sobota, 26 września 2015

Tony Banks: A Curious Feeling (Charisma Records, 1979)




O genezie powstania solowego albumu Tony'ego Banksa - "A Curious Feeling" w piękny, ciekawy sposób napisano w załączonej do albumu książeczce, w rozmowie lidera z Markiem Powellem. Rozmowę podano w tak zjawiskowy sposób, że czyta się ją - czy raczej chłonie - z zapartym tchem, a w głowie dźwięczą słowa tak, jakby Tony wypowiadał je wprost do ucha czytelnika. By nie pozbawiać przyjemności odkrywania sekretów odbiorców, którzy zdecydują się sięgnąć po album, nie będę zdradzać dlaczego, czy w jakich okolicznościach powstał ten album, ani co zainspirowało Tony'ego. Uchylę jedynie rąbka tajemnicy zdradzając, że do podróży poprzez muzyczny świat pełen marzeń i wrażeń, porwał go jego własny utwór - "From the Undertow"; pierwsza kompozycja zamieszczona na płycie. 



W nagraniach udział wzięli: Tony Banks - lider i kompozytor, grając na keyboardzie oraz gitarach, gitarach basowych i perkusjonaliach, Chester Thompson - perkusista zasilający skład Genesis podczas koncertów, na perkusji i instrumentach perkusyjnych; oraz Kim Beacon - wokalista, którym zachwycił się Tony słysząc jego wykonanie utworu "He Ain't Heavy, He's My Brother". 

Album, który początkowo miał nosić tytuł "The Waters of Lethe", jest niewątpliwie albumem nie tylko koncepcyjnym, lecz również wielowarstwowym. Korzystając z niewybrednych środków muzyczno - literackich, Tony Banks dał ponieść się "cofającej się fali morskiej", tworząc fantastyczną, wzruszającą opowieść o wszystkim tym, co rozgrywa się wewnątrz mężczyzny z wolna tracącego pamięć. Opowieść tą muzyczny geniusz rozpisał na jedenaście cudownych kompozycji:



"From the Undertow"

"Lucky Me"

"The Lie"

"After the Lie"

"A Curious Feeling"

"You"

"Somebody Else's Dream"

"The Waters of Lethe"

"For a While"

"In the Dark"


Jeśli w ciemnościach jaskini uczuć najskrytszych, zbudzonych do życia potęgą i mocą niezmierzoną albumu Banksa, za przewodnika wybierzemy opowieść jaką ona niesie, przełączając się na najczulsze światło latarni morskiej, odkrywającej najgłębsze i najbardziej bolesne sekrety, oto co ujrzymy... Brzeg morza, wypełniony mozolnie budowanymi zamkami z piasku, zostaje nagle zmyty bezdusznie przez potęgę fali, która - cofając się - zabiera wszystko, wytrwale budowane i gromadzone przez lata, odpływając spokojnie, a pozostawiając nicość. Zmyty brzeg, pusty, bez śladów tego, co stanowiło dla kogoś całe jego życie. Zostaje jedynie nowa prawda, którą samemu trzeba tworzyć od nowa; niezrozumienie, samotność i własny świat, którego szczęście spotyka się z pogardą i niezrozumieniem.  Przy użyciu najdoskonalszych zabiegów muzycznych oraz literackich, Banks uchyla lekko starą, zakurzoną kurtynę, ukazując wszystko to, co doprowadziło do obecnego stanu rzeczy. Prowadzi odbiorcę przez dziecinne zabawy, poprzez nic nie znaczące z pozoru igranie z losem, przez... przypadkowe spotkanie z Siłą Najwyższą oraz układy, które tak lekko zdarza nam się zawierać, nie bacząc na konsekwencje. Niewysłowiona miłość i szczęście, poruszające najdelikatniejsze struny duszy rozkwitają pod złowrogą chmurą zniszczenia, zbliżając się powoli do dnia sądu ostatecznego. Doniosły, rozdzierający utwór "Forever Morning" niczym ostatnie ostrzeżenie prowadzi wprost do bezwzględnej pułapki miłości największej i bezgranicznej, jakiej mało kto zaznać potrafi. Po wzruszającym, fenomenalnym tekście w utworze "You" następuje instrumentalne szaleństwo, eksplozja uczuć, wartości, wszystkiego, po co tylko się żyje i co odkryć można. Jednym słowem - docieramy uczuciem do granicy świata, gdzie następuje rozdarcie horyzontu, światłość największa i poza nią - nic nie istnieje. Dotykamy Ręki, która nasz świat tworzy, spełniamy marzenia, jakich wyśnić nawet nie byliśmy w stanie. I wtedy właśnie los przypomina nam, że oto - koniec, że dalej - nic nie ma. Tracimy pamięć, zatracając siebie. Wkrótce już cały brzeg się cofnie, zostanie piasek i nic poza nim, najczystsza plaża, na której przyjdzie nowe zamki stawiać. Bohater, którym stajemy się sami, wciągnięci w intrygującą, czarująca opowieść, dzieli się z nami rozpaczą, żalem nieposkromionym, tęsknotą nie do ogarnięcia, bezbrzeżną. Wprowadza nas do Rzeki Zapomnienia: "Waters of Lethe". Zniewalający, oszałamiająco piękny utwór przyjmuje nas - spłukanych morską falą, lecz - dumnych i gotowych, by podjąć wyzwanie i dać się pochłonąć. Pozwolić zasnuć się ciszy, osiągając spokój i doskonałość nieświadomości i niepamięci. Wszystko więc - gaśnie i znika, powoli, nadciąga mrok bez obietnicy świtu, z kłódką na drzwiach przeszłości, które wyzierają na nas potworną pustką i chłodem lodowatym.



Oto opowieść Banksa, piękna, nadzwyczajna i olśniewająca. Wzruszająca do granic, pozwalająca - czy wręcz nakazująca całkowite oddanie się jej i ... zapomnienie. W przypadku płyty "A Curious Feeling", poza opowieścią jest jednak również genialny i urokliwy sposób jej podania, sam w sobie stanowiący sztukę bezgraniczną, arcymistrzowska i ponadczasową. Muzyka ze wszech miar przekraczająca pojęcie doskonałości, docierająca w najgłębsze zakamarki człowieczeństwa, budząca uczucia, o których nauczyliśmy się już strachliwie zapominać, budując własne pancerze ochronne w świecie bylejakości i powierzchowności. Banks udowodnił, że ... nie zna tego świata. Nie zna pojęcia tandety czy chały, budując własne zamki z piasku, które ... trwać będą w nieskończoność. Tam, gdzie aleje parkowe prowadzić mogą do labiryntu marzeń, a każda z komnat mijanych po drodze, błyszczy się niewysłowionym bogactwem jesiennych liści, których wartości nie pozna nigdy oko godzące się na bylejakość marzeń i płytkość światów.  Na szczególną uwagę z pewnością zasługuje wokalista, Kim Beacon, który w genialny sposób światom tym się poddał, z ufnością i zapałem oddając się Banksowskiej rzeczywistości, zrozumiał ją, poczuł i przekazał odbiorcom.

Kolejny aspekt niepodważalnej doskonałości "A Curious Feeling" to fakt, iż album sam uczy nas siebie i wychowuje, na własnych słuchaczy, a nasze poznanie go i tym samym zachwyt w olbrzymim stopniu zależy od tego, na jaki poziom poznania zdecydujemy się udać. Pierwsze, pobieżne wysłuchanie płyty skutkować może lekkim podejściem do tematu, z pominięciem wielu zachwycających skarbów, skrzętnie ukrytych przez genialnego twórcę, przeznaczonych dla bardziej ciekawych i poszukujących odbiorców. Wówczas możemy mówić o ulubionych utworach, o ciekawym podejściu, pięknie i środku ciężkości, który - umiejscowiony w doniosłości utworu "Forever Morning" - zmienia tak tempo, jak i dramaturgię płyty. Bardziej wytrwały odbiorca, drążąc temat - pojmie, dlaczego tak się właśnie dzieje, tym samym zdobywając kolejne stopnie wtajemniczenia i odkrywając nieziemskie piękno albumu jako całości, niepodzielnej. I wtedy właśnie zakocha się, wzruszy i ... zapłacze.  

Album to bowiem po stokroć doskonały, do którego  - najpierw należy dojrzeć, a potem - dojrzewa się dalej, wraz z nim, na zawsze. Z pełnym przekonaniem postawić mogę solidną tezę, że poznawanie go - nie kończy się nigdy. Tak, jak nie kończy się nigdy rozwijanie własnej wrażliwości, jeżeli tylko nie umkniemy światu najdoskonalszych cudów, przez mistrzów tworzonych. 

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz