sobota, 30 marca 2019

Dominik Bukowski Quartet: Transatlantyk, 29.03.2019 Blue Note, Poznań. Relacja.


Przed niespełna dwoma tygodniami miała miejsce premiera albumu kwartetu Wibrafonisty Roku 2018 -  Dominika Bukowskiego, "Transatlantyk". W piątek, 29 marca, po raz już trzeci w tym miesiącu (choć z różnymi projektami), Wibrafonista zawitał do Poznania, by tym razem w klubie Blue Note zaprezentować najnowszy projekt.
Kwartet wystąpił w składzie: Dominik Bukowski (wibrafon, kalimba), Emil Miszk (trąbka), Adam Żuchowski (kontrabas) oraz Roman Ślefarski (perkusja). Szczerze powiedziawszy, znając już doskonale album i zasłuchując się w niego godzinami, początkowo miałam pewne obawy dotyczące realizacji projektu tak bardzo klimatycznego, z tak wieloma subtelnościami oraz potężną rolą, jaką gra w nim cisza, w klubowej specyfice Blue Note. Album dotyka bowiem tematu emigracji w sposób dość specyficzny - środkiem wyrazu, któremu podporządkować muszą się instrumentaliści, stają się w dużej mierze emocje - rzecz tak ulotna i krucha, łatwa do przeoczenia bądź mylnej interpretacji, kiedy wybrzmiewa w natłoku zdarzeń dnia codziennego.
Jednakże, tego dnia wszystko zdawało się sprzyjać utkanej z subtelności muzyce kwartetu. Z największą przyjemnością muszę zaznaczyć wyjątkowo wspaniałą pracę akustyka, lecz także - publiczności, która - zasłuchana w pełni, tym razem zamiast barem - raczyła się muzyką...


O tym, jak ważną rolę odgrywać może publiczność, wiedzieć z pewnością mogą jedynie sami artyści. Jednakże od siebie pragnę dodać, że była to publiczność, która zdecydowanie wiedziała, w jakim celu znalazła się tego wieczoru w klubie, co w dużej mierze wpłynęło na komfort odbioru muzyki.

Muzyka brzmiała pięknie... Zadziwiała i fascynowała ogromna dynamika dźwięków, gdzie ciche fragmenty (np. pocierania smyczkiem klawiszy wibrafonu czy strun kontrabasu) całą swą łagodnością pieściły ucho, niosąc treść pełną mocy, głośne natomiast - utrzymane były w komfortowej dla ucha strefie, jednocześnie sygnalizując swoją pozycję na najwyższym szczeblu muzycznego krzyku.

"Transatlantyk", znany mi z płyty nagrywanej w studio, dopiero słyszany a także widziany na żywo wzbudził prawdziwe niedowierzanie i jeszcze większy podziw, kiedy mogłam wreszcie zaobserwować ekwilibrystykę muzyków, którzy nie lada sprawnością musieli wykazać się w celu osiągnięcia perfekcji dźwięku. Dominik Bukowski, prócz niesamowitych działań na niełatwym instrumencie, jakim jest wibrafon, odpowiedzialny był także za odtwarzanie fragmentów nagranych wypowiedzi, jakie pojawiają się również na płycie. Lider tym razem osiągnął również perfekcję w niewykonalnej - jak dotąd sądziłam - sztuce pozornego odsuwania wibrafonu na drugi plan. Głównym głosem projektu uczynił trębacza, Emila Miszka, sam stając się narratorem i kreatorem przestrzeni, w jaką wciągał odbiorców. I oto - tam, gdzie trąbka Emila formułuje wypowiedź, - pozornie drugoplanowy wibrafon, nie pędząc przed szereg, roztacza krajobrazy, buduje przestrzenie, w których frazy Emila swobodnie pływają a odbiorca - rozgościć się może w pełnej zmysłowości oazie pełnej pięknych dźwiękowych pejzaży. 

Koncert był podzielony na dwie części, a zaplanowaną przerwę muzycy poświęcili na składanie autografów oraz przyjmowaniu pełnych zachwytów gratulacji od rozgorączkowanej, podekscytowanej wielce publiczności. Wartym uwagi jest fakt, iż na scenie zespół pojawił się w nieco zmienionym składzie wobec tego, jaki słyszymy na płycie - zamiast Patryka Dobosza za perkusją zasiadł Roman Ślefarski. Zważając na fakt, jak niełatwym projektem jest "Transatlantyk", w którym muzycy - poza zapisem nutowym - muszą też do perfekcji opanować język emocji, Roman poradził sobie nadzwyczaj wyjątkowo! Prawdę mówiąc, fakt, iż na scenie znajduje się perkusista nie grający na co dzień tego świetnego projektu - pod względem odbioru muzyki stał się nieistotnym. Perkusista grał bowiem tak, jakby z projektem obcował od zawsze.

Znakomity był także kontrabas Żuchowskiego, stający się w jego rękach instrumentem o nieprawdopodobnej lekkości, niczym marionetka czyniącym dokładnie to, co wyrazić pragnie artysta. To samo zresztą można powiedzieć o Emilu Miszku, nadzwyczaj dojrzałym muzycznie choć wiekiem - młodym trębaczu, który z wielką gracją prezentował niezwykłą więź łączącą go ze zdecydowanym, pełnym wyrazu instrumentem. Nad wszystkim czuwał jednak Dominik Bukowski - świetny muzyk, wspaniały wibrafonista i wyjątkowy lider, który w ogromnie pracy i wymagających, z góry założonych, perfekcyjnie zapisanych na osi czasu rozwiązań, potrafił także niejednokrotnie odrywać się od ziemi, rozwijając skrzydła najprawdziwszej jazzowej wolności i lekkości.

Koncert był wyjątkowym, naprawdę wspaniałym wydarzeniem, które jeszcze bardziej ugruntowało wysoką pozycję albumu w rankingu tegorocznych wydarzeń fonograficznych. Dowodem na to były gorące wołania o bisy (ach, nabiegali się Panowie niemało!) oraz ogromny zachwyt, malujący się na twarzach zebranych słuchaczy.

Dla przypomnienia - przed kilkoma tygodniami miałam przyjemność napisać słów kilka o płycie (link - w okładce), na którą szczerze namawiam, by wzbogaciła półki regałów szanujących się miłośników jazzu:


Na koniec - pamiątkowe zdjęcie z Dominikiem Bukowskim, po wielce udanym koncercie:


Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz