sobota, 24 października 2015

Era Jazzu - relacja z jesiennej edycji 2015






W poprzednim wpisie anonsowałam powrót Ery Jazzu do rodzimego miasta, jakim jest Poznań. Dziś, pełna wrażeń po całym tygodniu różnorodnych, okołojazzowych koncertów, chciałabym podzielić się choćby częścią z nich.

Dionizy Piątkowski, od 40-stu lat realizujący swoje muzyczne zamiłowania poprzez 24-godzinną pracę na dobę, po kilku latach "wyjazdowych" koncertów Ery Jazzu, jesienią 2015 roku postanowił na nowo osadzić Festiwal w Poznaniu. Projekt został wsparty przez Sponsora Strategicznego: Aquanet S.A. Tegoroczna jesień Ery Jazzu upłynęła pod znakiem różnorodności scen jazzowych i około-jazzowych, zaspokajając w pełni wszelakie gusta najróżniejszych odbiorców. Oczywistą nieprawdą byłoby więc utrzymywać, iż każdy z ośmiu zaproponowanych koncertów urzekł mnie i oczarował w takim samym stopniu..., każdy z nich jednak odbył się na doprawdy wysokim poziomie, ukazując przeróżne oblicza muzycznych pasji Dyrektora Ery Jazzu. Przyznać należy, iż różnorodność koncertowa sprawiła, że każdego dnia sala, w jakiej odbywały się wydarzenia (poza koncertem galowym Stacey Kent odbywającym się w Sali Wielkiej CK Zamek, miejscem koncertów był klub Blue Note) dosłownie ... pękała w szwach, pełna rozentuzjazmowanej i w pełni usatysfakcjonowanej publiczności. 

Jazzową Jesień 2015 otworzył występ amerykańskiego wokalisty - Vinxa, który przyjechał do Poznania zrealizować z młodymi, poznańskimi muzykami, projekt zatytułowany, po prostu (lecz - jakże wymownie!): Poznań Jazz Project. Podczas koncertu, podzielonego na dwie części, artyści sięgali po różnorodne standardy jazzowe, w których, poza wokalem Vinxa, można było podziwiać umiejętności młodej poznańskiej "drużyny", w skład której wchodzili: Jacek Szwaj (instrumenty klawiszowe), Kacper Smoliński (harmonijka), Dawid Kostka (gitara), Damian Kostka (kontrabas i gitara basowa) oraz Mateusz Brzostowski (perkusja). Zaskakującym może być fakt, że - podczas trwającego ponad 3,5 godziny wydarzenia, mimo zagranicznego gościa na scenie, poznańscy muzycy ani na chwilę nie znaleźli się w jego cieniu; w moim osobistym odczuciu, - choć umiejętności ich były wyrównane, najbardziej jednak "w uszy" rzucały się dźwięki doskonale wkomponowanej harmonijki ustnej Kacpra.

Dzień później, na tej samej scenie, pojawiła się powiązana z Wyspami Zielonego Przylądka Carmen Souza, wokalistka zasiadająca również przy fortepianie oraz gitarze. Wraz z nią usłyszeliśmy oddających się często rozbudowanym improwizacjom instrumentalistów: Nata Facey'a (saksofon), Theo Pascala (gitara basowa i kontrabas) oraz Shane'a Forbesa (perkusja). Kompozycje własne artystki, prowokujące do poruszenia wyobraźni w kierunku egzotyki miejsc, którymi były inspirowane, przeplatały się z ciekawymi aranżacjami znanych standardów, a wszystko razem stało się motorem napędzającym publiczność do wspólnej uczty muzycznej.

Czwartkowy wieczór w klubie Blue Note miał natomiast upłynąć pod znakiem bossanovy, jaką raczyło nas Bossarenova Trio. Bossarenova, to brazylijska wokalistka (Paula Morelenbaum), nu jazzowy trębacz (Joo Kraus) oraz niemiecki pianista (Ralf Szmid), doskonale rozumiejący się na scenie, potrafiący stworzyć swój własny mikroklimat. Muzycy, poruszając się w rejonie samby i bossanovy, nierzadko odwoływali się do wielkich artystów: niezastąpionej Astrud Gilberto i jedynego w swoim rodzaju Stana Getza, bez obaw sięgając również do twórczości grupy The Beatles oraz ... samego Chopina. Ewenementem okazał się trębacz, Joo Kraus, który swoimi "sztukami tajemnymi" potrafił wypełnić pozostawianą zazwyczaj perkusiście przestrzeń dźwiękową. 

Po zróżnicowanych gatunkowo wydarzeniach pierwszych trzech dni Ery Jazzu, w piątek,  16.10.2015 przyszła kolej na występ legendarnego gitarzysty, jakim jest John Abercrombie. Co tu dużo mówić - koncert ze wszech miar określić można mianem doskonałego, bo - jakże mogłoby być inaczej, przy TAKIM artyście na scenie! W dodatku, gitarzyście - czarującym w sposób nieprzerwany, towarzyszyli muzycy tacy jak: Marc Copland (fortepian), współtworzący trio Coplanda basista - Drew Grass oraz doskonale znany stałej widowni poznańskiego Blue Note perkusista - Joey Baron. Doskonałe dźwięki podane w cudownie klimatycznej oprawie oczarowały sprawiając, że ciężko było uwierzyć, iż muzyków również dotykać może bolesny dla wszystkich upływ czasu...  Genialny występ, mnóstwo pysznych wrażeń - a to dopiero "półmetek" Ery Jazzu 2015!!!

Kolejny wieczór z Erą Jazzu, podczas którego na scenie pojawić się miał Reggie Washington, rozpoczął się wielką niespodzianką: otóż Dionizy Piątkowski został poproszony na scenę w celu... uhonorowania go srebrnym medalem LABOR OMNIA VINCIT, za "nieograniczoność wizji twórczej, oryginalność i stylowość działania oraz za promowanie kultury jazzowej w Polsce i na świecie":


 „ Działalność Dionizego Piątkowskiego – czytamy w laudacji – jest wiarygodnym przykładem pokazywania różnych walorów dorobku polskiej kultury muzycznej, w tym  jazzowej,  w kręgach europejskich i światowych. Kultura, szczególnie ta niszowa, boryka się z wieloma utrudnienia dla jej rozwoju materialnego, który w czasach komercji i pseudo wartości muzycznych jest nieodzownym czynnikiem, wspierania inicjatyw wartościowych — takich, które swój przekaz tworzą w chwili połączenia autentycznego ludzkiego talentu, poświęcenia, wielu godzin pracy nad czynieniem ze swojego warsztatu diamentu; z wysiłkiem intelektualnym i emocjonalnym. Wspomniane formy instrumentarium postaw, sytuacji, pomysłów i opinii, domagają się nieustannego rozwoju i motywacji do dalszego trwania. Determinacja człowieka, który oddał muzyce ponad 50 lat swoich działań jest godnym przykładem, że można robić coś, co nosi imię pożytku kulturalnego”




Emocjom i wszelakim wzruszeniom zdawało się nie być końca. Dionizy jednak, prawdziwy "człowiek pracy", nie mógł pozwolić tak artyście, jak i publiczności, na zbyt długie oczekiwanie na koncert... Dziękując za wyróżnienie, głęboko wzruszony pomysłodawca i dyrektor Ery Jazzu, zaprosił na scenę gwiazdę sobotniego wieczoru: Reggie'go Washingtona, wraz ze swym składem: Davidem Gilmorem (gitara), Patrickiem Dorceanem (perkusja) oraz DJ'em Grazzhoppem (turntables). Lekki w odbiorze, porywający do zabawy, funkujący popis, jaki panowie dali tego wieczoru, postawił na nogi publiczność szczelnie wypełniającą podziemie Zamku w Poznaniu. Dla mnie osobiście objawieniem i najważniejszym punktem koncertu okazał się znakomity gitarzysta, obdarzony (co tu dużo mówić...)... zobowiązującym nazwiskiem. Świetne solówki, doskonałe emocje... cudo!

Tak zakończyła się sobota. Niedziela natomiast, 18.10.2015 roku miała stać się dla mnie czymś zdumiewająco wyjątkowym i niepowtarzalnym - tego dnia Era Jazzu sprowadziła do Poznania wspaniałą grupę Oregon, na której występ czekałam od pierwszego dnia Festiwalu. Obecny skład historycznej grupy, to: występujący w niej od początku Paul McCandless (instrumenty stroikowe) i Ralph Towner (fortepian, gitara, syntezator) oraz brazylijski kontrabasista: Paulino Della Porta i perkusista: Mark Walker. To, co Panowie wnieśli na scenę, trudno by w jakikolwiek sposób opisać słowami: prawdziwa magia i łomotanie serca miały miejsce od momentu, kiedy ujrzałam ich, wychodzących na scenę, aż do ... nawet nie końca koncertu. Nawet nie do cudownych chwili tuż po nim, które miałam okazję spędzić na krótkiej rozmowie z każdym z nich, - w zasadzie, by całkowicie pozostać szczerą - emocje te, trwają... do dziś. Już samą postawą na scenie - dostojnością wzbudzającą ogromny szacunek i podziw, oraz umiejętnością "rozciągnięcia się w czasie", znajdując spokój i przestrzeń dla własnych emocji, McCandless kupił mnie, bez reszty. Ralph Towner natomiast w doskonały sposób udowodnił, jak bardzo potrafi oddać się muzyce, zapominając w okamgnieniu o wszystkim tym, co dookoła. Cały zespół charakteryzowało nie tylko doskonałe wręcz porozumienie, ale i umiejętności wspólnego czarowania na najwyższym z możliwych poziomów. Wspaniałe dźwięki, budujące niesamowicie baśniowy i niepowtarzalny nastrój, powodowały wewnętrzną walkę: czy pozostawić oczy otwarte, by widzieć szczerość i niezachwianą doskonałość komunikacji pomiędzy muzycznymi czarodziejami, czy zamknąć je i pozwolić, by do krainy doskonałości prowadziły dźwięki. Był to zdecydowanie najlepszy i obfitujący w największe emocje i wzruszenia koncert, na jakim było mi dane znaleźć się tego roku. I choć wyrazy uznania za organizację należą się Dionizemu za całokształt, za każdy kolejny dzień - tu jednak pozostaję dodatkowo niezmiernie wdzięczna, że podczas tego wydarzenia nie pozwolił on na zakłócanie nastroju, pozwalając na wykonywanie zdjęć jedynie podczas pierwszego z utworów. Koncert był podzielony na dwie części. W pierwszej, można by rzec - muzycy "przygotowywali" sobie publiczność, delikatnie ukazując na jakie ścieżki zechcą nas zabrać, drugi set był natomiast prawdziwą podróżą po krainie marzeń, bezkompromisowo!

Tego wieczoru niezwykle ciężko było opuścić klub, wciąż jeszcze nie potrafiąc ochłonąć po niecodziennych wydarzeniach. Noc jednak nadchodziła, nieubłaganie. 

Ostatni dzień Ery Jazzu 2015 rozpoczął się w Sali Wielkiej Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. Tego dnia, pod znakiem Aquanet Jazz Gala, miała wystąpić wokalistka - Stacey Kent, wraz ze swym zespołem. Nim jednak do tego doszło, Dyrektor Festiwalu poprosił na scenę zwycięzców ubiegłorocznego Blue Note Poznań Competition: grupę Zagórski/ Skowroński, by wręczyć im uroczyście Statuetkę Ery Jazzu. Poznańska grupa muzyków (Jakub Skowroński - saksofon, Artur Tuźnik- fortepian, Max Mucha - kontrabas, Adam Zagórski - perkusja) uraczyła publiczność trzema rozbudowanymi kompozycjami, zachęcając tym samym do odwiedzenia klubu Blue Note tuż po koncercie Gwiazdy Wieczoru, aby wysłuchać poznańskiej młodzieży oraz wziąć udział w jam session.

Tuż po występie poznańskiej młodzieży, na scenie wypełnionej po brzegi publicznością Sali Wielkiej pojawiła się Stacey Kent wraz z zespołem: Jim Tomlinson (saksofon, flet), Graham Harvey (instrumenty klawiszowe), Jeremy Brown (kontrabas) oraz Josh Morrison (perkusja). Ze sceny popłynęły w niezwykle ciepły, lekki i przyjemny sposób, nuty nieśmiertelnej samby i bossanovy, nie mogło też jednak zabraknąć miejsca i czasu dla piosenek francuskich oraz klasyki American Songbook. Niezwykłe ciepło, wspaniały klimat oraz niepowtarzalny profesjonalizm - to słowa, którymi można pokrótce opisać wydarzenie, jakie miało miejsce poniedziałkowego wieczoru, zamykającego jesienną edycję Ery Jazzu 2015.


Tak upłynęło nam siedem dni muzycznych wrażeń z Erą Jazzu. Dziękując Organizatorowi za zapewnienie wspaniałych doznań, już dziś zaczynam zastanawiać się, czym oczaruje nas już ... na wiosnę! Przed nami bowiem ... wiosenna edycja Ery Jazzu 2016, na którą czekam już, z niecierpliwością ogromną!

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz