sobota, 13 października 2018

Marcin Wądołowski & Piotr Lemańczyk: Preludes for Guitar and DoubleBass (DUX JAZZ, 2018)




W miniony poniedziałek, 08.10.2018, świętowaliśmy premierę albumu ze znakomitej serii wydawniczej DUX JAZZ specjalizującej się dotąd w wydawnictwach stricte klasycznych wytwórni DUX. Poprzednią płytą z serii, w której słyszeliśmy również kontrabas Lemańczyka, była "Duology" (2017), nagrana przez Piotra Lemańczyka (kontrabas) i Cezarego Paciorka (akordeon).

Tym razem jazzrockowy gitarzysta o funkującej nieziemsko gitarze stworzył cykl dziesięciu preludiów, które nagrał z wiodącym polskim kontrabasistą. Efekt? Niesłychany!

Dziś będzie więc o płycie z muzyką Marcina Wądołowskiego, który tym razem chwyta za gitarę klasyczną: Marcin Wądołowski & Piotr Lemańczyk: "Preludes for Guitar and Double Bass" (DUX JAZZ, 2018).

Preludia, jako samoistne byty, zostały powołane do życia w okresie romantyzmu, przez Fryderyka Chopina. Wybitnym impresjonistycznym twórcą preludiów jest choćby Claude Debussy, komponował je również okrzyknięty mianem "króla jazzu" George Gershwin. Tym razem jednak usłyszymy preludia w wykonaniu muzyków, którzy "oprócz Coltrane'a i Davisa kochają także Bacha i Strawińskiego".

Preludia - z definicji będące krótkimi formami, tu sprawiają wrażenie, jak gdyby sam kompozytor próbował przeprowadzić je w pięknym, malowniczym szyku od brzegu zwanego początkiem, przez drewniany mostek, odurzony cudami przyrody, zapachem lasu i nieba błękitem... Nieświadom, że tuż pod mostkiem kryje się łobuzerski kontrabas, rozbijający szeregi i wprowadzający nowy ład i porządek, wydłużając drogę. Pierwszym, co mnie uderza po uruchomieniu albumu, jest wyjątkowa potęga kontrabasu właśnie. Wyjątkowa - nawet jak na znanego z niezwykłej głębi wyrazu i mocnych akcentów Piotra Lemańczyka. Może bym nawet zaryzykowała stwierdzeniem, że momentami balansuje ona na granicy maksymalnego komfortu potęgi ciepła i soczystej ciemności barwy, o jakim marzyć może odbiorca któremu, jak mnie - to właśnie dźwięki basu najbardziej są w stanie przemówić do serca i duszy...? Druga rzecz - chociaż nie wiem, czy nie powinna jednak stanąć jako pierwsza - to nowa, niespodziewana odsłona Marcina jako gitarzysty i kompozytora klasycznego. Gdyby kilka lat temu, kiedy odkrywałam jego autorskie albumy, czy też nagrane w składach: The Moongang, Quartado czy Elec-Tri-City, ktoś mi powiedział, że oto powstanie w pełni akustyczny album z preludiami Marcina, nagrany na gitarze klasycznej - ciężko by mi było wyobrazić to sobie. Zresztą, słuchając płyty z DUX JAZZ po raz pierwszy, także musiałam oszukiwać umysł "zapominając", że to ten sam muzyk. Dziś jednak wiem, że to naturalny proces, że właśnie ten punkt stał gdzieś sobie skromnie, czekając na niego latami, by zostać odkrytym.

Wyśmienita jest współpraca i ogrom zaangażowania obu muzyków, którzy - poza wielkimi pokładami pracy, jaka musiała zostać przez nich włożona w ten niełatwy projekt - sprawiają wrażenie, jakby najdoskonalej w świecie bawili się dźwiękiem. W dodatku na poziomie nieosiągalnym nawet marzeniami dla wielu innych. Są świetne momenty dialogów, nawet - przekomarzania między instrumentami. Jest przeciąganie liny między subtelnością i pełnią barw gitary, a ciemną mocą potęgi kontrabasowego brzmienia. Są "zabawy w przejmowanie linii melodycznej", zastępowanie tradycyjnej linii burzliwą kreską wspaniale "niesfornego" tempa. Jest uwielbiane przeze mnie, tak charakterystyczne dla Lemańczyka zawieszanie fraz w wielkie znaki zapytania, czy unisonowe śpiewy dwojga instrumentów. Warto też zauważyć, że mimo "agresywnego" kontrabasu, który jest cudną domeną Piotra, album nie pozostawia jednak wątpliwości co do tego, kto jest kompozytorem i pomysłodawcą. Nowa odsłona Marcina naprawdę fascynuje, rozwijając ciekawość i wzbudzając czujność!

Tak jak początek płyty wbija wręcz w kanapę, stawiając na baczność zmysły, czarując zagrywkami i ledwie uchwytnymi "perełkami", których nagle chce się odkryć mnogość; środek - rozluźnia, czyniąc naturalnym środowisko muzyczne, które nas otacza, tak koniec - znów wymusza czujność i wielką uwagę. Wspaniałe jest przejście z niezwykle dobitnej jasności "Prelude VII" w ciemność i barokowy mrok "Prelude VIII", w którym kontrabasista sięga po technikę arco. Tuż po tym cudnym teatrze cieni dźwięków następuje "Prelude IX", w którym gitarzysta puszcza oczko do fanów reinhardtowskiego brzmienia "gypsy guitar"... 

Świetna płyta, ze wszech miar zaskakująca, rozbudzająca ciekawość i ... wnosząca piękny powiew świeżości i nowości. Budząca apetyt na więcej!

O staranności wydania i realizacji świadczy już z góry widoczna na okładce marka wiodącej w zakresie muzyki klasycznej firmy fonograficznej DUX.



Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz