Wojciech Ciuraj - wokal, gitara, mandolina, instrumenty klawiszowe; Karolina Skrzyńska - wokal, lira korbowa; Marta Wajdzik - saksofon; Dawid Makosz - instrumenty klawiszowe; Krzysztof Walczyk - organy Hammonda, moog; Klaudia Wachtarczyk - gitara basowa; Jakub Dąbrowski - perkusja.
Gościnnie wystąpili natomiast: Apostolis Anthimos, Daniel Kurtyka - gitara; Zespół śpiewaczy "Olzanki" pod kierownictwem Urszuli Wachtarczyk oraz Iwona Piekło - chórki.
Cudowna, pełna emocji, obrazu i treści rock-opera rozgrywa się na przestrzeni 9 utworów o wyjątkowych, pięknych, poetyckich tekstach:
1. "Czas wyboru"/ 2. "Linia Korfantego"/ 3. "Kontury"/ 4. "Z kamienia i nocy"/ 5. "Znikąd (w zasięgu kościelnych dzwonów)"/ 6. "W objęciach czarnych hałd"/ 7. "Pieron"/ 8. "Bitwa o Górę św. Anny"/ 9. "Dom stoi tam gdzie stał". Ostatni z utworów płynnie przechodzi w bonusowe nagranie dokonane przez "Olzanki" - "Czerwiec 1922".
Wojciech Ciuraj o projekcie wypowiada się następująco: "Tryptyk pomógł mi lepiej zrozumieć miejsce, w którym mieszkam i zdefiniować własną śląskość. Realizacja tego przedsięwzięcia kosztowała mnie wiele wysiłku, ale czuję, że dzięki tym płytom bardzo się rozwinąłem jako twórca”.
Boję się zacząć pisać o tym albumie.... Boję się, że język polski nazbyt jest ubogim, żeby oddać w pełni to, co zostało osiągnięte tak w "Kwiatach na Hałdzie", jak i całości Tryptyku, którego wreszcie możemy posłuchać w pełni. Na pełen zachwyt zasługuje bowiem nie tylko znakomita, dogłębna znajomość tematu Powstań Śląskich i umiejętność przekazanie go w arcyciekawy, pełen emocji, lecz również porywający i nietuzinkowy, wielce poetycki sposób. Artysta odnosi się do wydarzeń z poziomu osoby głęboko związanej (a raczej: zaangażowanej emocjonalnie) z opowiadanymi wydarzeniami, spoglądającego wstecz z poziomu rzeczywistości, jaka wyrosła na tych zdarzeniach, niczym tytułowe kwiaty na hałdzie. Kwiaty, które dla jednych mogą być najcudowniejszym, wielobarwnym bukietem pełnym zapachów i wdzięków, dla drugich zaś - zwykłym chwastem...
Artysta nie boi się wytknąć współczesnemu światu bagatelizowania, czy nawet złowrogiego, pełnego krytyki spojrzenia na wydarzenia, które - zrodzone z niezwykłej odwagi i umiejętności wyrwania się "poza kontury" - na zawsze odmieniły losy Śląskiej Ziemi. W przejmujący sposób opowiada o tym - zarówno wzruszającym tekstem, jak i cudownymi dźwiękami w podniosłym, rozbudowanym instrumentalnie utworze otwierającym płytę.
W kwestii dźwięku i jego rozbudowy, wybiegającej daleko poza znane nam dotąd, i tak rozciągliwe, ramy rocka progresywnego, album dosłownie wbija w fotel, budząc jednocześnie szaleńczo wielki podziw, zachwyt i ... pewnego rodzaju żal. Żal, że to właśnie w tym kierunku powinien lata temu, po wielkich, magicznych latach 70-tych, podążyć tenże gatunek muzyczny. Że - gdyby taki Wojciech Ciuraj kilkadziesiąt lat wcześniej mógł podjąć wyzwanie pokierowania sceną polskiego rocka - nie trzeba by było w innych gatunkach szukać tego, co przez nieuwagę i drogi na skróty - utraciliśmy na długie, oblane hańbą tandety, mdłe lata.
Ciuraj w dojrzały, w pełni świadomy sposób korzysta z możliwości bogatego instrumentarium, tworząc muzyczną tkankę z idealnie łączących się, przenikających wręcz komponentów. Instrumenty tworzą fantastyczny teatr, wspaniałą scenę, a wypełnione po brzegi treścią i precyzyjnie pod okiem Mistrza zorganizowane w bezbłędnie działający mechanizm w każdym najmniejszym detalu, - nawet bez oszałamiająco pięknych tekstów potrafią opowiedzieć i wyrazić wszystko to, o czym powiedzieć ma album. Nie bez znaczenia pozostają piękne dźwięki analogowej klawiatury, niezwykle barwnych syntezatorów, tworząca zwartą tkankę perkusja znakomicie ilustrująca przybliżaną rzeczywistość, czy wreszcie cudowne gitarowe czary. Jednym z moich ulubionych fragmentów (choć trudno niezmiernie o takie, kiedy ma się przed sobą album w całości doskonały!) jest utwór "Znikąd (w zasięgu kościelnych dzwonów)", z genialnym dialogiem, jaki rozgrywa się pomiędzy gitarą a analogowym dźwiękiem klawiszy.
Co już zostało udowodnione przez lidera choćby na pierwszej części Trylogii - "Iskry w popiele", nagranej z gościnny udziałem Józefa Skrzeka - dla kompozytora pozyskanie do nagrań tak znakomitych gości (tu: Apostolis Anthimos) to nie, jak dla wielu innych, jedynie pretekst do umieszczenia "wielkiego nazwiska" na swojej płycie, ale prawdziwe wyzwanie i pełna mobilizacja do jak najpełniejszego wykorzystania ich muzycznych czarów, które jednocześnie mobilizują i ustawiają wysoko poprzeczkę dla całego zespołu muzyków.
Podsumowując - co wnosi zamykający Śląską Trylogię album do naszego muzycznego świata? Otóż choćby to, że nie tylko rozwija nas i oczarowuje dźwiękiem, ale jednocześnie, otaczając nas oparami prawdziwego piękna, rozbudzają ciekawość zgłębienia tematu, który w tak doskonały i pełen emocji sposób został przedstawiony przez w pełni świadomych, utalentowanych i - co wręcz nieprawdopodobne - stale rozwijających się artystów. Z każdą bowiem kolejną płytą - chociaż poprzedniej - trudno cokolwiek zarzucić, Wojciech Ciuraj osiąga coraz wyższe poziomy doskonałości, o których istnieniu wcześniej nawet nie mogliśmy marzyć. Tekstami - onieśmiela największych poetów, dźwiękiem - oczarowuje i wprawia w zadumę, a jednocześnie, w tym wszystkim, niesie wielkie przesłanie, które swoim ciężarem w najmniejszy nawet sposób nie rzuca cienia na jakość czy oryginalność a także swobodę i .... wolność artystyczną, jakimi jesteśmy hojnie częstowani. Zdecydowanie, z pełnym, wielkim przekonaniem, każdą swoją kończyną podpisać się mogę, że to "mój" artysta. Bez żadnych zastrzeżeń, z wielką przyjemnością i wielką uwagą zamierzam nadal śledzić jego poczynania, już dziś - cichutko marząc o kolejnym albumie.
O "Kwiatach na hałdzie" poczytać można również na portalu LongPlay /link/.
Z kolei na Babskim Uchu (lecz przede wszystkim - na nośniku CD!) polecam zapoznanie się z innymi dokonaniami Wojciecha Ciuraja:
Poprzednimi częściami Trylogii, czyli 1. "Iskry w popiele" (2019) i 2. "Dwa żywioły" (2020):
oraz nagraną w ramach własnego zespołu Walfad płytą zatytułowaną "Colloids" (2018):
Wszystkie - polecam gorąco!
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz