poniedziałek, 23 czerwca 2014

Jeden Do Jeden #3: Piotr Mełech & Olo Walicki!




Bywa, że spotykamy na swojej drodze kogoś, z kim rozmawia się tak wspaniale, że nie możemy przestać, tworząc jakby nowy byt powstały z wymienionych pomiędzy nami słów, gestów czy mikroskopijnych kawałków siebie samego unoszących się wraz z każdym wypowiedzianym prosto z serca słowem... Świadkami takiej właśnie szczerej, przepięknej "rozmowy" pomiędzy dwoma wybitnymi Muzykami byliśmy dziś  w poznańskim klubie Dragon, w ramach trzeciej odsłony cyklu Jeden Do Jeden. Przy tego typu wspaniałych koncertach nie potrafię odżałować, że nie ma możliwości dwukrotnego przynajmniej uczestniczenia w dokładnie tym samym wydarzeniu: raz - by z szeroko otwartymi oczyma podziwiać niezwykłą technikę gry tak doskonałych Artystów, drugi zaś - aby zamknąć oczy i całkowicie dać się porwać nurtowi, w jaki nas zabierają...

Koncert odbył się w bardzo klimatycznej dolnej części klubu Dragon, a głównymi bohaterami wieczoru byli: znakomity klarnecista - improwizator: Piotr Mełech oraz kontrabasista, kompozytor, multiinstrumentalista (grający niekiedy na instrumentach stworzonych przez siebie samego - polecam uwadze projekt gryfu wodnego!): Olo Walicki. Dobrze, że Muzyka nie stanowi dyscypliny, w której osoby występujące na wspólnej scenie muszą z sobą rywalizować, bo, doprawdy, przy dwóch tak wybitnych instrumentalistach miałabym nie lada kłopot, komu kibicować :). W tak wielu koncertach dane mi było już uczestniczyć - choćby w ostatnim czasie - jednakże to właśnie dzisiejszy wieczór był tym, na który czekałam najbardziej.

Koncert złożony był z kilku utworów, powstających na żywo na uszach słuchacza. Każdy z nich, choć posiadający odmienną formę, stanowił jednak kolejny punkt programu o przemyślanej dramaturgii, tworząc cudowną, spójną całość. Olo, od lat tworzący markę swoim nazwiskiem, w dialogu z wspaniałym Klarnecistą korzystał z harmonium oraz kontrabasu, używanego w sposób klasyczny, z przystawkami oraz korzystając z wspaniałej techniki arco. Piotr natomiast, posługując się klarnetem zwykłym oraz basowym (oba w stroju B), obok wspaniałej improwizatorskiej gry na instrumentach, wykorzystywał je również  sięgając po nowe środki wyrazu poprzez demontowanie ich części.

To, co powstało w efekcie spotkania na jednej scenie tych dwóch wielkich osobowości wprost porażało, wywołując tak wiele silnych emocji, że momentami ciężko było zapanować nad wilgotniejącymi ze wzruszenia oczyma. Panowie od pierwszych chwil stworzyli tak niepowtarzalny klimat, który wręcz uniemożliwił publiczności odbiór Muzyki "od zewnątrz" - w tym trzeba było uczestniczyć od środka, dać się porwać, całkowicie pochłonąć, oddać się przepięknym dźwiękom z pełnym zaufaniem, podziwem i ogromnym szacunkiem. Była to Muzyka, która tworzyła cudne obrazy pod zamkniętymi oczyma, rozbudzając wszystkie emocje bliskie istotom ludzkim, przyspieszając bicie serca i zawieszając nas gdzieś pomiędzy światem realnym a tym z naszych marzeń. Marzeń, które - co do jednego - spełniały się tu i teraz, wśród tysiąca migoczących dźwięków spadających na nas letnią mżawką wywołującą przyjemne dreszcze na ciele. Czy był to utwór z hipnotyzującym, transowym harmonium, prowadzonym przez Ola jedną ręką podczas gdy drugą pobudzał do życia cudownie ciężkie struny kontrabasu, czy wypełniony nieziemskim brzmieniem demontowanego na naszych oczach, fantastycznie pięknego klarnetu Piotra; czy fragment melodyjny czy bardziej awangardowy - wszystkie one zdumiewały, oczarowywały i wzbudzały ogromny podziw. Tak, jakby na naszych oczach powstawała największa świętość, coś, czemu chcemy ufać, za czym podążać, czemu podporządkować nasze życie bez reszty. Podczas tego magicznego spotkania z Muzykami w tworzonej przez nich na żywo dźwiękowej przestrzeni, w chwili między utworami naszła mnie nawet taka myśl: czyż najpiękniejszym "życiem po życiu", jeśli by w takowe wierzyć, nie byłoby "zawieszenie się" na zawsze w najpiękniejszym momencie doczesnego życia..? Gdyby taka właśnie istniała, moim momentem byłby zapewne ten właśnie koncert oraz uczucia, jakie wywołał.

Poza niesamowitymi walorami dźwiękowo - artystycznymi dla mnie ten dzień był szczególnym momentem, na który czekałam długie miesiące - po raz pierwszy miałam okazję usłyszeć na żywo Muzyka, w którego Sztuce zakochałam się już dawno temu, poznając ją za pomocą płyt CD. Olo Walicki - zwany przeze mnie Mistrzem Uwodzenia Dźwiękiem - całkowicie przerósł moje oczekiwania, zarówno jako Muzyk, jak i po prostu fantastyczny Człowiek. W odwrotnej natomiast kolejności poznawałam Muzykę Piotra Mełecha, równie wspaniałej osobowości, który to najpierw niesamowicie zauroczył mnie swoją Muzyką na żywo, podczas poprzedniej edycji cyklu Jeden Do Jeden, w chwili obecnej natomiast można powiedzieć, że rozpoczynam przygodę z jego dyskografią.


Na uwagę zasługuje fakt, iż Muzycy nie grali z sobą nigdy do tej pory, dziś spotykając się dopiero na kilka chwil przed koncertem, a zagrali, jak gdyby znali się od zawsze i doskonale wiedzieli, co komu w duszy gra. To się dopiero nazywa mistrzostwo! Niespotykane porozumienie, zaufanie, wzajemny szacunek; szczerość, otwartość, ogromna odwaga w dzieleniu się ze słuchaczem swoim własnym intymnym światem za pomocą bajecznie pięknych dźwięków ... podczas tego koncertu powinien "zawiesić" się system sterujący światem tak, by on nigdy się nie zakończył!

Tyle wspaniałej Muzyki już w życiu poznałam, na tylu pięknych koncertach miałam okazję być oczarowana, dzisiejszy jednak zdecydowanie przebił wszystko, co było mi dotąd dane w życiu zobaczyć i usłyszeć... Kłaniam się więc bardzo nisko, kompletnie oczarowana, wzruszona i odmieniona niezwykłą siłą bijącą ze sceny, dziękując z całego serca dwóm wspaniałym Mistrzom. Piotr, Olo - róbcie, proszę dalej to, co robicie. To dla takich właśnie chwil chce się żyć!

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz