poniedziałek, 30 listopada 2015

X Made in Chicago Festival, Listopad 2015




Za nami jubileuszowa, 10-ta edycja Festiwalu Made in Chicago. Festiwalu, który rokrocznie na kilka listopadowych dni zamienia Poznań w wietrzne miasto, nie tylko poprzez muzykę, jaką przywożą z sobą artyści chicagowskiej sceny jazzowej, ale i poprzez atmosferę niezwykłej serdeczności i bliskości, swoisty rodzinny klimat, jaki powstaje w "kalejdoskopowym młynie", tworzącym się na bazie mostu, jaki pomiędzy tymi dwoma miastami przed dziesięcioma laty zaczęli budować Wojciech Juszczak oraz Lauren Deutsch, szefowa Jazz Institute of Chicago. W nieprawdopodobnej mieszaninie kultur połączonej z niezwykłym otwarciem i sympatią, podczas tych dni tak naprawdę łatwo zapomnieć, kto jest kim: chicagowscy muzycy, którzy akurat nie występują w danym koncercie, wymieszani są na widowni wraz z poznańską publicznością, na scenie za to coraz częściej pojawiają się także muzycy polscy. 

Tegoroczny Festiwal rozpoczął się już 16.11.2015 warsztatami, jakie prowadzili dla polskich muzyków: Mwata Bowden, Renee Baker i Tomeka Reid. Podczas pierwszego tygodnia odbywały się warsztaty przeznaczone dla uczniów Szkoły Muzycznej II stopnia, studentów Akademii Muzycznej oraz miłośników jazzu pragnących wziąć udział w zajęciach. W drugim tygodniu natomiast zaproszono do udziału w warsztatach studentów Akademii Muzycznych w całej Polsce, którzy mieli wziąć udział w inaugurującym Made in Chicago Festiwal 2015 projekcie AACM Residency - Poznań Experimental Band. Cała reszta chicagowskich artystów, którzy w tym roku gościli w Scenie na Piętrze Estrady poznańskiej oraz w Sali Wielkiej Centrum Kultury Zamek w Poznaniu dotarła do Poznania dnia 27.11.2015. Tego dnia odbyła się też konferencja prasowa z udziałem Lauren Deutsch.


Podczas konferencji prasowej Dyrektor Festiwalu - Eryk Kozłowski oraz szefowa Jazz Institute of Chicago - Lauren Deutsch przedstawili i omówili tegoroczny program, zwracając uwagę na fakt, iż świętujemy nie tylko dziesiąte już spotkanie Poznania z Chicago na scenie muzycznej Estrady Poznańskiej, lecz także 50-cio lecie AACM. Association for the Advancement of Creative Musicians jest stowarzyszeniem zawiązanym w 1965 roku w Chicago przez afroamerykańskich muzyków, którego celem jest wspieranie kreatywnych muzyków, będącym jednym z ważniejszych symboli ruchu samopomocowego w sztuce. W konferencji udział wzięły również artystki mające przedstawić dzień później swój autorski program zatytułowany Voices Heard.

Tego dnia nastąpiło uroczyste otwarcie Made in Chicago 2015. Z przyczyn niezależnych nie mogłam, niestety, uczestniczyć w wydarzeniach, jakie miały miejsce tego wieczoru w Sali Wielkiej Centrum Kultury Zamek. 

Chicagowski wieczór w Poznaniu rozpoczął się 27.11.2015 o godz. 19:00 występem AACM Residency - Poznań Experimental Band, podczas którego wystąpili wspólnie chicagowscy muzycy (Tomeka Reid/na zdjęciu/, Mwata Bowden i Renee Baker) oraz ich warsztatowicze z Akademii Muzycznych. 

Kolejnym wydarzeniem tego wieczoru było pojawienie się na scenie polskich formacji Bibobit & Dizzy Boys Brass Ensemble, po których scenę przejęła chicagowska grupa Hypnotic Brass Ensemble.


Na szczęście, podczas kolejnych dwóch, zdecydowanie najlepszych dni Festiwalu, nic już nie było w stanie powstrzymać mnie przed obecnością na wydarzeniach, które z pewnością należały do tych najwłaściwszych, najbardziej kojarzonych z energią, mocą i spełnieniem, jakich zaznać można każdego roku podczas poznańsko - chicagowskich spotkań.

W sobotę, 28.11.2015, o godz. 19:00 w Scenie na Piętrze Estrady Poznańskiej rozpoczął się koncert znakomitego gitarzysty, koncertującego i nagrywającego swojego czasu z takimi postaciami jak Charlie Parker. Otóż do Poznania zawitał niespełna 90-cio letni George Freeman, aby zaprezentować projekt George Freeman/ Mike Allemana Organ 4-TET.


Chodząca legenda chicagowskiej sceny, niezwykły gitarzysta o niesamowitej energii, okazał się przesympatycznym, niezwykle rzutkim muzykiem oraz liderem. Prezentowany program dosłownie zwalał z nóg, obfitując nie tylko w doskonałe dźwięki, nieokiełznaną moc i nieopisanie fantastyczne przejścia pomiędzy najróżniejszymi odmianami jazzu (a niekiedy i rocka), ale też czarując niesamowitą giętkością kwartetu w naginaniu granic muzycznych marzeń i ... możliwości. Była niesamowita energia, elektryzująca wręcz moc, niezmierzona - zarówno podczas zespołowego grania, jak i podczas licznych solówek każdego w czworga zgromadzonych artystów. Poza tańczącym niemal z gitarą na scenie Georgem Freemanem, solówkami wzbijającym się na prawdziwe wyżyny rzadko uczęszczane przez ludzkie stopy, doskonałe wrażenie sprawiał również drugi gitarzysta składu, Mike Allemana, nie po raz pierwszy obecny już w Poznaniu. Do tej pory odwiedzający nasze miasto z własnymi projektami, nie porwał mnie jeszcze jednak swoim graniem tak bardzo, jak tego dnia, podczas tego wyśmienitego koncertu z Freemanem. Wspaniałym okazał się również perkusista, Mike Schlick, w lot łapiący wszelkie najdrobniejsze, ulotne myśli wypływające spod strun gitar, fantastycznie czarujący swoim zestawem perkusyjnym. Ogromne wrażenie zrobił na mnie także Pete Benson, wydobywający z organów B3 niesamowitą głębię i nieopisanie szeroką paletę dźwięków, imitujących - zdawać by się mogło - każdą najdrobniejszą ludzką myśl, każde marzenie; znajdujący odpowiedni dźwięk dla każdej jednostki ludzkiego istnienia. Jeżeli kiedykolwiek, w jakiejkolwiek sytuacji brakuje nam słowa, by wyrazić myśl czy emocje, jestem absolutnie pewna, że Pete Benson w okamgnieniu znalazłby na nie odpowiednią nutę. 


Po znakomitym koncercie w Sali na Piętrze udaliśmy się do Centrum Kultury Zamek, by oddać się w pełni temu, co miało wydarzyć się pod szyldem Voices Heard.Voices Heard to projekt przygotowany przez sześć chicagowskich artystek (Nicole Mitchell - flet, wokal; Dee Alexander - wokal; Ann Ward - fortepian, wokal; Renee Baker - skrzypce; Tomeka Reid - wiolonczela; Coco Elysses - instrumenty perkusyjne), z których każda opracowała na tą okazję swój własny utwór. Sześć wspaniałych kobiet w ułamku sekundy zaczarowało scenę swoją obecnością; swą kobiecością, uduchowieniem oraz wędrówką do światów alternatywnych, z którymi zdawały się komunikować za sprawą nasączonych mistycyzmem, rozbudowanych i fantastycznie brzmiących kompozycji. Całość sprawiała wrażenie doskonale dopracowanej formy muzycznej, która pozwoliła na wypracowanie wspólnego języka, mocą którego przekazywały one opowieści z samego wnętrza własnego jestestwa.  Renee Baker własną kompozycję wzbogaciła o dodatkowy bodziec wizualny, prezentując nieme sceny z czarno - białego filmu, rozgrywające się podczas uduchowionego nawoływania artystek, których głosy wzbijały się wysoko ponad chmury rzeczywistości.


Ostatni dzień Festiwalu, 29.11.2015 był tym, na który czekałam najbardziej - otóż w obu odbywających się tego dnia koncertach występować miał mój "numer jeden" wśród chicagowskich artystów - niedościgniony perkusista: Mike Reed. Oba koncerty odbyły się w kameralnej Scenie na Piętrze, której atmosfera doskonale sprzyjała najwspanialszemu tegorocznemu projektowi, noszącemu nazwę Artifacts.

Artifacts to program trzech chicagowskich artystów, na których najbardziej czekam co roku: niesamowicie delikatnej flecistki, Nicole Mitchell, która jednak niejednokrotnie potrafi zaszokować potęgą dźwięku, jaki potrafi wydobyć ze swego instrumentu (tu pojawiła się również elektroniką, dyskretnie i nienachalnie uzupełniającą brzmienie fletu poprzecznego); wspaniałej, magicznej wręcz wiolonczelistki, Tomeki Reid, która potrafi w jednej chwili z wiolonczeli uczynić potężny, rasowy kontrabas, oraz mojego absolutnego ulubieńca - Mike'a Reeda, z zestawem perkusyjnym. Po koncertach poprzedniego wieczoru do domu wróciłam z albumem "Artifacts"; słuchając go na okrągło aż do momentu wyjścia z domu na koncert mogłam więc domyślać się, czego się spodziewać i na co liczyć. Muzycy jednak okazali się nieprzewidywalni - to, co ujęło i oczarowało mnie podczas słuchania ich płyty, podczas koncertu na żywo zadziałało z co najmniej zdwojoną siłą! Była moc nie do opisania, prawdziwe piękno wspaniałej muzyki, która potrafi dotrzeć aż do najgłębszych zakamarków duszy i rozlokować się w niej na dobre, zmieniając i zmiękczając wszystko; na rzeczywistość nakładając kolorowe filtry fantastycznych uczuć. Jeżeli dźwięk może leczyć... jeśli odnaleźć można w nim jakieś czynniki uzdrawiające nie tylko ducha, ale też i ciała - były to, z całą pewnością, właśnie TE dźwięki! Muzyka prezentowana przez trio z pewnością nie była łatwa w odbiorze. Podążając jednak za kolejnymi projektami Mike'a Reeda, po latach zasłuchiwania się w jego muzyce, znalazłam mój własny, prywatny klucz do skarbca, z którego można czerpać najwięcej podczas słuchania tych niesamowitych dźwięków. W przypadku Artifacts, dla mnie, najwięcej najpełniejszych emocji, najwięcej wrażeń i muzycznych uniesień otwiera się po zasłuchaniu w perkusję pod wodzą Mike'a tak, by pozwolić się dźwiękom fletu i wiolonczeli lekko uwodzić i oczarowywać, skupiając się na gorącym rytmie najcudniejszych uczuć, w których nie braknie ani subtelnych, ulotnych marzeń czy ledwie dostrzegalnych wyrazów miłości; ani też najprawdziwszej dzikości serca wybuchającej grozą, władzą oraz pełnią siły. Wszystko to, po wyzwoleniu mocą perkusyjnego szału, wzlatuje wysoko najpiękniejszą melodią wydobywającą się z fletu, dając się porwać subtelnej, magicznej wstędze rozwijanej na pięciolinii wrażeń przez wiolonczelę Tomeki. Wspaniały koncert, o którym nie sposób zapomnieć!

Koncertem zamykającym jubileuszową edycję Made in Chicago był Chicago Poznań Exchange, w ramach którego na scenie pojawiło się pięciu polskich muzyków (Maciej Fortuna - trąbka, Maciej Kociński - saksofon, Piotr Banyś - puzon, Ksawery Wójciński - kontrabas, Krzysztof Dys - fortepian) oraz pięciu muzyków z Chicago (Mwata Bowden - saksofon, klarnet; Renee Baker - skrzypce, Dee Alexander - wokal, Mike Allemana - gitara, Mike Reed - perkusja). Grupa wykonała trzy mocno rozbudowane kompozycje. Pierwszą z nich w sposób znakomity poprowadził Maciej Fortuna, dyrygując dziewięcioosobowym składem, którego brzmienie sam wzbogacał trzymanym w ręku flugelhornem. Tuż po nim pałeczkę dyrygenta objęła Renee Baker. Zapatrzona w Renee orkiestra generowała iście fantastyczne dźwięki, czyniąc tych kilkanaście minut najbardziej energetyzującym momentem Festiwalu. Jak miało się później okazać, Renee, zamiast nut, każdemu z muzyków wręczyła po prostu... malunek, a to, co powstawało na oczach publiczności było wyłącznie tym, co w artystach siedziało najgłębiej, a co skrzypaczka potrafiła wyciągnąć i podać na przepięknej tacy w nieprawdopodobnie smakowity sposób. Ostatnią kompozycję zaprezentował Mwata Bowden, wypełniając salę dźwiękami z pogranicza jazzowej awangardy.

Po krótkiej przerwie, na scenie pojawiła się prawdziwa mieszanka polsko - chicagowskich muzyków, rozpoczynając jam session.

Smutno, że czas ten upłynął tak szybko; muzycy powrócili już do wietrznego miasta... Pocieszającym jednak jest fakt, iż w 2016 roku Made in Chicago, zamiast, jak miało to miejsce do tej pory, w listopadzie, odbędzie się już w maju. Można więc już od dziś odliczać dni do następnego spotkania z wspaniałymi chicagowskimi artystami, karmiąc się wrażeniami i przeglądając pamiątki. Wśród moich najważniejszych, tegorocznych, z pewnością znajdują się dwa albumy: Nicole Mitchel/ Tomeka Reid/ Mike Reed "Artifacts" (482 Music, 2015) oraz Mike Reed's People, Places & Things "A New Kind Of Dance" (482 Music, 2015).


Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz