sobota, 23 marca 2019

Staroniewicz Quintet: North Park, CK Zamek, Poznań, 22.03.2019. Relacja z koncertu

22 marca 2019 w Sali Wielkiej Centrum Kultury Zamek w Poznaniu odbył się długo przeze mnie wyczekiwany koncert kwintetu Wojciecha Staroniewicza, który przed kilkoma dniami wyruszył w trasę koncertową, promującą najnowszy album - "North Park". Koncert odbywał się w ramach dwuletniego już cyklu jazZamek (prowadzonego przez Panią Bożenę Szotę), dzięki któremu Poznań zyskał wspaniałe miejsce koncertowe, w którym muzyka podawana jest w naprawdę doskonałej scenerii, zarówno dźwiękowej, jak i wizualnej. 



Choć, mając na uwadze wcześniejsze dokonania autorskie Wojciecha Staroniewicza, legendarnego saksofonisty o niebywałym brzmieniu (i mojej ulubionej, właściwej sobie charakterystycznej "chrypce" w tenorze), na koncert czekałam z olbrzymią radością i niecierpliwością od kiedy tylko dowiedziałam się o nim, - po ukazaniu się albumu "North Park" oczekiwanie to stało się jednocześnie bardziej radosne i bardziej niecierpliwe! Wiele już słów pisałam o samym albumie (link do opisu - w okładce), wiele też padło słów o niesamowitym składzie. Jednakże to, co Panowie zaprezentowali na scenie, przeszło naprawdę wszelkie możliwe granice!


Tuż przed koncertem miałam ogromną przyjemność przeprowadzić wywiad z liderem składu, Wojciechem Staroniewiczem (o ukazaniu się wywiadu będę informowała na bieżąco). W tym samym czasie, w sali obok, Robert Ratajczak (LongPlay) przeprowadzał wywiad z wibrafonistą składu, Dominikiem Bukowskim, który 29.03.2019 pojawi się znów w Poznaniu, tym razem ze swoim własnym projektem - "Transatlantyk", wydanym pod patronatem LongPlay.

Koncert rozpoczął się punktualnie. Na scenie pojawił się kwintet w składzie: Wojciech Staroniewicz (saksofon tenorowy i sopranowy), Erik Johannessen (puzon), Dominik Bukowski (wibrafon), Paweł Urowski (kontrabas) i Przemysław Jarosz (perkusja). Ze spraw technicznych - warto wspomnieć o znakomitym nagłośnieniu i oświetleniu Sali Wielkiej, co dało niewyobrażalny komfort zarówno odbioru, jak i - podejrzewam - przekazu muzyki, która w nieskrępowany sposób mogła płynąć wprost do publiczności najpiękniejszym strumieniem.

Podczas koncertu pojawiły się wszystkie utwory najnowszego projektu, którego geneza została przedstawiona dokładnie, z dużą dawką fantastycznego, specyficznego i pełnego dystansu do siebie humoru lidera, który znakomicie wypadł także w roli konferansjera, w jednej chwili kupując sobie zgromadzoną bardzo licznie publiczność. Z albumem zdążyłam osłuchać się na pamięć, wnikając we wszelkie możliwe zakamarki, pchając się nieraz  nachalnie między jego nuty z własną chęcią poznania i rozgoszczenia się w jego przestrzeni. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że podczas licznych koncertów i wspólnego grania, jakie następowało już po nagraniu albumu, materiał - tak przecież świeży - zdążył cudownie ewoluować! Cudowne solówki, zapamiętane z albumu, podczas koncertu brzmiały zupełnie inaczej, co jednoznacznie wskazuje na niesamowitą więź, jaka wytworzyła się między muzykami, ogromne zrozumienie siebie nawzajem, wspólne emocje i ogromną dawkę zaufania wobec siebie. 

Utwory pojawiały się, co zrozumiałe, w zupełnie innej kolejności, niż na albumie. Było to znakomite posunięcie, gdyż po fragmentach, które - wzruszając niemiłosiernie i napędzając do oczu najprawdziwsze łzy szczęścia, nagle, dla rozluźnienia, pojawiały się bardziej żwawe, czy nawet rock'n'rollowe kawałki, wywołujące na twarzy niegasnący uśmiech. Koncert, mimo, iż pełen wyczuwalnej swobody ruchów, prowadzony był według fantastycznie przygotowanego scenariusza. Warto zaznaczyć, iż od wielu lat na poznańskich scenach nie mieliśmy szczęścia gościć Wojciecha Staroniewicza, jednak, mimo to, publiczność od pierwszych wręcz dźwięków ze sceny stała się całkowicie "jego". 

Utwory, znane mi z płyty "North Park", zostały przybliżone i dopowiedziane, tak - słowami, jak i dodatkową dźwiękową otoczką, która w naturalny sposób rozwinęła się podczas kolejnych koncertów. Poza świetnymi, genialnymi wręcz kompozycjami, stworzonymi przez kompozytora od dziesiątek lat wyraźnie obecnego na polskich i zagranicznych scenach jazzowych, sporo dodatkowej energii oraz kolorytu wniosła każda z wyjątkowo silnie zarysowanych osobowości kwintetu. Dalekie od przewidywalności solówki nierzadko były dopowiadane żywą reakcją innego muzyka (cudowną i wartą wspomnienia jest choćby jedna z solówek Pawła Urowskiego, kończona kroczącym kontrabasem, na co w odpowiedzi równie rytmicznym krokiem z cienia zaczął się nagle wynurzać lider, by po chwili, wraz z puzonistą, zapowiedzieć instrumentem powrót do głównej linii utworu). Koncert ten obfitował w niezliczoną ilość smaczków, zaskakiwała też rozpiętość stylistyczna (podczas występu na żywo jakby mocniej jeszcze akcentowana, niż na nagraniach), co dawało poczucie muzycznego spełnienia na każdej płaszczyźnie.


Ogrom zaangażowania muzyków wyraźnie dowodził, że - mimo ciężkiej pracy i niesłychanego wysiłku, jaki włożyli w przygotowanie projektu oraz podczas koncertu - prawie dwugodzinny (!) koncert, pełen energii, mocy i ... magii, także im sprawiał niebywałą przyjemność. 

Jak już wspomniałam, z koncertami, na które czeka się tak bardzo i od tak dawna bywa niekiedy, że nie podołają ładunkowi emocji, z jakim się na nie wybiera... Wczorajszy jednak był prawdziwym nieziemskim uderzeniem pozytywnej energii, magii dźwięków...

Dużo by mówić... jednak żadne słowa opisać nie mogą tego, co zdarzyło się wczoraj. I tak niech zostanie. Szczęśliwie, Panowie nie przestają grać, a po marcowej trasie koncertowej, która, niestety, powoli dobiega już końca - wracają na sceny w kwietniu oraz maju! Z jeszcze więc większą niecierpliwością zamierzam sprawdzać pojawiające się na ich mapie miasta, z nadzieją, że znów zawitają choćby w okolice Poznania...

Póki co - pozostały cudowne wspomnienia i płyta. Kto jeszcze nie ma - zdecydowanie warto zakupić, choćby na stronie wydawnictwa, Allegro Records /link/.
Koncert odbył się pod patronatem LongPlay.

Na zakończenie - kilka pamiątkowych zdjęć:

Sekcja dęta po koncercie - czyli pora składania autografów na płytach

          
Od lewej: z Erikiem Johannessenem, Wojciechem Staroniewiczem i Przemysławem Jaroszem





Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz