lab" myślałam, że to ona będzie moją najlepszą przyjaciółką... szybko jednak musiała ustąpić miejsca wielkiej, rytmicznej, silnie uduchowionej prawdzie "Duch wieje kędy chce", a ta z kolei - koncertowym nagraniom, które odsłoniły koloryt i własny język zespołu... Każda z tych 7-dmiu płyt, mówię naprawdę szczerze - każda z nich jest najlepsza!
Warstwa muzyczna zespołu ukazuje jasno wspólnotę dusz, bez lidera - tu nie ma miejsca na solo, jest wspólna rozmowa, dialogi instrumentów budujących przestrzeń i równoległe światy. Co ważne - światy barw pełne, niezwykłych kolorów, o zadziwiająco pięknych, nieznanych odcieniach. Dźwięki wżerają się pod skórę odbiorcy, zabarwiając płynącą krew w żyłach, zmieniając rytm w płucach i - rozpychając się w podświadomości, wypychają całą tą brudno-ludzką skorupę codzienności. Gotowa jestem pokusić się o stwierdzenie, że zupełnie nieświadomie i przy całkowitym braku tego typu intencji ze strony punk-jazzowych muzyków, stworzyli oni prawdziwego tytana, uwolnili monstrualnego potwora piękna, definiującego na nowo pojęcie muzycznej sfery sacrum.
Nowopowstała sfera tak silnie zresztą wrosła w każdego z tiebreakowców, że rozlała się silnym nurtem w indywidualne projekty wybitnych muzyków. Jak zresztą zgodnym chórem informuje piękno dziecięcych głosów (dzieci muzyków tworzących Tie Break) na płycie z poezją Ks. Jana Twardowskiego, - "Trzeba mieć ciało, by odnaleźć duszę". To właśnie w mojej świadomości czyni Tie Break - widzialną okiem, namacalną rzeczywistość, przemieniają w byt równoległy, duchowy, ponadczasowy, w którym na zawsze można stworzyć sobie najcudowniejszy azyl. A wtedy - nie dokuczą odbiorcy już nawet "za małe skrzydła".
Tie Break potrafi również w doskonały sposób operować słowem - zarówno w postaci pięknej, wieloplanowej poezji Twardowskiego, którą - wraz z Jorgosem Skoliasem - pokolorowali na nowo, swoimi farbami; jak i swym własnym językiem, niekiedy słowotwórczymi onomatopejami powstającymi na żywo (tu: fantastyczny przykład zestawienia "Yoaczeke" z płyty "live" z "Nie umiem") czy też wzbijając w przestrzeń abstrakcyjne słowa, monosylaby, z których każde dźwiga określony ładunek emocjonalny, łatwy do odczytania dla uważnego odbiorcy. Wracając do porównania "Yoaczeke" z "Nie umiem" - niesamowite, ale pomimo wspólnej melodii, każdy z nich opowiada przepiękną baśń, po swojemu, - w pierwszym przypadku drążąc dla odbiorcy niełatwy acz zjawiskowy tunel w labiryncie duchowych poszukiwań; w drugim zaś - dając na tacy historię, która pomimo względnej dosłowności nie staje się wcale mniej interesującą. Wspaniale opisują to zjawisko muzycy zespołu w dołączonej książeczce:
Nowopowstała sfera tak silnie zresztą wrosła w każdego z tiebreakowców, że rozlała się silnym nurtem w indywidualne projekty wybitnych muzyków. Jak zresztą zgodnym chórem informuje piękno dziecięcych głosów (dzieci muzyków tworzących Tie Break) na płycie z poezją Ks. Jana Twardowskiego, - "Trzeba mieć ciało, by odnaleźć duszę". To właśnie w mojej świadomości czyni Tie Break - widzialną okiem, namacalną rzeczywistość, przemieniają w byt równoległy, duchowy, ponadczasowy, w którym na zawsze można stworzyć sobie najcudowniejszy azyl. A wtedy - nie dokuczą odbiorcy już nawet "za małe skrzydła".
Tie Break potrafi również w doskonały sposób operować słowem - zarówno w postaci pięknej, wieloplanowej poezji Twardowskiego, którą - wraz z Jorgosem Skoliasem - pokolorowali na nowo, swoimi farbami; jak i swym własnym językiem, niekiedy słowotwórczymi onomatopejami powstającymi na żywo (tu: fantastyczny przykład zestawienia "Yoaczeke" z płyty "live" z "Nie umiem") czy też wzbijając w przestrzeń abstrakcyjne słowa, monosylaby, z których każde dźwiga określony ładunek emocjonalny, łatwy do odczytania dla uważnego odbiorcy. Wracając do porównania "Yoaczeke" z "Nie umiem" - niesamowite, ale pomimo wspólnej melodii, każdy z nich opowiada przepiękną baśń, po swojemu, - w pierwszym przypadku drążąc dla odbiorcy niełatwy acz zjawiskowy tunel w labiryncie duchowych poszukiwań; w drugim zaś - dając na tacy historię, która pomimo względnej dosłowności nie staje się wcale mniej interesującą. Wspaniale opisują to zjawisko muzycy zespołu w dołączonej książeczce:
"(...) za młodu łapaliśmy angielskie teksty jako muzykę, dopóki nie zwracałem uwagi na rozumienie słów, dźwiękowe wrażenie było niesamowite. Miewałem też takie doświadczenia, wsiadałem do autobusu czy tramwaju i zapominając o sensie języka polskiego, słuchałem tego gwaru, szumów, zgrzytów. To było obcowanie z bulgoczącą, szeleszczącą słowną farbą" - Janusz "Yanina" Iwański
"Te słowa, które rzekomo nie mają znaczenia, dla mnie często mają większe znaczenie, niż gdyby w ich miejsce był napisany tekst" - Marcin Pospieszalski
"Tak naprawdę kontynuowaliśmy ścieżkę dadaistów. Braliśmy przypadkowe słowa, sylaby z różnych języków, łączyliśmy w jedną energetyczną zbitkę. Uważaliśmy, że jest to jedyna sensowna forma wypowiedzi w czasach szalejącej cenzury" - Antoni "Ziut" Gralak
Mamy więc nieograniczone piękno muzyki, malowanej farbami, jakich bałby się zmieszać każdy ze skutych łańcuchem poprawności muzycznych kolorystów. Jest czystość nietkniętej wydumaną formą muzyki w zwiewnej szacie niewinności, jest siła głosu instrumentów wolności. Poezja dźwięku rodzi się więc sama, wznosi rozdzierającym krzykiem saksofonu czy ociekającej pełnią niezliczonych barw trąbki, dopada ciężkim, gęstym powietrzem pełnym oparów magii wzbijanych perkusją oraz zniewala przeróżnymi odcieniami światła, nastrojowo regulowanymi za pomocą basu. Niewypowiedzianego blasku dodaje gitara, odsłaniająca całą paletę barw i nastrojów, - od lirycznych, ciepłych kolorów mieniących się baniek, po iście rockowe, drapieżne oblicze, dodające (jak na "Gin Gi Lab") wrażenia obcowania z dziką, drapieżną rzeczywistością, dotąd nietkniętą ludzką stopą.
Co jednak dla mnie najbardziej liczy się w muzyce - Tie Break to niesamowita szczerość, do bólu. Co muzykom gra w duszy - przełożą na nuty i bezwstydnie, bez zahamowań, podzielą się szczodrze z łakomym wrażeń odbiorcą, który - dzięki temu i własne "sprawy" wniesie w zasłyszane dźwięki. To sekret jest największy i ponadczasowy, po który tak nieliczni wyruszają w drogę: taką muzykę stworzyć, tak głęboko szczerą, by każdy z odbiorców mógł w niej poszukać - i odnaleźć siebie, rozgościć się, usiąść, wypakować walizki i w niej zechcieć pozostać. Nie jest to jednak łatwe, powszechne czy modne - dlatego taki Tie Break wpisuję w mój prywatny zeszyt Moich Cudów Świata. Gdzieś na samym szczycie.
TO jest prawdziwe życie, pełne zmysłowości, świadomego zbudzenia i funkcjonowania w rytm nieokiełznanego piękna, w jakim można z rozkoszą zanurzyć się i płynąć. Wystarczy włączyć płytę i rozbujać "zmysły co kryją sekret przed poznaniem".
Marta Ratajczak
Wrażenia z ostatniej, najnowszej płyty Tie Break - "The End":
https://babskim-uchem.blogspot.com/2019/12/tie-break-end-agora-2019.html |
Marta tak pięknie piszesz o muzyce Tie Break, że gdybyś była tylko tym jedynym jej odbiorcą i tak powiedział bym, że było warto :)
OdpowiedzUsuń... Zaniemówiłam z przejęcia. Kłaniam się pięknie i ogromnie dziękuję za dobre słowo i cudowną muzykę.
UsuńMarto
OdpowiedzUsuńWrażenia opublikowane w moje urodziny robią na odbiorcy potężne wrażenie, bo podzieliłaś się z nami swoimi najgłębszymi przeżyciami muzycznymi niebywale pięknym językiem. Box zamówiony.
Radości bez liku i wielu życzliwych ludzi dookoła