sobota, 20 marca 2021

Jakob Dinesen/ Anders Christensen/ Laust Sonne: "Blessings" (April Records, 09.04.2021)


Zdarzają się płyty tak wielce odległe od rzeczywistości, w jakiej żyjemy lub z jaką też przyszło nam się zmagać, że choćby próba podania suchych faktów odnośnie ich tworzenia czy sposobu wydania jakoś tak budzi grymas na naszej twarzy... Będzie więc mało informacji (kto chce, z łatwością odszuka je sobie w internecie), a sporo bujania w przestworzach... bo przecież chyba właśnie po to powstał album Dinesen/ Christensen/ Sonne: "Blessings", który ukaże się nakładem duńskiego wydawnictwa April Records 9 kwietnia 2021 roku.


April Records to wydawnictwo, które - mówiąc delikatnie - naprawdę potrafi wywrzeć wrażenie, dbając o każdy najmniejszy szczegół (nawet o odpowiednią kompozycję cudownie dobranych znaczków pocztowych na pięknie zapakowanej przesyłce!). Kartonik - żal otwierać, ale... kiedy już wydostanie się na zewnątrz jego zawartość - cały żal mija... Trzymamy bowiem w ręku album CD, który wizualnie silnie nawiązuje do stylistyki płyt winylowych lat 60-tych. Gdyby nie format trzymanej w ręku płyty, łatwo by było całkowicie oszukać zmysły... Ale, tuż po umieszczeniu płyty w odtwarzaczu, okazuje się, że kompletnie nie ma potrzeby w jakikolwiek sposób próbować się oszukiwać - tylko... otworzyć się na piękno i płynąć...

Zawartość albumu stanowi rejestracja koncertu, który odbył się 27.07.2020 podczas Festiwalu Sommer i Haveselskabet w Kopenhadze. Koncertu, który z uwagi na ograniczenia związane z pandemią koronawirusa, odbyć się mógł jedynie dla niewielkiej liczby publiczności. Artyści, w składzie: Jakob Dinesen (saksofon), Anders Christensen (kontrabas) i Laust Sonne (perkusja) postanowili więc zarejestrować materiał i - dzięki duńskiej wytwórni - podzielić się nim ze znacznie szerszym gronem odbiorców. Płyta składa się z sześciu rozbudowanych tematów jazzowych:

1. "Free Eddie" (Jakob Dinesen)/ 2. "I've Told Every Little Starr" (Jerome Kern - Oscar Hammerstein II)/ 3. "Anouar" (Laust Sonne)/ 4. "Tyk vals" (Jakob Dinesen)/ 5. "Sandino" (Charlie Haden)/ 6. "Freedom Jazz Dance" (Eddie Harris).



Od kiedy jazz stał się tak bardzo popularny w naszych stronach, a kojarzona z nim wolność szybko zaczęła przybierać niepokojące cechy nieładu i chaosu, jakoś w ostatnich latach coraz rzadziej nabierałam ochoty, by sięgnąć po jakiś jazzowy album z naszego podwórka. I nagle przylatuje sobie taka płyta "Blessings" i ... oto doznaję olśnienia, co było przyczyną! Otóż, chyba ostatnio trochę zapomina nam się, w niektórych przypadkach, co czyniło i czynić powinno ten gatunek muzyki tak wyjątkowym... A niejednego młodego wykonawcę z pewnością album ten by zawstydził swoją szczerością i jednocześnie dbałością o poziom wypowiedzi artystycznej. Nieskrępowaną wolnością, lecz jednocześnie - z zachowaniem porządku i ładu. Powiewem świeżości, który jednak nie wymiecie bezmyślnie od lat gromadzonych skarbów i zdobywanej mądrości.

Żeby grać dobrze jazz, żeby z muzyki improwizowanej potrafić uczynić prawdziwe dzieło sztuki - nie wystarczy śmiałość, odwaga, dobre samopoczucie na scenie. Tu trzeba solidnego warsztatu, potężnej wiedzy, obycia i ... pewnej pokory. Elegancji, która muzykę przenika z każdym dotknięciem instrumentu. Tym wszystkim muzyka zapisana na "Blessings" ocieka w sposób fantastycznie doskonały...

Chciałoby rzec się, że prym wiedzie naprawdę świetny saksofonista (którego znamy od lat ze współpracy z naszym trójmiejskim środowiskiem muzycznym, o czym przypomnę na koniec)... Jednakże, kiedy tylko Christensen (będący członkiem zespołu Tomasza Stańko) dotknie struny kontrabasu... kupuje nas, bez reszty! Kontrabas, jak pewnie wiedzą już od dawna stali czytelnicy Babskiego Ucha, to instrument, który - dobrze użyty, może na mnie działać jak czarodziejska różdżka... Uwielbiam, kocham jego siłę, barwę, dostojność i rzeczowość wypowiedzi i - w związku z tym, trochę się kontrabasów w życiu nasłuchałam. Jednak na tej płycie - facet bezsprzecznie czaruje! Kontrabas Christensena umaczany jest w jakiejś cudownie magicznej substancji, bo każdy jego dźwięk koi, kołysze i coraz wyżej niesie w przestrzenie pozaziemskie... A co na to Pan Sonne? Z całą pewnością, również perkusista nie zamierza chować się w jakieś zacienione miejsce na scenie! To trio doskonałe, tak dopracowane, że nieistotnym się staje, kto w danej chwili czaruje - solo czy wspólnym tchnieniem. Muzyka - jest jednością, która wypływa ze sceny cudownie fantastycznym strumieniem obfitości, 

Mimo prawdziwie wysokiego poziomu zarówno kompozycji, jak i samego podejścia muzyków do kwestii technicznych, album zadziwia, ale nie przeraża i w najmniejszym nawet stopniu nie przygniata formą. Tu - liczy się treść, która przepięknie, lekko, wypływa z genialnie ze sobą współpracujących instrumentów. Uwagę przykuwa także świetna produkcja albumu, który, po prostu, doskonale brzmi! Nastroje, jak to w jazzie - przelewają nam się falami kompozycji, przeciągając odbiorcę przez wszystkie możliwe odcienie świata dźwięków. Wielokrotnie słuchałam tego albumu, zanim zasiadłam, by kilka słów o nim napisać... I wielokrotnie, na przekór własnemu zachwytowi, starałam się uchwycić choćby jeden, najmniejszy szczegół, do którego bym mogła się tutaj przyczepić, żeby nie było tak słodko oraz - żeby przełamać jakoś zachwyty - kwaśnym posmakiem, który by dodał całości wypowiedzi większej wiarygodności. Niestety - nie sposób. Poległam. Płyta - po prostu jest doskonała, jakby na nią nie patrzeć.

A teraz obiecana przypominajka - saksofonista, Jakob Dinesen, gości już u mnie na półce regału, zapisany na dwóch albumach, pochodzących z naszego trójmiejskiego środowiska jazzowego. Jednym z nich jest album Piotra Lemańczyka, "Freep" (BDC Records, 2005), o którym pisałam przed ośmioma laty /link/. Drugi - to "ConnectedMacieja Grzywacza (Black Wine, 2015) /link/. Oba wpisy powstały jeszcze na starym blogu i ucierpiały trochę, głównie wizualnie, przy okazji przenosin, ale... ważne, że płyty wciąż stoją na regale! 




Natomiast, więcej rzeczowych informacji o omawianym albumie "Blessing" znajdą Państwo z pewnością na portalu LongPlay /link/.

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz