sobota, 15 listopada 2014

Lee Konitz: The Real (Atlantic, 1957)




W ostatnich miesiącach 2013 roku japoński Warner Music wypuścił na rynek wspaniałe wznowienia albumów wytwórni Atlantic, czyniąc to pod hasłem Jazz Best Collection 1000. Są to europejskie tłoczenia zremasterowanych 24 - bitowo w Japonii klasycznych, rzadkich albumów jazzowych, opatrzonych pięknym, japońskim obi. Pierwszym z albumów serii, w jaki postanowiłam się zaopatrzyć jest monofoniczna replika LP "The Real" Lee Konitza (Atlantic, 1957), zawierająca osiem tytułów, nagranych w składzie: Lee Konitz - saksofon altowy, Billy Bauer - gitara, Peter Ind - kontrabas, Dick Scott - perkusja oraz gościnnie, w utworach "Pennies in Mirror" oraz "Sweet and Lovely": Don Ferrara - trąbka.

---------------------------------------------------------------------------------

Spis utworów:

"Straightaway" (Lee Konitz),
"Foolin' Myself" (Andy Razaf & Thomas Waller),
"You Go to My Head" (J. Fred Coots & Haven Gillespie),
"My Melancholy Baby" (Ernie Burnett, George Norton & Maybelle Watson Bregmann) ,
"Pennies in Mirror" (Lee Konitz),
"Sweet and Lovely" (Gus Arnbeim, Harry Tobias & Jules Lemare),
"Easy Livin'" (Ralph Rainger & Leo Robin),
"Midway" (Lee Konitz).

---------------------------------------------------------------------------------

W związku ze zbliżającą się IX edycją Made in Chicago, podczas której wystąpi 87-letni już Lee Konitz z programem kultowej płyty Milesa Davisa: "Birth of the Cool", w której nagraniu brał udział należąc wówczas do nonetu Davisa, ostatni mój wpis dotyczył albumu "The Complete Birth of the Cool". Czytamy tam o narodzinach nowego gatunku jazzu, zupełnie nowej stylistyki, w której pozostał również saksofonista, nagrywając dla wytwórni Atlantic opisywaną dziś płytę: "The Real".

Zadziornym, rozhulanym od pierwszych chwil saksofonem przy kipiącej wręcz entuzjazmem perkusji i gorącym walking basie Pan Lee otwiera płytę swoją autorską kompozycją zatytułowaną "Straightaway". Piękne, zwodnicze linie saksofonu altowego przeplatane są subtelnymi gitarowymi dźwiękami służącymi do podkolorowania rozpędzonego pociągu Konitzowych nut. Po wyciszeniu pierwszego utworu, mocnym, pewnym krokiem wkracza na scenę Peter Ind, ze swoim cudnym kontrabasowym intro. Kontrabas ten prowadzony jest następnie poprzez saksofon lidera oraz budującą przestrzeń perkusję do wspaniale ciepłego solo. Solo okraszonego subtelnymi, klubowymi dźwiękami dochodzącymi ze stolików, przy których zasłuchana i zadumana publiczność siedzi pewnie do dziś, zapisana na zawsze w czarno - białym świecie, w którym nieustannie, ponad czasem i wbrew jego upływowi, wybrzmiewają te nieśmiertelne dźwięki. Tak płynie "Foolin' Myself", przygotowując nas na zmysłową, tęskną balladę "You Go to My Head", śpiewaną prześlicznym altem saksofonu Konitza. Tu można również wreszcie w pełni rozkochać się w wyraźnej, pięknej gitarze Billy'ego Bauera, malującej nieopisanie wspaniałe, wyśnione pejzaże dźwiękowe, po których Konitz pływa, niezauważalnie łącząc przenikające się światy nut z tym otwierającym się szeroką bramą na płynące wprost z serca improwizacje. Pierwszą stronę oryginalnego longplay'a zamyka utwór "My Melancholy Baby", kąpiąc się na powrót w stylistyce "happy jazzu", rozdmuchując wszelkie chmury szalejącą przepięknie, baśniową perkusją Dicka'a Scotta. Dwie pierwsze kompozycje drugiej strony płyty długogrającej zarejestrowano, jak wcześniej wspomniałam, z udziałem trębacza - Dona Ferrary.  Pierwszą z nich jest rozbudowany, najdłuższy na albumie utwór autorski Lee Konitza - wspaniały , wielowątkowy "Pennies in Mirror", drugą natomiast stanowi miniaturka zatytułowana "Sweet and Lovely". Obie zyskały dzięki trąbce dodatkowego, złocistego blasku, kierując uwagę słuchacza na pełne liryzmu dialogi pomiędzy sekcją dętą, jak i na ich nieopisanie piękne solówki. W trakcie  "Pennies in Mirror" wielki snop światła pada również na fantastycznego kontrabasistę "starej daty", częstującego słuchaczy iście genialną solówką, pełną solidnych, ciężkich, ciepłych basów, składających się w całości na cudowną linię melodyczną, wspieraną z ogromną subtelnością poprzez gitarę Bauera. Popis ten kończy unisonowy okrzyk sekcji dętej, rozbiegającej się natychmiast w odmiennych kierunkach, przekomarzającej się, lecz niezmiennie odczuwającej ogromną siłę przyciągania, której na koniec jednak się poddają, zagrzewając "do walki" rozochoconą perkusję, która eksploduje na koniec utworu pełnią nagromadzonej energii. Po króciuteńkim "Sweet and Lovely" żegnamy się z trąbką Ferrary, wracając do podstawowego składu muzyków w  przepięknej balladzie snutej przejmującym saksofonem altowym pośród kojących, zmysłowych dźwięków gitary Bauera: "Easy Livin'". Na zakończenie otrzymujemy natomiast kolejną autorską kompozycję Konitza, zatytułowaną "Midway": pełną wigoru, energii i szału, owijającą całość materiału przepiękną, wspólną kolorową wstęgą, wieńcząc album wspaniałą dźwiękową kokardą.

Jedyne, co nie do końca podoba mi się na opisywanym albumie, to nienaturalnie wyciszanie utworów, do czego można jednak w miarę przywyknąć, a może raczej przymknąć na to oko, ciesząc się fantastycznymi dźwiękami, wspaniale zrealizowanymi, jakimi raczą nas Wielcy minionej, niestety, epoki.

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz