czwartek, 10 października 2013

Trzy wspaniałe płyty HERY





Płyta HERY jest jak cała grupa tworzących ją Muzyków – niczego nie udaje, oddaje siebie całą taką, jaka jest. Tak właśnie rozpoczyna się pierwszy utwór - „Montreale”. Bez żadnych wstępów, bez sztucznego zabiegania o uwagę słuchacza, po prostu od pierwszych sekund uderza szczerością – szczerością i autentycznością, swego rodzaju otwartością duszy, za którą kocham twórczość Wacława Zimpla. „Montreale” w pierwszych dźwiękach dzieli się ze słuchaczami smutkiem, przygnębieniem, sprowadza na samo dno tak, żebyśmy mogli poznać to, co najbardziej nam ciąży. Kiedy już HERA pozwala poznać najgłębsze zakamarki samego siebie, pomaga słuchaczowi zrzucić z siebie cały ciężar, wydobyć się ze skorupy człowieczeństwa i wyzwolić oczyszczoną duszę. Może pod wpływem wspaniałego koncertu HERY 05.08.2012 na którym z mojego miejsca widziałam jednego tylko – jednak z całą pewnością najważniejszego Muzyka – Wacława Zimpla, słuchając „Montreal” odnoszę ważenie, że wszyscy pozostali Muzycy tworzą jakby tło, otoczkę, tworzą nastrój i budują krainę marzeń, do której zabiera nas i prowadzi właśnie Wacław Zimpel – kompozytor trzech pierwszych z pięciu utworów na tej płycie. Prowadzi w krainę, gdzie wszystko jest jednością, w której panuje harmonia. Utwór wyzwala w nas euforię, powoduje zachłyśnięcie życiem, by potem otulić nas spokojem i poczuciem bezpieczeństwa, jakby prowadził nas za rękę. 
Drugim utworem na płycie jest „Cefalu”. Natknęłam się w sieci na wywiad z Maciejem Nowotnym, w którym Wacław opowiadał o powstawaniu tego utworu, który prawie „sam się napisał” w Jego głowie. Może dlatego słuchając pierwszych jego dźwięków nie mogę oprzeć się wyobrażeniu sobie Artysty tam siedzącego, wsłuchującego się w Wiatr, a następnie chwytającego za własny instrument, aby za jego pomocą podjąć dialog z Wiatrem do momentu, aż zlewają się w jedność, by fruwać w przestworzach, zrzucając z góry Dobro i Spokój na słuchacza. Aż czuję, jakby namacalnie, jak sama unoszę się wraz z Muzyką i frunę z Wiatrem, czując zapach świeżo skoszonej trawy. Co za niesamowita Muzyka! Potrafiąca oddziaływać na wszystkie zmysły jednocześnie!
 Niewinny początek utworu „Napoli › Palermo” wywołuje pewne dreszcze oczekiwania na Coś Ważnego, na długo oczekiwaną podróż w głąb siebie i świata. W końcu ruszamy w piękna podróż życia, które – im dalej jesteśmy od swojej powierzchowności – tym jest piękniejsze i doskonalsze. Wirującym ruchem zbliżamy się do Słońca, do Centrum Wszechświata, by tańczyć tam w radosnym uniesieniu z innymi Cząstkami Natury. Utwór jakby niósł jedną prostą przesłankę – życie jest piękne! Ale pod warunkiem, że szanujemy w sposób jednakowy zarówno swoje życie, jak i życie Innych Cząstek Natury.
„Segesta”, będąca kompozycją HERY, zaczyna się pewnym niepokojem, jakby zbieraniem wszystkich, którzy chcą i są gotowi wystrzelić się wspólnie w Kosmos, by stworzyć tam Jedność. Do ”zbiórki” dochodzi około drugiej minuty utworu. Wtedy też nadchodzi pewien moment oczekiwania, odliczania do wystrzelenia w pełnej harmonii, dzięki której odtąd wszystko jest jednym.
„Sometimes I feel like a motherless child” jest standardem, który w aranżacji HERY pozwala pozostać nam dalej w świecie duchowym. Zamknąć oczy i wsłuchać się w prawdziwy, głęboki smutek. Smutek, który też może być pięknym uczuciem zwłaszcza, kiedy prowadzą nas do niego Artyści, do których mamy pełne zaufanie co do tego, że nie wyprowadza naszej duszy na bezdroże i nie porzucą nigdzie po drodze, tylko bezpiecznie sprowadzą do Domu.
 Poczucie jedności, oczyszczenia z wszelkiego zła, Dobro i Piękno oraz bezpieczeństwo w tym cudownym świecie – to właśni to, co daje Muzyka Wacława Zimpla!

Płyty „Where My Complete Beloved Is” słuchałam i leżąc w pokoju przy zapalonych świecach i – wyciszonej – przy układaniu się do snu (na szczęście, mój Mąż jest tak samo zachwycony tym Dziełem, więc nie miał nic przeciwko, a nawet koszatniczki zdawały się słuchać uważnie, by potem „dośpiewywać” własne partie). Tak samo słucham jej teraz, w zupełnie innej scenerii – w jasne, słoneczne południe, leżąc na trawie ze słuchawkami.
Gdziekolwiek i w jakichkolwiek okolicznościach słucham tej płyty, już z początkiem pierwszego – zdecydowanie, moim zdaniem, najpiękniejszego utworu „In That Place There Is No Happiness Or Unhappines”, przenoszę się w świat duchów. Utwór zabiera mnie osiem lat wstecz gdzie – zamiast żegnać Tatę, podaję Mu rękę i daję się poprowadzić w świat ponad nami. Duchy Przeszłości są wszędzie. Patrzą na nas z chęcią pomocy z każdego zakamarka. Jak mówi sam tytuł utworu, w świecie tym nie ma szczęścia ani nieszczęścia, jest po prostu czysty, niczym nieskażony Byt, Jasność, Dobro i Piękno. Jak dla mnie, utwór ten mógłby trwać w nieskończoność, oczyszczając ciągle na nowo i przypominając w kółko, że nie jesteśmy sami na tym świecie, bo Duchy Przeszłości zawsze nad nami czuwają.
„No Truth Or Untruth” - nie ma prawdy ani kłamstwa. Jest pustka. Biała, czysta kartka, na której sami możemy tworzyć od nowa. Do tego procesu tworzenia życia – takiego, o jakim marzymy – przywołują i wabią nas już pierwsze dźwięki drugiego utworu. Budujemy, mozolnie ale solidnie, dokładając kolejne ciężkie skały, na których będziemy mogli później bezpiecznie oprzeć się w długiej wędrówce. Utwór zabiera mnie w góry, na tatrzańskie szlaki, gdzie można samemu zadecydować którą wybrać ścieżkę, żeby dotrzeć jak najbliżej siebie samego. Jest jak ciężka burza z piorunami na szlaku pełnym łańcuchów, kiedy przestaje istnieć wszystko dookoła, jest tylko Natura i Ja. I poczucie bezpieczeństwa, płynące nie z tego świata, lecz z roztańczonego rytualnie świata duchów Ludzi Gór.
Nie ma grzechów, nie ma cnót - „Neither Sin Nor Virtue”, jesteśmy tylko my i dobre duchy. Utwór drugi delikatnie, wręcz niezauważalnie przechodzi w trzeci, stanowiąc z nim jedną całość, pozostawiając wciąż duszę słuchacza w innym wymiarze. W wymiarze, gdzie wszystko jest dobre, czyste, nietknięte niszczycielską dłonią człowieka. Piękna Muzyka jest wszędzie dookoła, zamykam oczy i czuję, jakbym sama wypływała z instrumentów, z każdego jakaś cząstka mnie i widzę te cząstki wirujące dookoła.
Cudowne uniesienie powoli dobiega końca. Aby nie zostawić słuchacza w świecie duchów na zawsze, HERA podaje rękę i sprowadza delikatnie i bezpiecznie na ziemię utworem „There Is No Day Or Night, No Moon Or Sun” (rosyjski standard „Och da usz ty da li czo”). Sprowadza nad ognisko wraz z opiekuńczymi duchami przodków, które mają pozostać ze słuchaczem na zawsze.
Płyta jako całość jest wspaniała, jednak nie mogę oprzeć się – po przesłuchaniu całości – cofnięciu się raz jeszcze do pierwszego, najdoskonalszego utworu. I mam wrażenie, że będzie tak zawsze, ilekroć będę słuchała tej płyty.

Tak, jak Hera jako zespół czterech doskonałych Muzyków (Waclaw Zimpel, Ksawery Wójciński, Paweł Postaremczak i Paweł Szpura) uważana była przeze mnie do tej pory za absolutnie doskonały zespół, w którym nic – absolutnie nic – nie należy zmieniać, tak – jak w ukrytej symbolice Yin i Yang znajdującej się na płycie – znalazło się w zespole „kółko” do wypełnienia przez zachwycającego przepiękną grą na lirze korbowej, koncertującego już wcześniej z Herą Macieja Cierlińskiego, niezwykłego gitarzystę – Raphael Roginski, oraz wspaniałego perkusistę – Hamida Drake’a. To jest dopiero prawdziwa doskonałość! Tytuł płyty – „Seven Lines” – nawiązuje do umieszczonej na wewnętrznej stronie okładki modlitwy do Guru Rinpocze. Modlitwy, która sama w sobie daje oczyszczenie, oddziela dobro od zła, biel od czerni i odrzuca to, co nas niszczy.
Pierwszy utwór na płycie to przepiękna kompozycja Wacława Zimpla - „Sound of Balochistan”. Już w pierwszych sekundach Muzycy wprowadzają słuchacza w trans sprawiając, że nie jest się jedynie biernym słuchaczem, lecz odbywa się wraz z nimi tą piękną muzyczną podróż w odległe zakątki świata i własnej duszy. Dźwięki otaczają słuchacza z każdej strony, jakby to on stanowił centrum swoistego rytuału. W magicznej przestrzeni tworzonej przez dwóch perkusistów, strzeżonej pilnie przez czuwający nad bezpieczeństwem kontrabas, pomiędzy dźwiękami gitary, Wacław Zimpel wraz z Pawłem Postaremczakiem u boku odkrywa w słuchaczu skarbiec emocji, uczuć, stanów ducha ukrytych tak głęboko, że słuchacz nie miał nawet pojęcia o ich istnieniu. Świat rzeczywisty zostaje w dole, podczas gdy świat wewnętrzny zostaje niewyobrażalnie wręcz udoskonalony pięknem dźwięków, obrazów, a nawet zapachów, którego nie sposób nazwać ludzkimi, przyziemnymi słowami. Tak jakby piękna wciąż było mało, lira korbowa, po olbrzymim uniesieniu płynącym z klarnetu Wacława i saksofonu Pawła, wypełnia najmniejsze luki i zakamarki radością, siłą, pięknem i spokojem. W Muzykach siedzą nieposkromione, niewyobrażalnie wielkie zasoby pozytywnej energii, które formują w jedną wielką kulę wybuchającą co chwilę dobrem i pięknem, rozdzielając je hojnie słuchaczom.
„Roots of Kyoto” to aranżacja Wacława Zimpla dźwięków japońskiej tradycji Gagaku. Po dźwięki te Wacław sięgnął już wcześniej, podczas pięknego projektu – „Tyle Tego Ty…” - z poetką – Krystyną Miłobędzką oraz gościnnym udziałem Muzycznego czarodzieja – Klausa Kugela i Christiana Ramonda. Czyste, wspaniałe, przenikające aż do bólu piękno, smutek tak głęboki, że aż się staje radością… tak, jakby utwór przemieniał nad od środka. Obok pięknej, pierwszoplanowej Muzyki Wacława i Pawła Postaremczaka, słuchacz uwodzony jest też perkusją, przyspieszającą bicie serca, rozgrzewającą i wnikającą w głąb świadomości podczas pięknego solo Hamida Drake’a i Pawła Szpury. Niesamowita siła, magia, ekstaza… W stanie pół-hipnozy po tym wspaniałym solo podtrzymuje słuchacza lira korbowa Macieja Cierlińskiego. Po włączeniu się do gry pozostałych Muzyków wraca wrażenie odprawiania rytuału, oczyszczania z całego zła, gniewu i innych ludzkich niedoskonałości. Z tych doskonałych dźwięków bije jakaś świętość, mądrość, prawda. Coś, czemu chce się ufać i za tym podążać.
Tybetańska modlitwa „The Seven Line Prayer” do melodii Hamida Drake’a stanowi utwór trzeci – „Temples of Tibet”. Tu świętość i czystość są tak jasne, że aż rażą swoim blaskiem. Elektryzujący wokal Hamida staje się nagle przewodnikiem, uzyskując władzę nad duchem słuchacza, a szalejąca perkusja podtrzymuje hipnotyczny stan pozwalający na otwarcie się na ten język działający cuda, pomimo braku zrozumienia wypowiadanych słów, oraz gotowość do zmian, do przyjęcia jakby nowego, doskonalszego ducha. Tak, jakby otwierał się przed nami świat zmarłych, będący ważnym, nieodłącznym elementem świata żywych, mogących się nieustannie przenikać i przekształcać w siebie nawzajem. I między tymi światami, poprzez różne stany świadomości, różne emocje i stany ducha, prowadzą słuchacza wspaniali Muzycy tak, by dać mu nowe życie, nowe „ja”. Bo Muzyka Hery na pewno każdorazowo odmienia, zawsze na lepsze.
Jako czwarte na płycie znalazły się „Afterimages” Wacława Zimpla, genialnego wręcz kompozytora. Utwór ten rozpoczyna się łagodną, lecz sięgającą głęboko wnętrza gitarą Raphaela oraz wspaniałym klarnetem, rozdzierającym od środka, do którego po chwili dołącza niemożliwa do utrzymania w ryzach, rwąca się do życia perkusja. W utworze tym przepięknie brzmi wspaniały kontrabas, na którym czaruje Ksawery, rozbrzmiewający gdzieś jakby od środka słuchacza, będący jakby przedłużeniem bicia jego serca, a może nawet nadający mu rytm, pozwalający pozostać w tym wspaniałym transie.
Ostatni utwór na płycie, „Recalling Russia”, to improwizacje wokół rosyjskiego standardu („Och da usz ty da li czo…”), który znalazł się też na poprzedniej płycie Hery „Where My Complete Beloved Is” pod tytułem „There Is No Day Or Night, No Moon Or Sun”. I tu delikatnie lecz niezwykle głęboko przebijają się cudne dźwięki kontrabasu Ksawerego, pośród pięknego klarnetu Wacława, gitary Raphaela oraz pozostałych instrumentów. Muzycy sprawiają wrażenie, jakby znali klucz uniwersalny wszechświata i potrafili posługiwać się nim, komunikując się z każdą nawet najmniejszą cząstką materii w języku, który jest ponad wszystkim…
Uff… niesamowite przeżycie! „Rozrywka” z najwyższej półki..! Muzyka zawarta na tym krążku jakby przeprowadzała operację na otwartym sercu, oczyszczając człowieka od środka i dając mu nowe życie, pełne energii, siły, wiary, dobra. Wolne od wszystkiego, co złe.

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz