piątek, 11 października 2013

Mikołaj Trzaska Ircha Clarinet Quartet, Mikołaj Trzaska Gra Różę





Płyty Kwartetu Mikołaj Trzaska Ircha Clarinet figurowały na mojej liście płyt do zdobycia od kwietnia, kiedy zostałam zaczarowana klarnetem Wacława Zimpla i postanowiłam zdobyć wszystkie płyty, na których można jego usłyszeć. Do tej pory zakupiłam: The Light i The Light - Afekty, Four Walls, nagraną z Timem Daisy, Undivided – The Passion i Moves Between Clouds, Yemen – Music of the Yemenite Jews, Tyle Tego Ty, przepiękną Stone Fog oraz trzy wspaniałe płyty Hery: HERA, Where My Complete Beloved Is oraz Seven Lines. Wszystkie te płyty były absolutnym muzycznym spełnieniem moich marzeń, wszystkie oczarowały mnie niesamowicie. Z dodatkowych płyt, nie firmowanych nazwiskiem Wacława, ale takich, na których Artysta ten się pojawia, mam już Mikołaj Trzaska Gra Różę z kompozycjami Mikołaja Trzaski oraz Ewa – film music Olo Walickiego, dzięki której poznałam piękno myśli kompozytorskiej Ola i rozkochałam się w muzyce basisty, którego chyba jednak śmiało możnaby nazwać multiinstrumentalistą.
Dziś rozpoczęłam przygodę z płytami Mikołaj Trzaska Ircha Clarinet Quartet. Są to trzy płyty: Lark Uprising, Watching Edvard oraz Zikaron – Lefanai. W skład zespołu wchodzą klarneciści: Mikołaj Trzaska, Wacław Zimpel, Paweł Szamburski i Michał Górczyński.
Płyta Lark Uprising zagrana jest w kwintecie, gdyż do czterech wymienionych klarnecistów dołącza, ze swoim klarnetem altowym, Joe McPhee. Płyta jest w zasadzie rejestracją koncertu odbywającego się w ramach poznańskiego festiwalu Tzadik 17 lipca 2009 roku. Zawarte na niej kompozycje (Ant-hill Builder, City Sepherds, Sleeping deep in the Moss, Swampquake oraz Sparrows in Pentagon) skomponowane są przez cały kwintet. I z całej tej płyty zdecydowanie najpiękniejszym utworem jest numer jeden, czyli Ant-hill Builder. Pięciu klarnecistów doskonale współgra z sobą, tworząc wspólnie coś nowego, ulotnego… myślę jednak, iż zdecydowanie bardziej mogłabym zachwycić się tymi utworami będąc na koncercie, niż słuchając w domu płyty z odtwarzacza. W takiej muzyce improwizowanej ważne jest uczestniczenie w tworzeniu jej, wejście w ten klimat i może wtedy potrafiłabym rozkochać się w dźwiękach płynących z tego krążka…
Na płycie Watching Edvard nie ma już Joe McPhee, pozostajemy z klarnetowym kwartetem. Płyta zawiera aż 16 krótkich dość kompozycji, w większości firmowanych jako cały kwartet. Są to: Upper Trias Caspian Fugue (kompozycja Mikołaja Trzaski), Ross Omack Attack, Dream Analyzer, No Smoking in Hell, Climbing and Sliding (Wacława Zimpla), Small Dictators (Pawła Szamburskiego), Kresto (Michała Górczyńskiego), Re Constructive De Constructive, Monastery Monsters, Prince of Fiasko, Builderblock.pampim (Michała Górczyńskiego), Cenozoic – Kenobi (Mikołaja Trzaski), Watching Edward, Invitation to Anorak Party, Tender Dictator (Pawła Szamburskiego) oraz Last Turn Around the Room. Z płyty tej, w moim odczuciu, zdecydowanie wyróżnia się kompozycja Wacława Zimpla, niosąca z sobą jakąś głębię, magię i tajemnicę, których, niestety, nie potrafię dostrzec ani poczuć przy innych utworach.
Zikaron – Lefanai, zagrana również w kwartecie, zawiera siedem utworów. Night Flight to the City jest kompozycją całego kwartetu, Red Shoes to cygański standard, Builedblock.pampim to pojawiający się już na poprzedniej płycie kwartetu utwór Michała Górczyńskiego, Upper Trias Caspian Fuge – tytuł z poprzedniej płyty Mikołaja Trzaski, Inner Uprising/Akhtamar – standard ormiański, Inside Your Belly to kompozycja Mikołaja Trzaski i wreszcie, jako ostatnia, występuje tu kompozycja Wacława Zimpla, standard chasydzki – Climbing and Sliding/ Nigun Number 115. W moim odczuciu jest to niewątpliwie najlepsza z wszystkich trzech płyt kwartetu, będąca nagraniem koncertu w ramach warszawskiego festiwalu New Jewish Music, 2 sierpnia 2011 roku. Wspaniale brzmi już pierwszy utwór, niosący w sobie jakiś smutek tęsknotę, a także pełnię sił, energię, życie, radość i poczucie wspólnoty z wszystkimi żyjącymi istotami. Choć jest to kompozycja całego kwartetu, daje to wszystko, czego doświadczam zawsze słuchając Wacława Zimpla, a czego brakowało mi na dwóch poprzednich płytach kwartetu Ircha. Równie pięknie brzmi zabarwiony licznymi emocjami, lecz łagodny i stonowany utwór drugi. Są to kompozycje, wraz, oczywiście, z „siódemką”, czyli utworem Wacława Zimpla, do których chce się powracać słuchając „Zikaron – Lefanai”.
Reasumując – choć nie są to płyty, których słuchałabym w wielkim skupieniu i z olbrzymią radością, gdyby nie grał tam Wacław Zimpel, jestem naprawdę zadowolona z ich posiadania. Sama jednak muzyka oraz emocje, jakie wyzwala, dalece odbiegają, przynajmniej w moim wypadku, od tych odczuwalnych podczas słuchania innych płyt z tym wspaniałym Artystą. Do kupienia pozostały mi jeszcze: Reed Trio – Last Train to the First Station, dwie płyty Ken Vandermark Resonance Ensemble: Kafka in Flight i What Country is This? oraz Keefe Jackson’s likely so – A Round Goal I będę miała całą Zimplową kolekcję!

Wielokrotnie zastanawiałam się, na czym polega moja fascynacja danymi Muzykami. Na pewno Muzyk taki tworzy muzykę, która całkowicie odrywa mnie od rzeczywistości i dokonuje pewnych zmian w strukturze mojego człowieczeństwa. Na pewno Muzyk taki jest też człowiekiem, którego bardzo szanuję i który swoim życiem hołduje pewnym ważnym i dla mnie ideałom. Jednak jest też coś więcej, coś niewytłumaczalnego. Włączam na przykład płytę Mikołaja Trzaski "Róża", na której na klarnetach, obok Wacława Zimpla, gra i Mikołaj Trzaska i Michał Górczyński. A ja od razu WIEM, kiedy i co gra Waclaw . I to nie tylko dlatego, że mam już wiele płyt tego Artysty i znam, w pewnym sensie, jego sposób grania. Chodzi raczej o to, jak reaguje na tą grę mój organizm. Słucham i nagle serce zaczyna mocniej bić i odlatuję do innej rzeczywistości. Tam, gdzie nie liczą się codzienne problemy, a świat tworzą ludzie o pięknym wnętrzu. Płyta składa się z siedmiu utworów ("By Boat", "Buckets on the Doorstep", "Bicycle Nerd", "Despair on Birch", "Walk to the Edge", "Harvest Ax" oraz "Wedding, Boat and the End"). Na instrumentach dętych słyszymy Mikołaja Trzaskę, Wacława Zimpla i Michała Górczyńskiego, na kontrabasie- Mike'a Majkowskiego i Adama Żuchowskiego, a na perkusji Pawła Szpurę. I tyle faktów. Dalej, trzeba po prostu się zasłuchać, co czynię z olbrzymią radością. Choć jest to muzyka filmowa, z inaczej nieco umiejscowionym "środkiem ciężkości", można po prostu zamknąć oczy i odpłynąć wraz z Muzykami, dając im się poprowadzić w tym pięknym świecie dźwięków. Cała płyta jest wyśmienita, piękna, pełna energii i emocji. Najpiękniejszy jednak utwór, gdybym zmuszona była wybierać, to chyba utwór numer 2, czyli "Buckets on the Doorstep". Pięknie i doniośle brzmi w nim kontrabas, mój ukochany instrument muzyczny. "Mikołaj Trzaska gra Różę" to zbiór utworów jakby natchnionych wyższą siłą, otulonych emocjami, których nie sposób nazwać słowami, a które rozsiewają się po całym organizmie, wzbudzając w nim niezwykłą radość, podziw, szacunek i zachwyt. Jakby muzyka była modlitwą zarazem dziękczynną i pochwalną dla Życia, do tej niezwykłej siły jednoczącej wszystko. Słuchając takiej muzyki odczuwam przede wszystkim pewną taką doniosłość, obecność siły wyższej, a nawet nawiązanie z nią kontaktu, oczyszczenie i wyzwolenie oraz chęć chwalenia tego wspaniałego cudu. Czyli to wszystko, co powinna dawać prawdziwa religia, pompująca w człowieka prawdziwe wartości i wskazująca mu właściwy kierunek, ale nie wiążąca go, lecz uwalniająca tak, by sam zawsze chciał do niej powracać. Słuchając tej przepięknej płyty nie mogę odżałować Tzadikowego koncertu "Mikołaj Trzaska Mówi Movie", że tak dalece odbiegał od tej płyty. A może po prostu moja wrażliwość muzyczna jest ukierunkowana nieco inaczej i po prostu nie potrafiłam zrozumieć koncertu, marząc o tym, żeby potrafić wyłączyć uszy na rozpraszający mnie puzon (Johannes Bauer), a skupić się na grze Mikołaja Trzaski i Olie'go Brice'a (kontrabas) oraz Marka Sandersa (perkusja) i Per Ake Holmlandera (tuba)..? W chwili obecnej marzy mi się usłyszenie na scenie Mikołaja Trzaski w składzie i z materiałem z tej wspaniałej płyty, w której naprawdę warto się zatracić!

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz