czwartek, 10 października 2013

Jacek Korohoda - "Window to the Backyard" (Gowi, 2010)





Z Piękną Muzyką jest jak z dobrym winem... Można słuchać i słuchać, i - w zależności od nastroju - pogrążać się w niej coraz bardziej i bardziej, przylegając do niej całym sercem i duszą...

Słucham płyty "Window to the Backyard" po raz kolejny... Jest to płyta, do której kupna przekonał mnie utwór numer 9 - "Waiting for the Rainbow". Prawdę mówiąc, był to jedyny utwór z tej płyty, jaki znałam, jednak tak całkowicie zapadł mi w serce, uzależniając mnie od siebie tak bardzo, że "w ciemno", choć po długiej i wnikliwej rozmowie z Robertem Ratajczakiem, postanowiłam ją kupić. I wiem jedno - był to jeden z najlepszych wyborów w moim życiu!

Pierwszy utwór, "Window to the Backyard", jest swoistym wprowadzeniem, zaproszeniem słuchacza do zaufania i otwarcia swojej duszy... "Take your hat and go"! Taki lekki, budzący zaufanie i ciekawość, co będzie dalej... idealny na wprowadzenie do płyty. Po nim pojawia się "Over the Sixties"... Zaczyna się niepozornie, błądzi koło tej uchylonej już furtki do duszy słuchacza, coraz bliżej i bliżej, aż wreszcie trafia prosto w serce. A, jak wiadomo, wszystko, co trafia prosto w serce, raduje, wznosi ponad chmury, a potem zostawia pewien niepokój i chęć zdobywania więcej i więcej, pojawia się zagubienie... "Any choice I take can blind me"... Piękny, wyciszający, wzruszający, skłaniający do refleksji nad własnym życiem... Odpowiedź i ukojenie przynosi kolejny, bardzo pozytywny utwór - "Looking Around". Tu mamy prostą odpowiedź, jak żyć - "Undercover mind Is leading you to find Don't, don't, don't be blind"... Jest tak kojąca, jak bliski przyjaciel, jakby siadł teraz koło mnie, przytulił I pocieszył... Cudowna Muzyka, piękny dobór słów - w każdym utworze, zresztą! "Fascinations part II" jest tym właśnie przyjacielem, który już właśnie pocieszył, poprzytulał, siedzi teraz obok i pokazuje piękno całego świata. Daje spokój, wycisza emocje, odrzuca wszystko, co złe. Ten piękny nastrój rozprzestrzenia się, a nawet wytryskuje z niesamowitą siłą w "Markecie". Taki lekki, swobodny taniec radości, wszystkie smutki zostały rozwiane, świat znów jest piękny! "PJB 2010" znów wycisza, lecz w lekkim tonie. Można ochłonąć z emocji, przestać tańczyć, ale uśmiech wciąż z twarzy nie schodzi, słońce świeci, ptaki śpiewają i życie jest piękne, warte swojej nieraz bardzo wysokiej ceny.

Zaczyna się "Ballad IX"... i serce znowu zaczyna drżeć... niby już wszystko było dobrze, życie piękne, nie trzeba było myśleć o pewnych rzeczach, wystarczyło cieszyć się małymi szczęściami, ale jednak coś tu zaczyna korcić, że może warto spróbować sięgnąć po coś więcej... wtedy pojawia się "Sad L.A."..."Which way can one go Does anyone rightfully know?" Tak. Zdecydowanie trzeba obudzić w sobie skrzydła i pofrunąć dalej, wyżej, sięgnąć po więcej... Nawet, jeśli ryzyko jest wielkie. Łzy same zaczynają napływać do oczu, zaczyna się "Waiting for the Rainbow"... Ten utwór jest dla mnie ogromną niewiadomą, od kilku dni słucham go na okrągło, znam na pamięć każdą kolejną nutkę, a moje odczucia za każdym razem są tak odmienne... Kiedy jest mi smutno, przy tym utworze nie mogę opanować łez smutku; gdy jestem szczęśliwa - i tak pojawiają się łzy, ale radości. Dzisiejszy dzień nie był dla mnie zbyt łaskawy, może dlatego właśnie tak a nie inaczej odebrałam tą płytę, tak czy inaczej, płyta jest niezwykle poruszająca, otwierająca duszę, serce, umysł i nakazująca wstanie, pozbieranie się i ŻYCIE, takie prawdziwe życie, a nie wegetację. Żadna z dotychczasowych płyt przeze mnie słuchanych nie dostarczyła mi tylu emocji, wrażeń i wskazówek, nie poruszyła tak mojego serca i nie wydusiła tylu łez. A już na pewno "Waiting for the Rainbow" jest najlepszym utworem, jaki w życiu słyszałam! Słuchając go, aż ma się ochotę zrobić wszystko, żebym TO JA była tym, kto za oknem dotknął tej tęczy, a nie tylko przyglądała się ze strachem zza firanki, jak robią to inni...

Doskonałe utwory, ułożone w takiej kolejności, jakby miały opowiadać całe moje życie, a zwłaszcza dzisiejszy dzień... Na mój prywatny użytek, nazywam tą płytę oknem do mojej duszy... i lekarstwem na całe zło dookoła. Cokolwiek by się złego działo, nie chcę już tylko widzieć wiejącego wiatru... chcę dotknąć tęczy!

Marta Ratajczak, kwiecień 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz