Album ten to nie tylko magia ciepła Świąt, delikatność, nostalgia i piękno, ale też - trochę zagadek dla tych, co czują potrzebę rozruszania umysłu. Na płycie bowiem Latchin postanowił nagrać utwory w takim stylu, jak - jego zdaniem - zagraliby je jego muzyczni idole, pozostawiając nam do odgadnięcia, o którym z nich myśli w danej kompozycji. A tych, na płycie, znajdziemy 10:
1. "Winter Wonderland" (Bernard, Smith)/ 2. "Jingle Bells" (James Pierpont)/ 3. "Santa Claus is Coming to Town" (Coots, Gillespie)/ 4. "I'll Be Home for Christmas" (Gannon, Kent)/ 5. "A Toast to Friends" (Gabriel Lachtin)/ 6. "The Christmas Song" /"Chestnuts Roasting On An Open Fire"/ (Wells, Tormé)/ 7. "White Christmas" (Irving Berlin)/ 8. "God Rest Ye Merry, Gentlemen" (English Traditional)/ 9. "Have Yourself a Merry Little Christmas" (Martin, Blane)/ 10. "Rudolpf the Red-Nosed Reindeer" (Johnny Marks)/ 11. "Silent Night" (Gruber, Mohr).
Gabriel Latchin, mający na swoim koncie jak dotąd dwa albumy oraz współpracę z takimi osobowościami, jak choćby Christian McBride, zamarzył o stworzeniu albumu jazzowego w wykonaniu swingującego tria fortepianowego. A, że zimowe Święta, jak wiemy, są chyba najlepszą okazją dla spełniania marzeń - w efekcie otrzymujemy album pełen znanych i popularnych utworów bożonarodzeniowych w oryginalnych aranżacjach. Jako ojciec trójki dzieci, postanowił zmierzyć się z klasycznymi piosenkami świątecznymi, argumentując to dodatkowo w taki sposób:
"Większość z tych utworów powstała w latach 1930-40, w tym samym czasie co liczne jazzowe standardy. Nie mam wątpliwości, że te piękne melodie, które same w sobie również są już klasykami, warte są przypomnienia i słuchania nie tylko w czasie Bożego Narodzenia”
W tej dość ciekawej inicjatywie, trio Gabriela Latchina (fortepian) zasila i wspiera współpracujący ze Stacey Kent i Davem O Higginsem perkusista - Josh Morrison oraz znany ze współpracy z Georgem Garzonem basista - Dario Di Lecce.
Nad wszystko zaznaczyć trzeba, że prócz właściwego utworom ciepła i świątecznego klimatu, za sprawą Latchina i jego tria kompozycje zyskują niesamowite pokłady optymizmu oraz intensywnej melodyki. Podczas kilku pierwszych przesłuchań płyty, przynajmniej w moim przypadku, zwracamy przede wszystkim uwagę na niestandardowe aranżacje tak doskonale znanych nam utworów i pewien... ekscytujący, fantazyjny, dodający pieprzyku delikatny zgrzyt, polegający na tym, że oto podejście samego Latchina wchodzi w reakcję z podejściem i stylem doskonale nam znanych osobowości sceny muzycznej, takich jak Bill Evans, Ahmad Jamal, Thelonious Monk czy Herbie Hancock, a, patrząc dalej i sięgając głębiej: Phineas Newborn, Cedar Walton czy też Barry Harris. Nim jednak "zgrzyt" ten pojąć i w pełni rozpracować zdołamy, niemała przeprawa czeka odbiorcę dającego się wciągnąć w te intelektualno- muzyczne szarady. Gra jest, jednakże, jak najbardziej warta świeczki, zwłaszcza, że podczas rozpracowywana - nie zapominajmy! - do naszych uszu sączy się pięknym, ciepłym strumieniem, niemała porcja najpiękniejszych świątecznych przebojów, w naprawdę świetnych wykonaniach!
Sam Latchin jednak, mimo inspiracji muzycznymi idolami, daje z siebie naprawdę wiele, nie tylko jako pianista, ale i aranżer, nie potrafiąc zupełnie uciec od wypracowanego przez lata, charakterystycznego stylu. Gdy gra więc "Monkiem" - gra Latchin i Monk, siada z Hancockiem do wspólnego fortepianu, współdzieli stołek z Billem Evansem czy też wyrywa sobie wzajemnie pióro z Ahmadem Jamalem. I, co tu dużo mówić - efekt jest wielce nowatorski i ... świetny! A lekkie dłonie pianisty, zdające się ledwie muskać klawisze fortepianu, płynna i zwiewna gra czy też pełne szlachetności pióro maczane w wysokiej klasy kałamarzu - i tak, jakby nie patrzeć, czynią te aranżacje w pełni autorskimi. Są Latchinowe, i tyle - co poczytywać należy jako największy komplement.
"I'll Be Home for Christmas" to jednak praca nie tylko samego Latchina i wielkich tego świata, odwiedzających zakamarki jego kompozytorskich myśli. Mamy tu bowiem zgrane, czyste, wzorcowo współpracujące jazzowe trio fortepianowe, w którym o odpowiedni nastrój oraz ornamenty zadziwiające i ekscytujące odbiorcę w muzycznej podróży pełnej zagadek i czarów - dba także znakomity, operujący pięknymi odcieniami głębi kontrabasista - Dario Di Lecce oraz cudownie rozkołysany operator klimatu - Josh Morrison, zasiadający za perkusją. Panowie w zgrabny, świetny i nienachalny sposób robią naprawdę doskonałą pracę, tworząc magiczną przestrzeń, z której dobiega nas dźwięk nie z tego świata. Jeśli więc Święta w domu - to tylko z Latchinem i całą jego "świtą"!
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz