Lockdown, niestety, nie jest jedyną złą podstawą, na której powstał ten fantastyczny album - rok przed nagraniem "Segmentu", u Johna Goldsby'ego zdiagnozowano nowotwór, a prace nad albumem stały się, jak sam przyznaje, fundamentem aktualnego stanu remisji:
“Prawdziwy muzyk nie porzuca artystycznej aktywności na żadnym etapie życia - mówi Goldsby – moja choroba stałą się asumptem do refleksji nad moimi relacjami z wszystkim tym co jest dla mnie istotne i znaczące w życiu: rodziną i muzyką”.
John Goldsby, znany ze swojej muzycznej charyzmy, pasji i dbałości o szczegóły, bez najmniejszego problemu przeistoczył się z bigbandowego sidemana w niekwestionowanego lidera własnego, nowopowstałego trio. Trio, które czaruje odbiorcę albumem "Segment" w następującym składzie:
John Goldsby - kontrabas, Billy Test - fortepian, Hans Dekker - perkusja.
1. "Things That Go Bump" (J. Goldsby)/ 2. "Goodbye Porkpie Hat" (Ch. Mingus)/ 3. "Coming Down Roses" (B. Test)/ 4. "Sergio" (J. Goldsby)/ 5. "Shadows of Change" (B. Test)/ 6. "Spinning" (B. Test)/ 7. "Segment" (Ch. Parker)/ 8. "Blue Dahlia" (J. Goldsby)/ 9. "Fall Calls" (J. Goldsby)/ 10. "The Sequence of Things" (J. Goldsby).
Choć dla mnie, jako dla zaprzysiężonej wielbicielki dobrego, soczyście ciepłego brzmienia kontrabasu, to właśnie ten instrument w rękach wielkiego Goldsby'ego zdominował muzyczny wszechświat niesiony przez "Segment", nie sposób nie zauważyć prawdziwie szczególnej więzi, jaka pojawia się pomiędzy muzykami tria. Każdy kolejny dźwięk zrodzony jest bowiem nie tylko z niezwykłego talentu czy ekscytacji i radości ponownej możliwości spotkania się w muzycznej przestrzeni, lecz także z ogromnego szacunku, przyjaźni, poczucia wspólnego celu i niezwykłej jedności - co przypisać można z całą pewnością długim latom spędzonym wspólnie w jednym organizmie WDR Big Band.
Stylistycznie "Segment" proponuje nam jednak utwory nie tylko pełne dynamiki i tryskające energią na cztery strony świata, lecz także znacznie bardziej refleksyjne, wręcz balladowe, jak pojawiające się po sobie "Blue Dahlia" i "Fall Calls", w której kontrabasista sięga także po technikę arco. Głównie jednak album utrzymuje się w granicach przyjemnego, acz ambitnego swingu, nie stroniąc także od pysznych solówek każdego z instrumentalistów. Każdy z nich bowiem czaruje i uwodzi swoim instrumentem choćby w tytułowym utworze, zapożyczonym od Charliego Parkera.
Z całą pewnością jest to album, do którego nie raz jeszcze zamierzam powrócić i który już - mimo rozpoczętego dopiero roku 2021 - wiem, że w moim prywatnym podsumowaniu fonograficznym tego roku zajmie wysokie miejsce na podium.
Jedyny minus, o którym wspomnieć należy, zdecydowanie - to, że istnieją cztery dodatkowe nagrania, w wersji cyfrowej, które nie zostały zamieszczone na płycie CD. Dla mnie, uznającej jedynie muzykę dostępną na fizycznych nośnikach - nagrania te, mimo fascynacji płytą, znajdują się wobec powyższego poza obszarem zainteresowań... Mam jednak pełną świadomość, że w tym obszarze należę raczej do niewielkiej grupy odbiorców, dlatego Czytelników korzystających z serwisów streamingowych zachęcam do zapoznania się z pełnym repertuarem.
O albumie przeczytać można także na portalu LongPlay: /link/
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz