Dziś będzie wyjątek nad wyjątkami na Babskim Uchu, bo oto pierwszy raz w życiu napiszę o płycie, której... nie posiadam (jeszcze) w swojej kolekcji. Po prostu - nagle dotknęło mnie wielkie pragnienie zapoznania się z jej zawartością, pożyczyłam płytę, włączyłam i ... oniemiałam.
Antoni "Ziut" Gralak, artysta potrafiący przemówić do niejednego muzycznego instrumentu w taki sposób, że nagle, ot tak, staje się jego sprzymierzeńcem wyśpiewując wszystko, co muzykowi narodzi się w duszy; nad wszystko jednak znany jest szerszej publiczności jako czołowy trębacz niezależnej sceny muzycznej. Ceniony muzyk jazzowy, od lat wzbogacający brzmieniowo rozimprowizowaną trąbką zespół Stanisława Soyki, zasłynął nietuzinkowymi projektami autorskimi takimi jak Yeshe czy Tie Break; jednakże charakterystyczną "niepokorną" trąbkę odnajdziemy również w takich formacjach jak Free Cooperation, Voo Voo czy Tymański Jass Ensemble. Wspomnieć warto, iż był on też jakże ważnym członkiem genialnej grupy Przemka Gregera - Hot Asterix.
Pod koniec ubiegłego /2017/ roku krakowska wytwórnia Audio Cave opublikowała oczarowujący mnie właśnie album Gralaka, zatytułowany "Ganga". Album z muzyką inspirowaną kulturą indyjską opatrzony został stosowną, urzekającą i hipnotyzującą oprawą graficzną (Dorota Jabłońska-Gralak), a muzykę skomponowaną przez "Ziuta" wykonują: Babl - tabla, Raj Kumar Verma - sitar, Tayagi Mohanlhl - shanay, Zbigi Uhuru Brysiak - instrumenty perkusyjne, a także sam autor - Antoni Gralak - trąbka, sampling, gitara basowa, syntezatory i instrumenty klawiszowe.
Nim sobie pozwolę na popuszczenie wodzy fantazji, oddając się całkiem we władanie uwodzicielskich dla duszy dźwięków, dla porządku (i trochę - celem ułatwienia podróży do świata otwierającego się dla nas z chwilą włączenia płyty) - przytoczę jeszcze spis utworów: 1. "Beyond Time" (absolutnie trafiony tytuł; tu - rozpoczyna się wielka duchowa podróż inspirowana muzyką, poza ramami czasu i przestrzeni)/ 2. "Kandro taniec"/ 3. "Wake Up India"/ 4. "Ganga"/ 5. "Swayambhu"/ 6. "Już tu nie wrócę"/ 7. "Asioka"/ 8. "Tuk Tuk".
Jeżeli muzyka, jak i cała sztuka, po to powstaje, by uszlachetnić życie człowieka, pokazać piękno dostępne na poziomie osiągalnym jedynie dla czystego ducha, wyzbytego całkowicie codziennych brudów; jeżeli nieść ma dobro i je właśnie uczynić poszukiwaniem, pragnieniem oraz wszelkim dążeniem - to nie znajduję na to lepszego dowodu, niż "Ganga" Gralaka. Prócz szlachetnego celu, do jakiego zmierza, artysta udowadnia również, jak istotnymi są środki, z których zamierza skorzystać. W momencie obcowania (bo to coś znacznie więcej, niż tylko słuchanie) z tą płytą, nie jest dla mnie istotnym, w jakich brzmieniowych formach się poruszamy, kto jakim instrumentem właśnie uszlachetnia moją duchową przestrzeń, czy jak określić gatunek muzyczny. Odpadają ramy i kształty, na śmietnik idą definicje i formy - to naprawdę nieważne! Ważnym jest natomiast, że - z otwarciem płyty, pojawia się we mnie palące pragnienie, aby być lepszym człowiekiem.
Gralak zdaje się od nowa definiować, czy łamać wręcz granice sfery sacrum, sprowadzając ją do tej najczystszej, najdelikatniejszej formy, niesplugawionej tym, co ustawicznie wpychać do niej próbują "ważni dzisiejszych czasów". Płyta, nacechowana głęboko symboliką na różnych warstwach oraz poziomach odbioru i świadomości słuchacza, w ambitny, mądry sposób, prowadzi "przez życie", każąc zatrzymać się w pędzie i ... przewartościować swój świat, swoją głowę i swoją własną duszę. Zbudzić umysł, otworzyć jeszcze szerzej oczy, dostrzec dalsze światy. To rodzaj medytacji, może - rytuału oczyszczania i otwierania świadomości za sprawą magii dźwięków.
Niczym Śiwa (jeden z najistotniejszych dewów w hinduizmie), łagodzący upadek Gangi z niebios, Gralak w najłagodniejszy sposób przenosi wielką prawdę, wielką tajemnicę, wplatając ją między dźwięki, aby swą potęgą nie poczyniła szkody, spadłszy nagle, z impetem, w niegotowe ręce. Myślę, że nieprzypadkową jest także - wziąwszy pod uwagę skutki kontemplacyjnego zasłuchania w płytę - liczba kompozycji. Osiem wspaniałych utworów, niczym zbiór podstawowych zaleceń buddyzmu, zwany Szlachetną Ośmioaspektową Ścieżką, będących drogą do ustania cierpienia.
W cudownym kolorycie dźwięków niosących wielobarwne piękno, pokój, harmonię - wydostajemy się zupełnie poza ramy codzienności. Stajemy się jednym wielkim pragnieniem dobra, wykorzenienia żądzy i nieżyczliwości i wyzwolenia się od wszystkiego, co złe. Korowód czystych dźwięków zrodzonych z głębi duszy niesie nas w najodleglejsze czasy, niezbadane przestrzenie, czyniąc z nas pielgrzymów poszukujących drogi do samego siebie. Niezbita pewność kompozytora co do kierunku i formy podróży budzi ufność odbiorcy, pełne zawierzenie i chęć podążania za nim, dokądkolwiek zmierza.
Płytę po raz pierwszy włączyłam dziś wieczorem... W tej chwili słucham jej (poprawniej będzie, gdy powiem: przeżywam) już po raz czwarty i tak naprawdę teraz dopiero, po wszystkich tych silnych emocjach, po wielkim... oczyszczeniu i otwarciu duszy, niczym łagodny deszczyk w najgorętsze lato, obmywają mnie dźwięki, pieszcząc cudnie uszy. Teraz, kiedy już dusza stała się gotową na pełne przyjęcie dobra, jakie płyta niesie - dostrzegam cenne perełki dźwiękowych niuansów, niebanalnych rozwiązań, melodii i linii. Mistrzowskich zagrań, wirtuozerii i kunsztu, a także wspaniałej produkcji.
Taka wędrówka w głąb siebie, choćby na skrzydłach muzyki najpiękniejszej na świecie - wymaga odpoczynku po uczciwym wysiłku... Dość więc analizy, - w pięknie nie wolno przecież za głęboko grzebać ręką nie całkiem czystą - bo ludzką; nie wolno podglądać, rozrywać go na czynniki pierwsze - pora więc najwyższa zakończyć pisanie i ... posłuchać jeszcze. Pofruwać. Poczuć. Przeżyć.
Marta Ratajczak
P.S. W związku z pojawiającymi się pytaniami, płyta dostępna jest choćby w sklepie wytwórni, Audio Cave /link/ - zarówno w postaci kompaktu, jak i LP.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz