Tak się składa, że w tym roku, data tego święta pokrywa się dla mnie z dość tragicznym wydarzeniem - a mianowicie kolejną już rocznicą śmierci mojego Taty. Przez tych kilkanaście lat, mimo najusilniejszych starań, nie potrafiłam tego dnia odnaleźć ani jednego, najdrobniejszego powodu do uśmiechu, ani tym bardziej - by za coś podziękować światu. Przyznam więc, że - otrzymawszy powyższe życzenia, w pierwszej chwili przyjęłam je z ironią wobec okrucieństwa świata. Tego, który otacza nas na szerszą skalę i tego bliższego nam. Tego, że po tylu latach bohaterskiej walki naszych rodziców i przodków - znów łapię się na tym, że przed obcokrajowcami wstydzę się swojego pochodzenia, mieszkając w kraju, w którym znów dzieli się ludzi na tych, którym się daje - i odbiera prawo do życia. W kraju, w którym - by zdeformowany płód można było ochrzcić, poświęca się nie tylko zdrowie, ale i życie jego matki, zmuszając do niewyobrażalnych cierpień. W którym nie szanuje się prawa, nie ma już wolności mediów, znakuje się ciężarne kobiety, a największą rozrywką rządzących stał się podział społeczeństwa i podsycanie nienawiści pomiędzy grupami o odmiennych poglądach. Kraju, w którym miarą "patriotyzmu" stała się siła faszyzmu, wzmacniana coraz silniejszą w przekazie mową nienawiści... ale...
"... have a fabulous day filled with Thanks for all our blessings!"...
Dlaczego nie spróbować spojrzeć za drugą stronę lustra...?
Coś jednak ciągle trzyma nas przy życiu, coś nęci, woła, nie pozwala się poddać. Coś sprawia, że co rano znajdujemy siły na podniesienie powiek, jakkolwiek by nie były ciężkie po różnych przeżyciach dnia wczorajszego... I, nie jest dla mnie nowością, że w moim przypadku, tym czymś jest właśnie muzyka. I to właśnie za nią dziś mogę podziękować światu!
A potem - w procesie powracania do ziemskiego ciała, zasiada nad nutami, by wszystko to, co widział, z jak największym oddaniem, jak najdokładniej, ale - i w najcudowniejszy sposób, w dodatku - zrozumiały dla nas, śmiertelników, pokazać swą muzyką.
Zwłaszcza w dzień, jak dzisiaj, przyznaję, że muzyka jest tym, co może naprawdę uratować życie. Jest nieskończonością, nie zna ograniczeń, nie dzieli świata na żywych i zmarłych, pozwala zamknąć oczy, z ufnością wyciągnąć swoją dłoń ku górze, jakkolwiek nie byłaby małą, kruchą, czy nawet - przeraźliwie samotną i - jeśli tylko będziemy mieć szczęście odnaleźć właściwego przewodnika - możemy znów, na nowo, połączyć się z tymi, którzy znaleźli się po drugiej stronie życia. Ja - takiego znalazłam.
Moim błogosławieństwem, za które dziękować powinnam - i będę do końca swoich dni - jest więc muzyka. W niej - mieści się wszystko, ona otwiera mi oczy każdego poranka, a każdego wieczoru z delikatnością opuszcza ciężkie zasłony powiek.
Więc.... Happy Thanksgiving Day!
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz