Kiedy w niedzielne popołudnie kobiecą głowę zaczyna nurtować powoli myśl, co dzisiaj przygotować i włożyć na talerz, u mnie - Niagarą - spływa gorąca potrzeba wrzucenia na talerz... Tie Break! Obiad może zaczekać, dusza - najważniejsza. Na gramofon wskakuje więc pierwszy album cudownie wolnej i prawdziwej grupy, zarejestrowany podczas koncertu w Filharmonii Częstochowskiej w styczniu 1988 roku przez Tadeusza Sudnika.
Wiele w języku polskim słów wielkich spowszedniało, jednak dla mnie właśnie tak wielka muzyka gigantów przypomina nieustannie o ich prawdziwości i przeogromnej sile wyrazu. Przypomina o tym, że może istnieć pragnienie palące od wewnątrz, jakie prawdziwie dobra, natchniona muzyka potrafi.... no właśnie, nie ugasić, a wzniecić do stanu tak niemożliwego do zniesienia ludzkim ciałem i duszą, że w pewnym momencie rozedrgane, rozgorączkowane ciało skrapla się w duszę, która - zaślepiona chęcią osiągnięcia spełnienia, pakuje się usilnie w wybrzmiewające dźwięki, wchodząc w najczystszą i najgorętszą interakcję, jaką może słuchacz osiągnąć z PRAWDZIWĄ muzyką! Nie znacie tego uczucia...? - Nic prostszego: wystarczy sięgnąć po arcydzieła Tie Break i oddać się im w pełnym skupieniu, świadomości i chęci współdzielenia świata, jaki dla nas tworzą w czasie rzeczywistym!
Tu chyba wypada kilka faktów podać, na dowód, że jakieś resztki świadomości i poczytalności we mnie pozostały, mimo silnych uniesień wywołanych płytą (bo nie do twarzy, mimo maseczek i przyłbic, byłoby mi w białym kaftanie, a gumowe ściany źle przenosiłyby dźwięki, od których oderwać się nie pozwolę nikomu). Tie Break - "Live" opublikowany został przez Polskie Nagrania w roku 1989, dokonując przełomu godnego czasów i doskonale wpisując się w historię wielkich zmian tego roku.
Grupa, choć skład jej nieprzerwanie był (i jest nadal) na najwyższym poziomie, na płycie "Live" wystąpiła w naprawdę cudownej odsłonie: Zbigniew "Uhuru" Brysiak - instrumenty perkusyjne/ Antoni Ziut Gralak - trąbka, wokal, harmonijka, instrumenty klawiszowe i perkusjonalia/ Janusz Yanina Iwański - gitara (elektryczna i akustyczna), wokal, klawisze/ Marcin Pospieszalski - gitara basowa/ Mateusz Pospieszalski - saksofon altowy i sopranowy, klarnet, wokal, instrumenty klawiszowe i perkusjonalia/ Andrzej Ryszka - perkusja.
Prawdziwy wulkan najgorętszej czerwieni, soczystych pomarańczy i jednocześnie - wybuch najprawdziwszej, nieskrępowanej ludzkim ciałem natury w muzykach drzemiącej - doskonale oddaje fragment obrazu olejnego Jarka Kobyłkiewicza, stanowiący okładkę albumu LP:
Pora na zawartość: Strona A - "Pieśń Pierwsza"/ "Sztywna Ręka"/ "Yoaczeke"; Strona B - "Zwariowany Facet"/ "Zamulony"/ "Krótka Historia"/ "Hung".
Nie mogę odżałować, że (mimo, iż miałam wówczas jedynie niespełna 5 lat), jakimś cudem nie mogłam znaleźć się na tym koncercie i poczuć na żywo tego, czego ślady po tak długim czasie potrafią wykopać człowieka z zatwardziałej, brudnej, ciężkiej ziemskiej skorupy! Jest tu tak wielka energia, tak przeogromna, cudownie nieprzyzwoita wręcz wolność, że mam absolutną pewność, że - gdybym tylko mogła wówczas usłyszeć to na żywo, wyrzuciłoby mnie w kosmos, gdzieś poza ziemskie orbity, na których po dziś dzień bym oblatywała Ziemię, nie mogąc pozbyć się nabytej energii.
Muzycy dają z siebie absolutnie wszystko - nieskrępowani granicami ludzkich możliwości, nie mieszczący się w ciałach, które nieudolnie próbują pewnie powlec niepokorną duszę. Przenikające się instrumenty, tak doskonale, co do jednej nutki, bezbłędnie tworzące najcudowniejszą dźwiękową przestrzeń, budują rzeczywistość zupełnie na żywo, dając ujście wielkiemu duchowi wspólnoty, jaką Panowie tworzą. Opętany pięknem prosty umysł odbiorcy nie może nawet rozróżnić, co mocniej go pali - czy wżerające się cudnymi strumykami, płonące namiętnością dźwięki instrumentów dętych, czy też nieustannie przyspieszające oddech, jak i serca bicie, wznoszące kłęby cudnie gorącego tlenu perkusjonalia i bębny, podburzane basem... I nagle, tkwiącego w tej wielkiej zadumie odbiorcę trafia strzała z napiętej struny gitary... I pada, ustrzelony, w rozkosznej przestrzeni pomiędzy świadomością a własnym marzeniem.
To właśnie magia dźwięków, absolutne czary i kocioł najgorętszych, silnych eliksirów, który Panowie tworzą sobie ot tak, bez pośpiechu. Wiedzą bowiem, że każdy z nas już im oddał siebie, bez kompromisów, bezkreśnie, z absolutną pasją, łaknąc kolejnych dźwięków i doznań dla duszy.
Na tym polu Tie Break niezmiennie, od lat wielu, wciąż jest niezastąpiony - są wielcy - i o tym doskonale wiedzą, potrafią odbiorcę rzucić na kolana - i czynią to bezwstydnie i bez zahamowań. Jednym dźwiękiem potrafią rozpalić pragnienie, w duszy niepokój wzbudzić i pomieszać zmysły. Ukojenia - nie dadzą, bo to nie ich bajka - Tie Break nie jest dla beatlesowskich "ludzi na biegunach", ale dla tych, co chcą się wystrzelić w kosmos, pozbyć ludzkiej szaty i najgorętszą rakietą zwiedzać przestrzenie niedostępne dla tkwiących z nogami na ziemi. Tie Break - to jest życie, w dodatku na tym najwyższym, palącym poziomie. Potęga, piękno, ogień, palący duszę i ... ciało. A jedno wysłuchanie, jedno współistnienie z muzyką z tak wysokiej półki - przestrzec muszę, szczerze - to pakt krwią podpisany, dusza oddana na zawsze, bez (za co dziękuję wielce!) możliwości odwrotu!
Marta Ratajczak
Refleksje na temat innych Tie Breakowych cudów na Babskim Uchu:
O innych płytach związanych z muzykami grupy Tie Break:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz