sobota, 16 marca 2019

Jeremy Pelt: Jeremy Pelt The Artist (HighNote, 2019)


Amerykański trębacz jazzowy, Jeremy Pelt, otwiera wiosnę piękną formą muzycznej suity inspirowanej twórczością rzeźbiarza, Augusta Rodina.









Tegoroczny Dzień Kobiet obfitował w wiele interesujących premier, zarówno w kraju, jak i na świecie. Jedną z nich jest wyśmienita płyta amerykańskiego trębacza, który już na początku kwietnia tego roku wyrusza w trasę promocyjną, obejmującą - prócz Holandii, Szwajcarii, Niemiec czy Wielkiej Brytanii, również miasta Polski.
Jeremy Pelt jest wybitnym trębaczem jazzowym, o czym świadczyć może choćby wielokrotne zwycięstwo plebiscytu prestiżowego magazynu Down Beat. Po ukończeniu Berklee College of Music Pelt zasilił skład Mingus Big Band. Na swoim koncie ma, prócz dziesięciu już płyt solowych, współpracę z takimi zespołami jak: The Village Vanguard Orchestra i Duke Ellington Big Band, Lewis Nash Septet czy The Cannonball Adderley Legacy. W 2000 roku trąbka Pelta pojawiła się także na albumie "African Lake" Jarka Śmietany.

Dziś pomówimy jednak o jego najnowszym wydawnictwie, "Jeremy Pelt The Artist", jakie ukazało się 08.03.2019 nakładem prestiżowej wytwórni HighNote.
W nagraniach udział wzięli: Jeremy Pelt - trąbka, efekty; Victor Gould - fortepian, Fender Rhodes; Vincente Archer - kontrabas; Allan Mednard - perkusja; Ismel Wignall - instrumenty perkusyjne; Chien Chien Lu - wibrafon, marimba; Alex Wintz - gitara oraz Frank Locrasto - Fender Rhodes, efekty.



Płyta składa się z dwóch części: pierwszą z nich jest 5-cio częściowa suita, druga - to cztery kompozycje Pelta, które jednocześnie można uznać za dopełnienie suity, jak i za oddech wolności nieskrępowanej już ciężkim, przytłaczającym bagażem emocji, jakie ona niosła.

Spis utworów: 1-5: "The Rodin Suite" ["L'Appel Aux Armes"/ "Dignity And Despair (Burghers of Calais)"/ "I Sol Tace (Gates of Hell)"/ "Camille Claudel (L'Eternel Printemps)"/ "Epilogue"], 6: "Ceramic", 7: "Feito", 8: "Watercolors", 9: "As Of Now".

Choć tytuł płyty mógłby sugerować jakieś podsumowanie czy nawet kompilację utworów trębacza, - mamy tu do czynienia z pięknym, doniosłym projektem, napisanym specjalnie na potrzeby tego albumu. Potężną dawkę mocy otrzymujemy w pierwszej części, jaką stanowi przepiękna, pełna emocji, potęgi i żaru  pięcioczęściowa suita. Powstała ona w wyniku inspiracji autora paryskim muzeum francuskiego rzeźbiarza, Augusta Rodina (1840 - 1917). Tak, jak Rodin w swych rzeźbach łączył elementy symbolizmu i impresjonizmu, tak Jeremy Pelt potrafi przedstawić niebywałe treści zarówno pięknie prowadzoną linią melodyczną trąbki, jak i fantazyjnymi dźwiękowymi impresjami, co w dużej mierze osiąga na omawianym albumie dzięki zabiegom Chien Chien Lu oraz Ismela Wignalla.
Rozpoczęta potęgą piana Rhodes i wprowadzającą cudowny niepokój sekcją rytmiczną, pierwsza część suity odrywa nas nagle od świata rzeczywistego, nakazując porzucenie wszystkiego, co zajmowało nas do tej pory. Jest w niej jakaś doniosłość, potęga i siła, choć w niesamowity sposób  niespotykanej delikatności i kolorytu dodaje jej wibrafon. Jednakże, nawet właściwa mu subtelność i silnie nasycona kolorystyka dźwięku nie jest w stanie stłumić wagi sprawy, o jakiej traktuje suita.  Trąbka w zdecydowany sposób wyłania się pewnym krokiem przed szereg instrumentalistów, snując opowieść i w jednej chwili przejmując pałeczkę lidera. Podniosłą, pełną tragizmu i jednocześnie wspaniałej harmonii częścią drugą, przechodzimy do "Bram Piekieł", które bezwstydnie kuszą odbiorcę soczystością dźwięków, rozległą paletą barw skrytych w efektach stosowanych przez Pelta i obezwładniającymi czarami instrumentów perkusyjnych. Bajeczny, lecz zatrważający utwór, od którego nie sposób się oderwać! Przedostatnią część suity Pelt dedykuje ukochanej Rodina, Camille Claudel, wkładając w niego niemal przeźroczystą lekkość, która - mimo nieustająco podniosłego nastroju - magią perkusjonaliów przechodzi w baśniowe klimaty. Cudne i wyrafinowane piękno subtelności! Suitę kończy impresja Pelta na temat Rodina, jego prac i tego, jak odnalazłby się, jak tworzyłby w dzisiejszych czasach. Mamy znakomite, otwierające utwór solo na kontrabasie (Vincente Archer), solidną sekcję rytmiczną, wspieraną majestatycznym pianem, tańczący barwnie wibrafon i - nad wszystko - świetną trąbkę samego Jeremy'ego, która  z nostalgicznym posmakiem prowadzi ku zakończeniu tę przepiękną suitę.

W drugiej części muzycy uwalniają się z należnej suicie powagi i pewnej stateczności. Już w "Ceramic" słyszymy wyraźne rozluźnienie, przebijające się przez niesioną gatunkową kruchość i nietuzinkowość. Prawdziwy szał następuje jednak w kolejnym utworze, w którym wyraźnie daje się wyczuć - wśród wszystkich muzyków - całkowity już relaks, lekkość i swobodę brzmienia w pełnym radości życia i radości grania jazzu głównego nurtu. Z kolei "Watercolors" znów niesie posmak soczystego lata z pełną wysublimowanego smaku marimbą i cudowną trąbką! W dwóch ostatnich utworach warto też w szczególny sposób zwrócić uwagę na ciemny, wspaniały kontrabas o pięknej, ciemnej barwie. 
Płyta - jak najbardziej godna polecenia, co czynię z tego miejsca.

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz