niedziela, 26 lutego 2017

Loud Jazz Band: Pałac w Lubostroniu, 25.02.2017





Przygoda moja z Loud Jazz Band rozpoczęła się niespełna trzy lata temu, gdy - podążając za saksofonem Wojciecha Staroniewicza - trafiłam na tę niezwykłą, polsko - norweską grupę. Pamiętam jak dziś, że - nim odważyłam się umieścić w odtwarzaczu CD pierwszy z ich albumów, dobrych kilka godzin spędziłam, zamurowana i onieśmielona wręcz - niesamowitym, nieskazitelnym wyglądem każdego z nich. Tym bowiem, co niewątpliwie określić można jako charakterystyczną cechę zespołu Mirosława "Carlosa" Kaczmarczyka, jest nieprawdopodobna wręcz dbałość o każdy najmniejszy szczegół, co przekłada się także na fantastyczną estetykę wizualną wydawnictw, za którą od lat odpowiada niedościgniony Kuba Karłowski. Zespół istnieje nieprzerwanie od dwudziestu siedmiu lat (!), od jednak niespełna trzech marzeniem moim największym była możliwość poznania i usłyszenia na żywo tej unikatowej, nadzwyczajnej grupy. Niejednokrotnie w tym czasie zdarzało mi się śnić o tym muzycznym spotkaniu, czy marzyć o nim na wszelkie możliwe sposoby... I oto nagle okazać się miało, że wreszcie mają pojawić się w oddalonym o niecałe 120 km od Poznania uroczym Pałacu w Lubostroniu....!

Dodawać nie trzeba, że wybierając się na koncert po wieloletnich marzeniach, nieustannie wzbogacanych o kolejne maleńkie drobiazgi, oczekiwania moje sięgały zenitu. Przyznać więc muszę, pełna dzisiaj skruchy, że gdzieś w tych resztkach zdrowego rozsądku, jaki próbował jeszcze utrzymać się w zakamarkach mojej głowy liczyłam się z tym, że poprzeczka, jaką zbudowałam zespołowi własnymi oczekiwaniami, jest wręcz nie do pokonania. Przecież nie może istnieć niż wspanialszego niż to, co sami potrafimy sobie wymarzyć, prawda....?

A jednak... ! Niebywałą miałam przyjemność pomylić się! Jak cudownie!

Zacznijmy jednak od początku... Loud Jazz Band pojawił się w Pałacu w Lubostroniu dnia 25.02.2017 w ramach trasy koncertowej promującej najnowszy album, jakim jest "The Giant Against The Girl". Dzień wcześniej Panowie rozpoczęli trasę w Gdańsku, w poniedziałek natomiast, 27.02.2017 pojawią się w Studio Polskiego Radia w Warszawie. Na scenie mieliśmy nieopisaną przyjemność podziwiać następujące osobistości: Mirosław "Carlos" Kaczmarczyk - gitara, Wojciech Staroniewicz - saksofony, Øyvind Brække - puzon, Paweł Kaczmarczyk - elektryczne pianino, Michael Bloch - syntezator, Kristian Edvardsen - gitara basowa oraz Ivan Makedonov - perkusja. 


Już samo otoczenie, w jakim rozegrać miał się koncert moich marzeń, przedstawiało się nieprawdopodobnie tego zimowego wieczoru. Przepiękny Pałac, położony w malowniczej okolicy, otoczony tajemniczym parkiem, z oddali już kusił i wabił "wędrowców". Wydarzenie zaplanowano w uroczym, klimatycznym klubie mieszczącym się w podziemiach Pałacu. Scena otwarta była dla publiczności z trzech stron, co dawało głębokie poczucie bliskości z muzykami, umożliwiając najpotężniejszą wymianę energii, która - nie da się ukryć - krążyła po sali nieprzerwanie od momentu, gdy tylko pojawili się oni na scenie. 

Koncert prowadził lider zespołu, Mirosław "Carlos" Kaczmarczyk, czyniąc to w sposób tak fantastyczny, że nietrudno było poczuć się bezpiecznie i komfortowo, w pięknej i tajemniczej podróży, z najlepszym możliwym przewodnikiem, który wie doskonale dokąd zmierza i na co zwrócić trzeba szczególną uwagę. 

Koncert rozpoczął się cudownym utworem "Sketches of mine" otwierającym album "The Giant Against The Girl". Dziś, zasłuchana w ten fenomenalny album, wciąż nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to naprawdę najbardziej porywający i olśniewający utwór, jaki kiedykolwiek słyszałam, czy może, po prostu, wraz z jego pierwszymi dźwiękami pękła we mnie tama, zniknęła rzeczywistość i pojęłam nagle, rażona pięknem wręcz niespotykanym, że oto to, co naprawdę się dzieje, piękniejsze być może po stokroć od marzeń... Co najważniejsze, przez mgiełkę przesłaniającą mi oczy od pierwszych delikatnych dźwięków, jakie do uszu dotarły, widziałam, jak cała widownia wmurowana siedzi, wprost oczarowana! To, co tamtego wieczoru wydarzyło się pomiędzy publicznością a zespołem, to siła wręcz porażająca, przy której słowo "magia" zdaje się być zbyt małym... Niesamowita moc porozumienia, gorące pragnienia z jednej strony, nieustannie spełniane poprzez stronę drugą z jednoczesnym rozpalaniem kolejnych marzeń... Było to tak, jak gdyby zespół stojąc na scenie czytał z otwartych głów i serc widowni i w okamgnieniu przekładał ich myśli na nuty! 

Grupa - w tak wielkim przecież składzie, z mocną sekcją dętą - zadziwiała przede wszystkim tym, że w rozbudowanych, pięknych kompozycjach, nie było ani odrobiny "niepotrzebnego hałasu" czy "bałaganu" zdarzającego się przy tak licznych składach. Tu nawet cisza miała swoje miejsce, z wielkim honorem dane pośród innych dźwięków. Mimo, iż każdy z muzyków miał dla siebie własną przestrzeń, spektakl daleki był od sprawiającego wrażenie określonego w sztywnych ramach. Muzycy nieskrępowanie kreowali cudownie rozbudowane solówki, a każdy z instrumentów włączał się bądź wygasał w tak naturalny i baśniowy sposób, jak ptactwo o właściwych porach ze snu powstające. Zadziwiającym jest również fakt, w jaki sposób tak mocny zespół, z taką dynamiką, siłą, energią potrafił kreować tak krystalicznie delikatne dźwięki, które powstawać mogą jedynie gdzieś na granicy marzeń najwrażliwszej duszy...

Ze sceny popłynęły dźwięki wszystkich cudownych kompozycji, jakie odnajdziemy na nowej płycie, przeplatane także wcześniejszymi dokonaniami zespołu, jak cudna "Lengsel" z albumu "The Way To Salina" (2005) czy fantastyczna, pełna mocy "Night Talks" z "From The Distance, Live in Warsaw" (2014). Każdorazowo, gdy ostatnie dźwięki utworu gasły, nim zrodził się nowy, widownia szalała rozgorączkowana, gromkimi oklaskami wciąż prosząc o jeszcze... W pewnym momencie, gdy padło ze sceny pytanie, czy wybieramy set dłuższy czy krótszy, publiczność z żarem zaczęła wręcz krzyczeć, by grać najdłużej...! Nie mogło się obyć więc także bez powrotu na bis, po cudownym koncercie, ... choć i to nie zdołało ugasić żaru zrodzonego w sercach spragnionych słuchaczy...! Wspaniały niedosyt z pragnieniem podążania za wszystkim, co czynią, pozostał, wraz z ... pięknym poczuciem spełnienia. Wśród mijanych osób uczestniczących w tymże wydarzeniu, słychać wciąż było jedno powtarzające się zdanie - że to największy oraz najpiękniejszy koncert, jaki się odbył w ramach wspaniałego cyklu "poLUB jazz", odbywającego się w Pałacu już od bodajże roku. Co przyznać należy, z głębokim ukłonem, nieopisana w tym zasługa również realizatora dźwięku zespołu, Krzysztofa Podsiadło, który w znakomity sposób poradził sobie z nagłośnieniem tak potężnej grupy w niełatwych warunkach akustycznych zamkowego podziemia.


Choć każdą kompozycję zespołu znam prawie na pamięć, brzmienie instrumentów każdego z tych wspaniałych muzyków i ruchy na scenie podglądane na oglądanym po wielokroć albumie DVD; ... choć w tylu moich sennych marzeniach, tyle razy "grali" czyniąc to jak najpiękniej... to jednak na żywo posłuchać ich, zobaczyć - to magia prawdziwa. To, co czynią z sercem poprzez tak liczne albumy, jak porywają, kradną, by unieść ku niebu - zdaje się niczym być, jeśli porównać to z możliwością bycia aż tak blisko, łapania nut ze sceny, "zabawy energią", która wędrowała po całym lokalu tworząc poczucie ciepła, bliskości i więzi takiej... na zawsze, wielkiej i nierozerwalnej... Nawet oddychanie tym samym powietrzem stawiało rzeczywistość wysoko, daleko nad marzeń największe i najjaśniejsze nieba! To trzeba po prostu przeżyć!

Często, budując sobie przez lata marzenia i własne wyobrażenia tego, co znamy zbyt mało (mniej, niż byśmy pragnęli), kiedy nadchodzi wreszcie moment konfrontacji marzeń z tym, co ma być prawdziwe - strach może ogarnąć - mały, ludzki, ... prawdziwy, znany bardziej jako lęk przed utratą marzeń. Jednak, po raz pierwszy w życiu, szczerze muszę przyznać, dla mnie osobiście w takiej konfrontacji okazać się miało, że nawet marzenia moje zbyt małymi były na piękno i potęgę tego, co w Loud Jazz Band drzemie! 

Dziś, pełna wrażeń i wielkich emocji, nie mogę nawet podziękować za spełnienie marzeń, ale ... za ich rozwój. Za ukazanie, że są wyższe nieba, niż dostrzec mogę sama i... że jest muzyka, której zawierzyć można, że zawsze prowadzić będzie ku tym wyżynom, najpiękniejszym szlakiem. Jest po co, nawet w dni najgorsze, otworzyć rano oczy i włączyć się w rytm życia, w oczekiwaniu wielkim na kolejne spotkanie z tym, co jest sztuką największą jest ... i z człowieczeństwem wielkim.

Tymczasem, w Polsce czeka nas jeszcze jeden koncert w ramach tej zimowej trasy, który polecam gorąco:

Poniedziałek, 27.02.2017, godz. 19:00 - Studio koncertowe im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie.

W kwietniu natomiast rozpocznie się norweska trasa zespołu. Posłuchajmy może raz jeszcze zapowiedzi trasy samego Mirosława "Carlosa" Kaczmarczyka:

[youtube https://www.youtube.com/watch?v=iaZD_i4KJW8&w=320&h=240]

Natomiast już niebawem na łamach Babskiego Ucha słów kilka napiszę o najnowszym albumie, który jest... wprost cudowny! Polecam, najgoręcej!


Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz