środa, 22 października 2014

Stan Getz/ Eddie Sauter: Focus (Verve, 1961)





Są albumy, o których można rozpisywać się bez końca, wychwalając ich doskonałość, nie znajdując słów zachwytu. Istnieją i takie, przy których jednak człowiek staje, niemy, porażony dotykiem siły spoza tego świata, dotknięty niezwykłym blaskiem, niesłychanym pięknem, zastanawiając się, jak to możliwe, że takiego cudu mógł dokonać - nie do końca może zwykły - ale jednak, człowiek? Takim albumem bez dwóch zdań jest właśnie "Focus" Stana Getza. Najlepsza płyta, jaka kiedykolwiek dotychczas gościła w moim odtwarzaczu, zdecydowanie.

"Focus" nie jest po prostu albumem muzycznym sensu stricto. "Focus" to dar niesamowity ukrytych gdzieś niebios, które - spokorniałe i zasmucone jakże przyziemnym, często szarym światem, postanowiły nagle obdarzyć ten świat magicznym pyłem, sprawiając, że zaczynające nagle migotać srebrzystymi gwiazdkami serce potrafi przekonać poszarzałe codziennością oczy, aby podjęły się wysiłku rozsunięcia niezwykle ciężkich kotar powiek i rozpoczęły nowy dzień, rodem z najpiękniejszej bajki.

Kim był Stan Getz - nikomu przedstawiać nie trzeba. Kolejna wielka postać, z powodu której narasta żal przeogromny, że nie urodziłam się tych kilkanaście, czy kilkadziesiąt nawet lat wcześniej. Ten oto niezwykły saksofonista tenorowy w roku 1961 nagrał dla wytwórni Verve tę owianą magią i tajemniczością płytę. Album nagrano w składzie: Stan Getz - saksofon tenorowy, Alan Martin, Gerald Tarack, Norman Carr - skrzypce, Jacob Glick - altówka, Bruce Rogers - wiolonczela, John Neves - kontrabas, Roy Haynes - perkusja, Hershy Kay - dyrygent. Kompozytorem i aranżerem jest kolejna Wielka Postać - Eddie Sauter, widoczny wraz ze Stanem Getzem na zamieszczonym powyżej skanie, zaczerpniętym z dołączonej do płyty książeczki.

--------------------------------------------------------------------------

Spis utworów: "I'm Late, I'm Late", "Her", "Pan", "I Remember When", "Night Rider", "Once Upon A Time", "A Summer Afternoon". Na płycie umieszczono również skrócone wersje (single)  utworów "I'm Late, I'm Late" oraz wspaniałego "I Remember When".

--------------------------------------------------------------------------

"A kiedy mgła rozproszy się całkowicie, uczucie owo zmienia się w oszołomienie i niedowierzanie, że ludzie mieli dość odwagi, aby wymyślić ten epicki poemat potęgi techniki i że starczyło im umiejętności, by swe plany urzeczywistnić" - to jeden z moich ulubionych cytatów z powieści Alistaira Macleana ("Złote Wrota", w przekładzie Jerzego Żebrowskiego), jakże trafnie odnoszący się do uczuć, jakie wzbudza we mnie tenże album ... !

Bajeczna podróż po krainie magii rozpoczyna się soczystym, pełnym emocji utworem "I'm Late, I'm Late" o szybkim, gorącym tempie. Niesamowicie rozgrzane smyczki budują gorączkowy klimat, w którym rozgrywa się cudna opowieść saksofonu Stana Getza. Utwór ten, to bajeczny teatr cieni oplatających głównego bohatera uwikłanego w niesłychanie fascynujące, baśniowe przygody. Gdy cichną smyczki, wokół saksofonu tenorowego zaciemnia się groźne niebo, zbliżając się do niego wielkimi, ciężkimi krokami rozgorączkowanej perkusji. Prawdziwy poemat! Cudowny, wzruszający niezwykle "Her" czaruje za to magią kontrastów między ciepłym brzmieniem saksofonu, jakiego żaden śmiertelnik nie potrafiłby sobie nawet wyśnić, a niosącą orzeźwiające ukojenie orkiestrą. Baśń toczy się dalej, wciągając odbiorcę do swojej krainy, otulając niebywałym ciepłem i obdarowując największymi skarbami świata. Stojąc z pokorą ogromną w świecie marzeń, zerkamy ukradkiem na rozciągające się przed zaszklonymi oczyma naszej duszy niesłychane tajemnice najskrytszych parkowych alei, rozkwitających na naszych oczach najbardziej kruchą delikatnością piękna, dotykającą nas ulotnie skrzydłem małego, przeźroczysto - białego motyla. Tu nie ma już miejsca dla rzeczywistości, niesieni marzeniem wzlatujemy wraz z nim ponad magiczne bramy nieziemskich ogrodów, kwitnących jesiennym złotem. Złotem, które w pożegnalnym tańcu prowadzi przepięknie w rytm utworu "Pan" odchodzące już w niepamięć pachnące bujną zielenią i słoneczną jasnością lato. Po tym utworze następuje rzecz niesłychana, wprost nie do opisania... "I Remember When", to najdoskonalsze z marzeń, jakiego nie da się wyśnić na jawie, to nieopisane piękno tajemnic, których nikt nigdy nie odkryje do końca, podróżując nieustannie po najcudniejszych parkach własnej wyobraźni. Nieprawdopodobnie piękne smyczki rozchylają zwolna kurtynę zielonych, parkowych drzew i krzewów, odsłaniając mieniącą się najróżniejszymi odcieniami srebra wybrukowaną alejkę. Ileż tu piękna ukrytego pośród zapomnianej roślinności, ile tajemnic, ile przestrzeni... To kraina, do której pragnie się wniknąć i nigdy, przenigdy już jej nie opuścić... Czarodziejski saksofon Stana Getza prowadzi zauroczonego słuchacza wybrukowaną parkową aleją wprost do hipnotyzującego prześwitu wysoko ponad drzewami, kusząc niezwykle poruszoną duszę możliwością schronienia się w nim na zawsze... Cudna opowieść, pełna wzruszeń i nieopisanie doskonałej muzyki płynącej wprost z niebios, docierającej wprost do serca i duszy. Tak cudowna i tak niezwykle bliska i intymna, że najpiękniejsze jej aspekty rozkwitające niewyobrażalnym pięknem przed oczyma mojej duszy, zostawię dla siebie samej, schowane głęboko, w zamykanym na kłódkę kuferku marzeń, jakie mają się nigdy nie spełnić.  

Ogromną potęgą mistrzowskiego saksofonu Getza maszerującego dumnie wśród rzucających pod jego nogi najpiękniejsze kwiecie smyczków przechodzimy w doniosły klimat pełnego mocy utworu "Night Rider", z cudnie wyeksponowanym saksofonem, przepełnionym niezwykłą wręcz siłą i pewnością siebie. Inaczej rzecz ma się w następującej tuż po nim kompozycji "Once Upon A Time", z bajecznym, pełnym melancholii tenorem Getza, otaczanym przez budzącą nastrój grozy i oczekiwania orkiestrą smyczkową. Cudowny saksofon daje jednak słuchaczowi niegasnące poczucie bezpieczeństwa, otulając go łagodnie swoim wspaniale ciepłym, subtelnie delikatnym jednak płaszczem, dającym ciepło, lecz nie przygniatającym swoim ciężarem. Cudowne smyczki, pokonane pięknem nieziemskiego saksofonu, kłaniają się nagle soliście, składając skrzydła, dążąc do następującej w kulminacyjnym punkcie utworu wspólnej z nim pieśni; pieśni miłości i wszystkich najgłębszych, najpiękniejszych uczuć. Ostatnim z pełnych utworów na płycie jest fantastycznie leniwy, ospały, relaksujący "A Summer Afternoon". Co za nieprawdopodobne piękno, fantastycznie łagodne, ciepłe odprowadzenie słuchacza pod bramy swych marzeń, z pozostawieniem mu w dłoni migoczących w blasku księżyca gwiazdek... Tak, by mógł sam zadecydować, czy zechce wrócić z tego świata do rzeczywistości, czy postanowi jednak skryć się na stałe w bajecznym parku, znajdując stworzoną właśnie dla siebie ławeczkę... Na zakończenie, na płycie znajdują się również skrócone wersje utworów "I'm Late, I'm Late" oraz cudnego "I Remember When".

Album to niebywały, rodzący uczucie ogromnej pokory, podziwu i zachwytu. Świętość prawdziwa, której strach dotknąć, czując pod wilgotniejącymi oczyma narastający szacunek i niedowierzanie. Z tego też względu wpisu powyższego nie należy traktować jako opisu płyty. Jest to jedynie pobieżny opis małego fragmentu świata, jaki otworzył przede mną ten doskonały niezwykle album. Mojego własnego świata, do którego dostęp ułatwił mi pewien dołączony do płyty magiczny talizman udowadniając, że świat, który widzimy naszymi wąsko rozchylonymi oczyma stanowi jedynie niewielki kawałek tego, co dzieje się dookoła.

Życząc czytelnikom, aby ich własna wrażliwość także pozwoliła oczom ich duszy na szersze spojrzenie na świat - choćby za sprawą tego właśnie naprawdę doskonałego albumu - polecam go bardzo gorąco. Tym jednak jedynie, którzy będą potrafili spojrzeć na niego z pokorą i należnym mu szacunkiem.

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz