niedziela, 5 listopada 2017

Adam Bałdych & Helge Lien Trio + Tore Brunborg - 04.11.2017, JazZamek,Poznań




W sierpniu tego roku świętowaliśmy premierę drugiego albumu nagranego przez Adama Bałdycha, znakomitego polskiego skrzypka, wraz z triem wybitnego norweskiego pianisty, Helge Liena. W odróżnieniu od albumu, jaki muzycy opublikowali dwa lata wcześniej, "Bridges", na "Brothers" w części utworów pojawia się również Tore Brunborg - fantastyczny norweski saksofonista.

Dnia 04.11.2017, w ramach cyklu jazZamek w Poznaniu odbył się ostatni z koncertów trasy promocyjnej albumu. Koncert, który na długo pozostanie w głowach i sercach publiczności... 


Podczas koncertu muzycy prezentowali zarówno utwory z najnowszego albumu, jak i kompozycje znane nam z "Bridges". Czy jednak, w obliczu takiego wydarzenia, jakiego świadkami byliśmy wczorajszego wieczoru, wypada nazywać je, tak po prostu, "koncertem"...?

Ten wieczór należał do absolutnych i totalnych podróży wgłąb strefy sacrum... Nastrój, jaki wytworzył się od pierwszych chwil, od pierwszych dźwięków, otoczył całą zebraną publiczność, odebrał dusze rzeczywistości i porwał w piękną, bezkresną wędrówkę po zakamarkach... świętości. Było to niczym dotykanie nieśmiertelności, kruchych dowodów na istnienie pozacielesnej strefy życia. Nie liczył się czas i przestrzeń, a wyobraźnia, targana najsilniejszymi emocjami z najgłębszych zakamarków serca, nie potrafiła przywołać przed oczy żadnego obrazu, lewitując, oniemiała, zmieniając się w jedno wielkie uczucie.

Również na scenie rozgrywał się prawdziwy teatr pisany emocjami. Dźwięki zmieniały swoją strukturę, przekształcając się w najczystsze uczucia, twarze muzyków natomiast wymalowane były emocjami tak silnymi i tak prawdziwymi, że żaden aktor świata nie byłby w stanie odegrać ich roli.  Od najprawdziwszej tęsknoty, przez miłość, żałobę, do największej tragedii czy złości - wszystkie barwy świata wymalowano w tej sali z  niezwykłym oddaniem, tak, że bez żadnych przeszkód wdarły się w serca odbiorców. Czy wspominać trzeba, że ludziom, wiernym słuchaczom, łzy spływały z oczu, a napotkane spojrzenia łączyły się w jedno, prawdziwe, pełne oddanie i współuczestnictwo w uczcie, jakie nieczęsto spotkać można po tej "naszej" stronie świata, zwanej rzeczywistością?

To wielkie, piękne metafizyczne przeżycie, ta absolutna rozkosz dla ducha i serca, nie mogła jednak być też pozbawiona niezwykłego muzycznego kunsztu, o sile wręcz niespotykanej. W tej całej magii, w tym zapamiętaniu, to, co ze sceny płynęło, było niepodobne żadnym muzycznym doznaniom. Był to już mój drugi koncert tego składu i - chociaż wciąż pamiętam niegasnący zachwyt koncertem ubiegłorocznym - dziś wiem, że porównać ich nawet nie można. Było niewyobrażalnie piękniej, zostały przekroczone granice doskonałości, ustanowiono zupełnie nowy porządek muzycznego świata! Adam Bałdych czarował dźwiękiem skrzypiec, wabiąc, kusząc, wciągając i onieśmielając, a Helge Lien, choć niby od zawsze wiadomo, jak wysoki jest jego poziom wykonawczy, jak wielki talent improwizatorski, jak szerokie horyzonty, jak cudownie rozwinięte umiejętności pianisty - przeskoczył poprzeczkę, która dla tak wielu stanowi szczyt marzeń. Zaskakująco wspaniały był udział Tore Brunborga - saksofonisty, który nie próbował krzyczeć czy dominować, a niepostrzeżenie, maleńkim, cichym krokiem wszedł w serca słuchaczy, dźwiękami saksofonu tworząc czyste niebo. Muzyk ukradkiem wręcz, niepostrzeżenie, oczarował publiczność i otworzył serca ławicą pięknych dźwięków, tak uduchowionych... Jedną z najpiękniejszych muzycznych scen (których było tak cudownie wiele!) był dialog saksofonu ze skrzypcami lidera. Piękna, ciepła fabuła, wspaniała opowieść, wymiana najpiękniejszych zdań, fraz najcudowniejszych, a w tle nieznaczna, cicha, opowieść narratora, jakim stał się bajeczny fortepian Helga Liena. Inną "stopklatką", którą mam w głowie czas cały, jest solo skrzypka - wspaniałe, piękne, ujmujące, prawdziwe czary i magia - a tuż za nim pełna emocji twarz kontrabasisty - Frode Berga, który po chwili podejmuje temat silnym, ciepłym dźwiękiem potężnych strun kontrabasu... Bajka, poezja, ... modlitwa, wznosząca ku niebu! Jak Frode niebywale oddawał kontrabasem szerokie spektrum emocji, jak całą postacią reagował na to, co struną jedną w piękny świat wysyłał - świat dusz zasłuchanych, zgromadzonych na sali... Wyjątkowo wspaniale zabrzmiała tego dnia perkusja. Per Oddvar Johansen, muzyk doskonały, tego dnia wyjątkowo silnie czarował ze sceny. Podejmował dialogi w sposób najpiękniejszy, sprawiając, że pod pałeczkami melodia wzrastała, rodziły się piękne frazy, które stanowiły dopowiedzenie tego, co wcześniej ze skrzypiec płynęło. Niesamowite, niewyobrażalne, jak perkusja może sprawiać wrażenie grania... melodii, pięknej, prawdziwej i pełnej. Wybitna postać, niezwykły czarodziej!

Jak wspominałam, to, co zrodziło się tego wieczoru pomiędzy zebranymi, było czymś niesamowitym, wspaniałym ewenementem, poczuciem bliskości i silnej więzi... z wszystkimi, którzy uczestniczyli w tej magii, w tej... świętości. Muzycy nie mogli zatem zejść ze sceny, namawiani nieustającym błaganiem o więcej. Dwa cudne bisy, długie owacje na stojąco, krzyki, płacze, niedosyt po dwóch godzinach grania... To się nie zdarza. Nigdy! 

Na sam koniec koncertu, nim publiczność tłumnie wybiegała do holu Zamku, by zakupić płyty, uzyskać autografy, zdjęcia, przytulić, wyściskać, podzielić się wrażeniami z resztą uczestników - na drugi bis na scenę wyszedł lider - skrzypek, wraz z pianistą. Zagrali cudne "Hallelujah"... Oklaskom nie było końca.

Koncert już się zakończył, emocje - trwały nadal. Pierwszy raz zdarzyło mi się, że ze zgromadzonych obcych twarzy, ktoś nagle podchodził, zaczepiał uśmiechem, dzielił się emocjami, ściskał z lśniącymi oczami... Muzycy zawiązali więź niesamowitą. Dali coś, co na zawsze każdy mógł zabrać w swym sercu.

Dla mnie tego dnia spełniło się również inne ogromne marzenie - do domu wróciłam z cudownymi płytami LP tego niezwykłego pianisty i kompozytora, jakim jest Helge Lien - lecz o tym, więcej w innym wpisie, po zaczarowaniu muzyką, jaka jest zaklęta na tych czarnych płytach...

Oczarowana, porwana, całkiem oniemiała w obliczu czystego piękna - zachęcam więc wszystkich, by śledzili dalsze poczynania tej cudnej formacji. Warto! Nic piękniejszego ani pełniejszego dla duszy nie jesteśmy w stanie wymarzyć sobie nawet!

Koncert odbył się pod patronatem LongPlay

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz