Na początku kwietnia tego roku ukazał się drugi już album zespołu szwajcarskiego perkusisty i kompozytora, Clemensa Kuratle - Murmullo. Nagrany oraz poddany masteringowi przy użyciu analogowego sprzętu "Lies" wydała wytwórnia Antidrò Records. Mimo, iż muzyka zespołu bez wątpienia prezentuje wszystko to, co najlepsze w jazzie, znajdziemy tu, obok wspaniałych melodii i improwizacji, również prawdziwie rockowe beaty i głęboki groove utrzymywany w duchu lat 70-tych.
Lider zespołu, Clemens Kuratle, obok zespołu Murmullo prowadzi również Quintet Ydivide, z udziałem Elliota Galvina, Dee Byrne’a, Chrisa Guilfoyle’a i Lukasa Traxela. Jako sideman natomiast znany jest ze współpracy z takimi muzykami jak Julie Campiche, Nicole Johänntgen czy Swiss Jazz Orchestra.
Clemens Kuratle's Murmullo tworzy pięciu szwajcarskich muzyków, nominowanych w 2019 roku do najbardziej prestiżowej jazzowej nagrody w Szwajcarii: Jonathan Maag – saksofon, Florian Weiss – puzon, Rafael Jerjen – kontrabas, Franz Hellmüller – gitara, Clemens Kuratle – perkusja.
Na album składa się sześć autorskich kompozycji perkusisty: 1. "lies"/ 2. "contemplation"/ 3. "reconstruct"/ 4. "prelude"/ 5. "aunt rose"/ 6. "lull-a-bye".
Rozbudowany instrumentalnie zespół sprawia wrażenie jednego organizmu, napędzanego jedną energią, myślą i duchem. Nad wszystko zadziwia fakt, że sam lider, twórca kompozycji, zdaje się oddawać swoje dzieło, w pełnej ufności, w ręce swoich najbliższych współpracowników, doglądając jedynie by wszystko działało sprawnie w nakreślonych przez niego ramach. Nie wychodzi przed szereg, nie usiłuje skupić na sobie całej uwagi odbiorcy, nie krzyczy "patrzcie na mnie!". Tu - każdy z muzyków ma do opowiedzenia własną historię, na swój własny sposób, z wyczuwalną swobodą, luzem, mając jedynie na uwadze zmieniający się pod kompozytorskim piórem klimat, pisany pięknymi, wielobarwnymi nutami.
Sposób, w jaki muzycy prezentują utwory, sprawia wrażenie bardziej odgrywania spektaklu (w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu), niż czysto muzycznego podejścia do kompozycji - muzyczna treść wypływająca z instrumentów rozlewa się bowiem w wyjątkowy sposób, budując dialogi pośród zmieniającej się za sprawą perkusji scenografii. Piękna sztuka, wspaniale podana - uczta dla prawdziwych smakoszy!
Instrumentaliści w nadzwyczajny sposób mówią o rzeczach ulotnych i kruchych, opisując je za sprawą nie szeptu, kwilenia czy łkania gitary, ale sięgając po mocne, twarde środki wyrazu, a gatunkowo - zapuszczając się także w rejony rocka progresywnego oraz - jak już wspomniałam we wstępie - głębokiego groove. Doskonałą pracę wykonuje mocny, soczysty kontrabas Jerjena, sięgającego także po smyczek i korzystającego z niego niczym z magicznej różdżki (w ten sposób basista zaczarował kompletnie zamykający album utwór "lull-a-bye"!). Nie tylko jednak Jerjen wyraźnie wyróżnia się na tle grupy Murmullo - odnoszę wrażenie, że charakterystyczną cechą zespołu jest właśnie eksponowanie wyrazistości brzmienia każdego z instrumentów. Tu - nie ma tradycyjnego podejścia do jazzowego solo; raczej są to wspaniale przygotowane monodramy, które - za sprawą niesamowitego klimatu (wszystko w sposób nadzwyczaj dyskretny prowadzi i scala perkusja lidera), składają się na jedną, spójną i wielce ciekawą całość.
Muzyka zadziwia, zniewala, burzy krew w żyłach, stawia w napięciu i oczekiwaniu, dając jednocześnie ogrom ciepła, emanując wrażliwością i pełnią barw, ociekających wręcz wyrazistą farbą emocji. Każdy z muzyków natomiast błyszczy cudownym światłem wewnętrznym, które pozwala fantastycznie napisanym kompozycjom płynąć najpiękniejszymi z możliwych ścieżek i na najwyższe piętra wyobraźni wzlatywać w okamgnieniu.
Marta Ratajczak
Lider zespołu, Clemens Kuratle, obok zespołu Murmullo prowadzi również Quintet Ydivide, z udziałem Elliota Galvina, Dee Byrne’a, Chrisa Guilfoyle’a i Lukasa Traxela. Jako sideman natomiast znany jest ze współpracy z takimi muzykami jak Julie Campiche, Nicole Johänntgen czy Swiss Jazz Orchestra.
Clemens Kuratle's Murmullo tworzy pięciu szwajcarskich muzyków, nominowanych w 2019 roku do najbardziej prestiżowej jazzowej nagrody w Szwajcarii: Jonathan Maag – saksofon, Florian Weiss – puzon, Rafael Jerjen – kontrabas, Franz Hellmüller – gitara, Clemens Kuratle – perkusja.
Na album składa się sześć autorskich kompozycji perkusisty: 1. "lies"/ 2. "contemplation"/ 3. "reconstruct"/ 4. "prelude"/ 5. "aunt rose"/ 6. "lull-a-bye".
Rozbudowany instrumentalnie zespół sprawia wrażenie jednego organizmu, napędzanego jedną energią, myślą i duchem. Nad wszystko zadziwia fakt, że sam lider, twórca kompozycji, zdaje się oddawać swoje dzieło, w pełnej ufności, w ręce swoich najbliższych współpracowników, doglądając jedynie by wszystko działało sprawnie w nakreślonych przez niego ramach. Nie wychodzi przed szereg, nie usiłuje skupić na sobie całej uwagi odbiorcy, nie krzyczy "patrzcie na mnie!". Tu - każdy z muzyków ma do opowiedzenia własną historię, na swój własny sposób, z wyczuwalną swobodą, luzem, mając jedynie na uwadze zmieniający się pod kompozytorskim piórem klimat, pisany pięknymi, wielobarwnymi nutami.
Sposób, w jaki muzycy prezentują utwory, sprawia wrażenie bardziej odgrywania spektaklu (w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu), niż czysto muzycznego podejścia do kompozycji - muzyczna treść wypływająca z instrumentów rozlewa się bowiem w wyjątkowy sposób, budując dialogi pośród zmieniającej się za sprawą perkusji scenografii. Piękna sztuka, wspaniale podana - uczta dla prawdziwych smakoszy!
Instrumentaliści w nadzwyczajny sposób mówią o rzeczach ulotnych i kruchych, opisując je za sprawą nie szeptu, kwilenia czy łkania gitary, ale sięgając po mocne, twarde środki wyrazu, a gatunkowo - zapuszczając się także w rejony rocka progresywnego oraz - jak już wspomniałam we wstępie - głębokiego groove. Doskonałą pracę wykonuje mocny, soczysty kontrabas Jerjena, sięgającego także po smyczek i korzystającego z niego niczym z magicznej różdżki (w ten sposób basista zaczarował kompletnie zamykający album utwór "lull-a-bye"!). Nie tylko jednak Jerjen wyraźnie wyróżnia się na tle grupy Murmullo - odnoszę wrażenie, że charakterystyczną cechą zespołu jest właśnie eksponowanie wyrazistości brzmienia każdego z instrumentów. Tu - nie ma tradycyjnego podejścia do jazzowego solo; raczej są to wspaniale przygotowane monodramy, które - za sprawą niesamowitego klimatu (wszystko w sposób nadzwyczaj dyskretny prowadzi i scala perkusja lidera), składają się na jedną, spójną i wielce ciekawą całość.
Muzyka zadziwia, zniewala, burzy krew w żyłach, stawia w napięciu i oczekiwaniu, dając jednocześnie ogrom ciepła, emanując wrażliwością i pełnią barw, ociekających wręcz wyrazistą farbą emocji. Każdy z muzyków natomiast błyszczy cudownym światłem wewnętrznym, które pozwala fantastycznie napisanym kompozycjom płynąć najpiękniejszymi z możliwych ścieżek i na najwyższe piętra wyobraźni wzlatywać w okamgnieniu.
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz