niedziela, 17 maja 2015

Jazz Top w Blue Note: Gdańsk Jazz Quartet, 15.05.2015




Na pytanie o najlepszego polskiego kontrabasistę, wybudzona w środku nocy potrafię od razu wykrzyknąć odpowiedź: Piotr Lemańczyk! Saksofon tenorowy...? Na tym polu, niezastąpiony jest Maciej Sikała, emanujący dodatkowo specyficzną postawą i aurą, dodającymi jego grze niesamowitego wdzięku. Akordeonista, którego najchętniej chciałabym słyszeć z wszystkich polskich akordeonistów to, oczywiście, Cezary Paciorek. Czego chcieć więcej...? Gdyby do takich trzech wspaniałych muzyków dodać jeszcze Tomka Łosowskiego, pracującego przy perkusji z nieokiełzaną energią i niepospolitą zręcznością (zwróćmy uwagę, jak rozbudowane są zawsze zestawy perkusyjne Tomka!), powstałby "Dream Team"... albo raczej: Gdańsk Jazz Qartet!

Tak! W takim to właśnie składzie w dniu 15 maja 2015 roku Panowie zagościli na scenie poznańskiego klubu Blue Note, przywożąc z sobą świeżutkie, ciepłe jeszcze kompozycje. Niecodziennym widokiem jest Piotr Lemańczyk grający kompozycje z nut, niecodziennie również brzmiały tytuły zagranych wczoraj utworów, sugerujące wyraźnie sposoby ich powstawania, inspiracje kompozytorów, czy też odkrywające zamysły twórcze muzyków. 

Koncert podzielono na dwie części. Pierwsza z nich pokazała wyraźnie, iż Panowie nie przyjechali "poodpoczywać" - ze sceny, od pierwszego do ostatniego utworu, tryskała niesamowita energia, radość, chęć współgrania oraz dzielenia się emocjami, tak - między sobą, jak i ze zgromadzoną publicznością. Kwartet grał głównie nowe kompozycje Piotra Lemańczyka, przeplatane również nowościami spod pióra Cezarego Paciorka. Nie mogło zabraknąć również starszych kompozycji Macieja Sikały - w tym: uwielbianej przeze mnie "Autumn Gifts" (kto nie słyszał - niech żałuje!)

Zaczynając od perkusisty - wstyd przyznać, ale ... zdążyłam już zapomnieć, ile energii, emocji i talentu siedzi w szalejącym za rozbudowanym zestawem Tomku Łosowskim! Solowe wyczyny Tomka wybuchały wulkanem nieopanowanej mocy, rozlewając się gorącą lawą entuzjazmu, jak sala długa i szeroka. Przy fortepianie oraz pianie Rhodes zasiadł - będący dla mnie największą zagadką i niespodzianką - Cezary Paciorek, czarujący niebywale również za sprawą akordeonu, za który chwycił podczas bluesowego utworu "Double Escape", który muzycy zadedykowali zmarłemu tego dnia B. B. Kingowi. Postacią Czarka zainteresowałam się mniej więcej przed rokiem, kiedy poznałam jego fascynujące, unikatowe wydawnictwo, jakim jest "Shalom" (Polonia Records, 2001) i - przyznać muszę - na żywo nie rozczarował mnie ani trochę. Wręcz... przeciwnie! Cezary również w fantastyczny sposób poprowadził koncert, dzięki czemu publiczność mogła poczuć się uczestnikami wielkiego wydarzenia, podczas którego tak naprawdę na naszych oczach do życia rodził się kwartet marzeń. A skoro o marzeniach mowa - nie byłabym sobą, gdybym nie pozachwycała się teraz iście doskonałą grą Piotra Lemańczyka i jego specyficznym sposobem dotykania strun kontrabasu tak, by ... ożyły; za każdy razem! Niezwykle głębokie, nieopisanie ciepłe dźwięki rodzące się pod palcami Piotra, niczym niezauważalne gołym okiem kryształki szczęścia rozbiegały się - tuż po narodzeniu - niesione motylimi skrzydłami prostu do uszu i serc odbiorców. Wspaniała postawa sceniczna, niezwykła osobowość i cudowny sposób gry nieodmiennie stawiają Piotra Lemańczyka w moim prywatnym "rankingu fascynacji polskimi muzykami jazzowymi" na samym szczycie, na który droga niełatwa i śliska. Na "moim" szczycie kontrabasista może uścisnąć sobie dłoń z również niezwykle dla mnie ważną postacią, jaką jest Maciej Sikała. Niesamowity muzyk, z niesłychanie charakterystycznym - choć jednocześnie: nieprzewidywalnym sposobem gry czaruje swoim saksofonem, przyprawiając o przyjemne dreszcze. Zasłuchując się w grę cenionego przeze mnie saksofonisty, w pewnej chwili pomyślałam sobie nawet, jak by to było niesamowicie wspaniale móc sobie "zabrać do domu" chociaż na chwilę takiego muzyka, by zaczarował swą niezwykłą grą wszystko dokoła...

Czarów i magii nie brakło jednak wczorajszego wieczoru w Blue Note. Co tu dużo pisać - kto był, do dziś jeszcze pewnie nie dotknął stopą ziemi, a kogo nie było... radzę naprawić ten błąd, jak najszybciej. Przed kwartetem bowiem jeszcze niejeden koncert.


Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz