środa, 25 czerwca 2014

Loud Jazz Band: From The Distance - live in Oslo (LJB MR, 2013)





Polsko - norweska grupa Loud Jazz Band założona została przez Mirosława "Carlosa" Kaczmarczyka w roku - UWAGA - 1989! Nic więc dziwnego w tym, że w 2012 roku, czyli po 23 latach wspólnego grania, podczas pewnego pięknego koncertu w Oslo (podczas obchodów Dni Kultury Polskiej) Panowie postanowili z sentymentem spojrzeć wstecz... Cóż tam takiego ujrzeli..? Odpowiedzią na to pytanie jest fantastyczna płyta zespołu, która ujrzała światło dzienne w 2013 roku, będąca zapisem wspomnianego koncertu - "From The Distance". Myślą przewodnią albumu CD jest przytoczony fragment wiersza Aikena Christiana Dybsjorda: "As I look back and see it all from the distance, this is what remains..."

Na płycie słyszymy tak doskonały - stały skład zespołu: Mirosława "Carlosa" Kaczmarczyka (gitara), Wojciecha Staroniewicza (saksofon), Erika Johannessena (puzon), Kristiana Edvardsena (gitara basowa), Øysteina Skara (fortepian), Ivana Makedonova (perkusja), Macieja Ostromeckiego (perkusjonalia) oraz Piotra Iwickiego (instrumenty klawiszowe). Równie stałym i równie doskonałym w swoim fachu członkiem zespołu jest odpowiedzialny za jego przepiękną wręcz estetykę edycji Kuba Karłowski (Park Lane). Na płycie znalazły się koncertowe wersje utworów pochodzących z wcześniejszych płyt zespołu, wszystkie będące kompozycjami "Carlosa": "Ensomhet", "Macie'ya", "Til Sigurd", "Michael", "Illusions Perdues", "Park Lane" oraz "Mission Possible".

"Ensomhet" otwiera płytę niezwykle klimatycznym, uwodzicielskim fortepianem Øysteina Skara flirtującym z ciepłym, sentymentalnym wręcz basem Kristiana Edvardsena. Pośród dyskretnych "klawiszy" pod wodzą Iwickiego i drobnego deszczyku instrumentów perkusyjnych rodzi się nagle pełnym blaskiem, wznosząc się zwinnym ruchem ku niebu, przepięknie tęskny, dostojnie smutny, nieokiełzany puzon Erika Johannessena, prowadząc zawiłymi ścieżkami do soczyście egzotycznych dźwięków gitary "Carlosa"... Panowie wiedzą, jak narobić słuchaczowi apetytu! Staroniewicz nie ustaje w swoich magicznych sztuczkach, zawieszając w górze zmysłowe, niecierpliwe frazy wykrzykiwane wręcz swoim zachrypniętym saksofonem tenorowym. Utwór wspaniale rozbudowany, dający każdemu z Muzyków rozgrzać - czy może nawet rozpalić - swój instrument, kipiący pozytywną energią i przepięknym klimatem, tak charakterystycznym dla zespołu Loud Jazz Band. Mocnym akcentem zespół przechodzi do drugiego utworu, jakim jest "Macie'ya" - kompozycja o charakterystycznej, nostalgicznie - zaczepnej linii melodycznej, z moimi ulubionymi zagrywkami, kiedy to gitara "śpiewa" unisono wraz z sekcją dętą. Fantastyczny puzon Johannessena wraz z rozedrganym saksofonem Staroniewicza czarują w przestrzeni nakreślanej przez zamaszystą perkusję (Ivan Makedonov), prowokując perkusistę do pięknego, ledwie kontrolowanego wybuchu. Fortepian przenoszący w świat marzeń, zaczarowana, przesterowana gitara, zmysłowa, współoddychająca jedną piersią sekcja dęta oraz rozszalała sekcja rytmiczna wywołują w głowie słuchacza roztańczoną burzę barw, dziko hulającą po jego wyobraźni, rozgrzewając i prowokując do otwarcia się i pełnego oddania tym wspaniałym dźwiękom. Wyciszenie następuje natomiast w cudnie kojącym, przepięknym utworze "Til Sigurd", znanym z wcześniejszego albumu grupy - "The Silence", na którym to w tym właśnie konkretnym utworze obok zespołu wystąpił również chór Via Cantus. Tu znów czar na nastawione na odbiór Muzyki uszy rzuca duet Skar - Edverdsen, z którego dyskretnie wyłania się - obok niesamowitej gitary lidera - prawdziwy szaman - Maciej Ostromecki, przygotowując delikatnie słuchacza na niespokojne, groźnie uwodzicielskie dźwięki puzonu Johannessena. Piękny, pełen emocji krzyk ku niebu wznosi się również ciemnym saksofonem Staroniewicza, "skarżącym się" z żarem podobnym rozgrzanym klarnetom.

Utwór "Michael" otwiera ukryty za perkusjonaliami władca pustynnych wiatrów, deszczów i burz - Maciej Ostromecki - rozpętując prawdziwą zamieć, z której wynurza się przy orkiestrowym huku instrumentów dętych, delikatnie piękny fortepian podkolorowany miękkim basem, podejmujący dyskusję z saksofonem Wojtka Staroniewicza. "Michael" to, obok nieziemskiego spektaklu Macieja Ostromeckiego, pokaz potęgi piękna sekcji dętej (porywająca, urzekająca, pełna emocji solówka Wojtka Staroniewicza!), ciepła basu zdobionego efektami spod palców Piotra Iwickiego oraz cudnej gitary "Carlosa". Fortepianem Skara możemy natomiast zachwycać się do woli w kolejnym utworze - "Illusions Perdues". Wciągający nastrój grozy wypływający akordowymi uderzeniami biało - czarnych klawiszy łagodzony jest saksofonowo - puzonową satyną oraz miękką, "pełną", soczystą gitarą, płynącą wśród perkusyjnych dzwoneczków. Wspaniała ballada ... Następujący po niej "Park Lane", dedykowany na płycie "Passing" (LJB MR, 2007) przez Kubę Karłowskiego swojej Mamie, w oczywisty sposób nawiązuje nazwą (czy może raczej - stanowi swojego rodzaju hołd) do tego wspaniałego Artysty odpowiedzialnego za oprawę graficzną cudownej Muzyki tworzonej przez zespół, czyniąc albumy prawdziwymi dziełami sztuki (strona internetowa Kuby Karłowskiego, na której można podziwiać inne jego projekty: http://www.parklane.com.pl/). Wspaniała linia melodyczna prowokuje zespół do improwizacji, po których Panowie zawsze zgodnie i w porę wracają do "miejsca zbiórki", tak jakby urozmaicali ściśle zaplanowaną podróż lekkimi, tanecznymi podskokami, dodającym jej nowych barw. Płytę kończy radosna, pełna pozytywnej energii kompozycja "Mission Possible", również prowadząca szeroką ścieżką, dającą Muzykom wiele swobody oraz wolności wyrazu, nie pozwalając jednak na utracenie z oczu obranego celu. Celu, do którego Artyści zmierzają kolorowymi ścieżkami pośród niewyobrażalnie pięknych krajobrazów, dając upust nagromadzonym emocjom w porywających, elektryzujących solówkach (na wyjątkową uwagę zasługuje tu Erik Johannessen, odpływający swoim puzonem wysoko w sferę marzeń oraz roziskrzona gitara "Carlosa"). Jeśli tak wielkie piękno jest tym, co Panowie już pozostawili po sobie przez te dwadzieścia pięć lat na scenie, to coraz bardziej chce się żyć - choćby po to, by doczekać, co jeszcze zaprezentują. Bo jak można przebić coś tak doskonałego...? Chociaż, obserwując bacznie zespół, jestem pewna, że dla nich akurat - to nic trudnego!

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz