piątek, 11 października 2013

Wacław Zimpel: The Light



Płyta „The Light”, poza wspaniałą Muzyką, jaką w sobie nosi, jest również bardzo ciekawa jako przedmiot. W dobie zasypywania słuchacza przez niektóre wytwórnie całkowicie przypadkowymi okładkami, które kojarzą się bardziej z wytwórnią niż z Artystą, którego chcę zabrać do domu, okładkę płyty „The Light” projektował, a raczej namalował sam Waclaw Zimpel. Obraz nosi tytuł „Saturn”. Saturn, czyli olbrzymia, chłodna planeta, otoczona dziewięcioma pierścieniami (czy stąd płyta zawiera 9 utworów?), jasna jak żadna inna planeta Układu Słonecznego. Pierścienie Saturna składają się z cząsteczek lodu i pyłu kosmicznego. Pozwólmy zatem otoczyć się tym chłodem w letni, upalny dzień, wyciągając ręce po pył kosmiczny z tej niesamowicie jasnej, pozytywnej płyty grupy The Light. 
 Płytę otwiera „Intro” z ciężko brzmiącym kontrabasem. Niesamowicie musi się słuchać koncertowej wersji na dużej sali. Utwór jakby zbierał słuchaczy w jednym miejscu, zamykał drzwi, opuszczał ciężkie kotary i rozpoczynał pewien rytuał, wprowadzajac w trans. Ciemność w pomieszczeniu pozwala na wydobycie wewnętrznego światła i piękna za sprawą dołączającego do kontrabasu w drugim utworze („Mama z Katmandu”) klarnetu i perkusji. Rodzi się coś niesamowicie pięknego, co aż chciałoby się wspólnie, w tym transie, otoczyć troską i opieką. Nieprzypadkowo utwór odwołuje się do Doliny Katmandu, gdzie znajduje się aż siedem obiektów z listy światowego dziedzictwa UNESCO. Jak w przypadku dotychczas przeze mnie wysłuchiwanych kompozycji Wacława, tak i w tym wypadku, z pierwszymi dźwiękami klarnetu nabieram do niego stuprocentowego zaufania jako do przewodnika, który zaprowadzi mnie do cudownego świata dźwięków bezpieczną drogą, z której są najpiękniejsze widoki.
 Kompozycja „The Light” Wojtka Traczyka zaczyna się znów ciężko, jakbyśmy w wędrówce narafili na ciemną, chłodną noc, rozświetloną delikatnie gwiazdami za sprawą perkusji. Około drugiej minuty utworu klarnet rozprasza chmury, wstaje nowy dzień, pełen nowych możliwości. Podejmujemy dalszą wędrówkę, w jasnym, pogodnym, lecz chłodnym słońcu, by upał nie odebrał nam sił. Nostalgia, smutek, zmęczenie wędrówką pojawia się w 6:30 minucie za sprawą klarnetu. Smutek tak bardzo zagnieżdża się w sercu, że zaczyna ono szybciej, nerwowo bić, czekając z niepokojem co będzie dalej. A dalej – dla odmiany – wesoły, radosny utwór „Straight Up And Down” - kolejne wyprowadzenie duszy słuchacza z samego dna smutku na radość tak wielką, że aż ciężko uwierzyć, by Muzyka potrafiła tak szybko zmieniać czyjeś wnętrze na tak olbrzymią skalę! Piękne, radosne partie na klarnecie, jasność, błogość, jakby cel wędrówki został właśnie osiągnięty.
„Drugie zabicie psa”, czyli druga (po „Mama z Katmandu”) na tym krążku kompozycja Wacława, mimo pozornie radosnego początku, niesie jakiś głęboko ukryty niepokój, smutek, żal, oczekiwanie na coś, czego boimy się, lecz jest nieuchronne. Podobnie jak węże przywołuje się do tańca trafiającą do nich Muzyką, tak ja mam wrażenie, że klarnet w tym utworze przywołuje do siebie wszystkie moje smutki i żale (niemal fizycznie czuję, jak wychodzą tłumnie z zakamarków mojego „ja”), a one ruszają za nim, zaczarowane, opuszczając i oczyszczając moją duszę. Pod koniec piątej minuty, gdy jestem już w pełni oczyszczona, utwór „pompuje” we mnie mnóstwo pozytywnej energii i dobrych myśli, a następnie wycisza i uspokaja, kołysząc do snu. W moim odczuciu jest to najważniejszy utwór na całej płycie, podczas którego dochodzi do całkowitej przemiany i oczyszczenia.
„Recall” to trzecia i, niestety, ostatnia kompozycja Wacława Zimpla na tej płycie. Sugerując się tytułem, zamykam znów oczy i daję się porwać pięknej Muzyce do świata wspomnień. W Muzyce Zimpla nie ma zła, są same Dobre dźwięki i obrazy. Utwór ten przywołuje niewyraźny, lecz niezwykle jasny i ciepły świat dziecięcych lat, taka błogość z lekką nutką tęsknoty..? Delikatnie, bezpiecznie, powoli wyciąga nas z tej krainy kolejny utwór - „Lonely Woman”, przepięknie zagrany przez Trio The Light. Za tym klarnetem poszłabym wszędzie!
 Wchodzimy na ósmy pierścień Saturna kompozycją Wojtka Traczyka „J20, 19-23”. Fragmentem biblijnym, w którym Apostołowie otrzymują moc odpuszczenia grzechów. Łagodne, ale potęgujące napięcie wprowadzenie do utworu powoduje nastawienie się słuchacza na przyjęcie Czegoś Ważnego. Do drugiej minuty całość prowadzi kontrabas, po czym na prowadzenie wysuwa się klarnet, rozsuwając kotary i wpuszczając do wnętrz wielkie, piękne światło. Radość i jasność szybko jednak zostaje przyćmiona. Kolejna solówka kontrabasu znów potęguje uczucie napięcia i trwogi, by ponownie rozjaśnić mrok, najpierw delikatnie, talerzami perkusji, by później dać się porwać i wyprowadzić z utworu klarnetowi. 
„Where Did You Sleep Last Night (My Girl)” - Nirvana? Od chwili usłyszenia tego w wykonaniu The Light, zapomniałam o Nirvanie! W życiu nie słyszałam i pewnie już nie usłyszę lepszego wykonania tego uworu! Znów idę „trzymając się” klarnetu prowadzącego w krainę budowaną przez niezwykle pięknie brzmiącą perkusję (kojarzącą mi się w tym utworze z dźwiękami i sposobem gry na perkusji Klausa Kugela) i kontrabas. Co charakterystyczne dla mnie w Muzyce formacji, w których występuje Wacław Zimpel, to że prowadzi ona słuchacza przez naprawdę różne drogi, wyzwala najróżniejsze emocje z głębi duszy, ale zawsze, dokądkolwiek zabiera, otula bezpieczeństwem, jakby zataczała bezpieczne kręgi wokół słuchacza i prowadząc go pilnowała nieustannie, by poza nie nie wypadł. Jest to kolejna już wspaniała płyta z Muzyką Wacława Zimpla, którą mam ogromne szczęście posiadać i im bardziej się w nią zagłębiam, tym większą mam pewność, że jest to Artysta, za którym będę stale podążała.

Płyty „Afekty” grupy The Light słucha się zdecydowanie inaczej niż poznanych dotąd przeze mnie płyt Wacława Zimpla. Ale zacznijmy od początku. Podobnie jak w przypadku poprzedniej płyty The Light, tak i w „Afektach” ważna jest okładka oraz zawarte wewnątrz ilustracje, przedstawiające lalki teatralne z uwypuklonymi na twarzach i całych swoich sylwetkach emocjami. Już sam tytuł płyty (Afekty, czyli ekspresja emocji) sugeruje dokąd tym razem będzimy podażać w ezoterycznym świecie Muzyki zespołu Wacława Zimpla. No właśnie. Do tej pory, czyli słuchając Hery oraz ''Stone Fog'', nie ja chłonęłam te płyty, lecz czułam się wchłonięta do ich świata, przeżywając wszystko wraz z Artystami. Tym razem jest trochę inaczej (co wcale nie oznacza, że gorzej!). Tym razem Muzycy zapraszają słuchacza do uczestniczenia w teatrze, po drugiej stronie sceny, ale we wspólnej przestrzeni, którą dla nas wspaniale określają. Płyta przeplatana jest dłuższymi kompozycjami Wacława Zimpla i Wojtka Traczyka oraz krótszymi „miniaturkami” zespołu The Light i Roberta Rasza o nazwach pochodzących z języka literackiego dawnych Indii.
 Pierwszy utwór na płycie to „Freedom Cry”, czyli wołanie o wolność Wojtka Traczyka. Utwór zaczyna się od razu, w pierwszej sekundzie płyty, nie wprowadzając słuchacza powoli, ale od razu obnażając swoje emocje, niczym wspomiane lalki z okładki. Zamykam oczy i widzę setki rąk wystających między żelaznymi prętami ciężkiej bramy. Rąk pełnych bólu, cierpienia, zrezygnowania, smutku, nostalgii, ale i nadziei. Setki ludzi umieszczonych w jednej klatce, setki indywidualności zmuszonych do bycia masą. Podczas gdy kontrabas Wojtka Traczyka wraz z rozszalałą, wspaniałą perkusją Roberta Rasza tworzą przestrzeń, Waclaw Zimpel zdaje się poruszać w niej wraz z tymi setkami, zamieniając wszystkie ich emocje na przepiękne dźwięki.
 Drugi utwór to kompozycja Wacława – „Sorrow”. I muszę przyznać, że nigdy w życiu nie słyszałam tak pięknego smutku i żalu, poruszającego całkowicie moją duszę i wyzwalającego z niej od razu wszystko co dobre z marzeniem, by uniosło ono ten smutek, łagodnie kołysząc go i kojąc żal. W utworze tym, poza przepiękną Muzyką wypływającą z duszy przez Wacława oraz wspaniałymi dźwiękami Roberta Rasza (przy których przypomina mi się znów wspaniały Klaus Kugel), doskonałe jest również solo Wojtka Traczyka na kontrabasie, którym nie potrafiłam aż tak się zachwycić na poprzedniej płycie The Light.
 Po przejmującym, pięknym „Sorrow”, następują dwie krótsze kompozycje The Light. Pierwsza z nich - „Hridaja”, czyli ośrodek energii zwany górnym sercem, jest gorący, szybki, słychać w nim niemal wyraźne bicie serca w perkusji oraz „siłę napędową organizmu” za sprawą Wacława Zimpla. Krótki, radosny, przekazujący energię płynącą prosto z serca. Drugi to „Pranamaja – kosá”, czyli powłoka tchnień życiowych, skrywająca duszę. Badzo krótki i bardzo treściwy.
 Piąty utwór płyty, „Rozpacz” Wacława Zimpla, rozpoczyna się pięknie agresywną wręcz perkusją, tworzącą świat zacieśniający się wokół Wacława, który wylewa w nim swą rozpacz za pomocą kilku instrumentów. Artysta zdaje się mówić, krzyczeć w tej rozpaczy, tworząc nowy język bez słów – język duszy, którego narzędziem komunikacji są instrumenty. 
 Kolejna przepiękna kompozycja, po której następuje miniaturka Roberta Rasza - „Ananda” zagrana – o ile słuch mnie nie zawodzi – w całości solo na perkusji. I w całości oddająca znaczenie słowa Ananda, czyli: „czysta i trwała błogość, radość, ekstaza”. 
Pora na wahanie Wacława Zimpla, czyli siódmy utwór na płycie - „Hesistation”. Znów czuję, jakby Artysta wprost „mówił swoje emocje” w zrozumiałym, pięknym języku dźwięków, w przestrzeni tworzonej przez Roberta Rasza i Wojtka Traczyka.
 Po „Hesistation” następuje destrukcja, strata, czyli „Kszaja” - kompozycja The Light. Podobnie jak kolejny utwór The Light - „Sattwa”, (czyli prawda, siła, żywotność, światłość, czystość, zrównoważenie), jest to miniaturka dająca pełen obraz emocji czy stanu ducha, jaki Artyści chcą przekazać słuchaczowi. Oba tak pięknie skonstruowane, takie czytelne, niczym te lalki z emocjami wyrysowanymi na twarzach.

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz