Berliński gitarzysta, Robert Keßler, jako absolwent Hanns Eisler Music Academy i Berlińskiego Instytutu Jazzowego, zadebiutował stricte jazzowym albumem autorskim "Jasmin" w roku 2008. W kolejnych latach Keßler, zawodowo - zajmując się nauką gry na Uniwersytecie SRH w Berlinie, realizował się muzycznie w ramach tria Klezmeyers czy współpracując z artystami takimi jak Jocelyn B.Smith, New York Voices, Udo Lindenberg, Felix Jaehn czy Herbert Grönemeyer. Gitarzysta współpracuje również z berlińskimi teatrami, tworząc muzykę na potrzeby spektakli. Do własnych kompozycji i myśli o wydaniu kolejnego autorskiego albumu Keßler powrócił dopiero po dekadzie od swojego fonograficznego debiutu, prezentując nam wydany nakładem GLM Music "Bloodline".
W skład trio, jakie słyszymy na rzeczonym albumie, wchodzą, prócz samego Roberta Keßlera (gitara) jego wieloletni przyjaciele i współpracownicy: Andreas Henze (bas) oraz Tobias Backhaus (perkusja). Album zawiera aturoskie kompozycje Keßlera oraz jego interesującą aranżację klasycznego utworu "Along Came Betty" (Benny Golson):
1. "Jesaja 41,10"/ 2. "Theo"/ 3. "Mann Mann"/ 4. "White Lake" 5. "Along Came Betty"/ 6. "Bloodline"/ 7. "Mach Die Aeuglein Auf".
Słuchając "Bloodline" od wielu już dni, zasłuchując się zarówno w linie melodyczne, sposób podejścia do gry i estetyki brzmienia, ani trochę nie dziwi, iż wśród swoich muzycznych idoli Keßler wymienia takie nazwiska jak John Coltrane, Barney Kessel, Jim Hall, Pat Metheny czy Stinga. Album w zabawny, nieraz zawadiacki sposób, puszcza bowiem oczko do każdego z wymienionych muzyków. Wszystko to jednak oplecione jest silnym "pierwiastkiem Keßlerowskim", utrzymującym kompozycje na właściwej orbicie krążącej wokół motywu przewodniego, jakim jest swoiste drzewo genealogiczne artysty, w którym kolejne dźwięki zdają się rodzić z silnie ukorzenionych w gitarzyście więzów krwi.
Mimo, iż "Bloodline" stanowi rodzaj subtelnej refleksji nad czasem poświęconym przez muzyka własnej rodzinie, album daleki jest od melancholii czy klaustrofobicznych klatek więzów i uczuć. W wielkim poszanowaniu do jazzowej tradycji, Keßler wraz ze swym trio otwiera barwny wachlarz zarówno technicznych, jak i nowatorskich, innowacyjnych rozwiązań w stylu Metheny'ego. Odbiorca z pewnością nie może narzekać na brak pięknych, kształtnych, zmysłowych wręcz melodii osadzonych w niezwykle barwnych dźwiękowych realiach. Nie braknie jednak także, z całą pewnością, pokazów siły warsztatu każdego z muzyków tria. Kiedy trzeba - instrumentaliści splatają silnie ramiona, wspólnie tworząc i pieszcząc każdy maleńki kawałek powoływanej do życia muzyki. Innym razem, w rozkołysanej i rozbujanej zabawie siłą i elastycznością dźwięku, porywają go - każdy z osobna, tworząc z nim własną solową figurę taneczną, zwracając ze zdwojoną energią i kolorystycznym szałem.
Oprócz nawiązań do tradycji jazzu, kompozycje nie stronią także od lekkiego, uwodzicielskiego swingu, dobrego, mocnego bluesa czy silniejszych rytmów. Z całą pewnością - jest to płyta, która na długo zapadnie w pamięć i oczaruje każdego, nie pozwalając na choćby maleńką chwilę nudy. Album, w którym zadbano także o fantastyczną oprawę wizualną, Artysta zadedykował pamięci Manfreda Dierkesa i Reinera Robbena.
Opis płyty znajdą Państwo również na portalu LongPlay /link/.
Marta Ratajczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz