piątek, 6 czerwca 2014

Loud Jazz Band: The Way To Salina (Allegro Records, 2005)





Kolejną wyśmienitą płytą zespołu Loud Jazz Band, jaka trafiła do mnie tuż po doskonałej wręcz "Don't stop the train", jest "The Way To Salina". Tytuł płyty nawiązuje do filmu "Road to Salina" (1971) George'a Lautnera, będącego inspiracją do powstałych utworów. Tu, poza znanym nam z poprzedniego albumu składu zespołu (Mirosław "Carlos" Kaczmarczyk - gitara, Erik Johannessen - puzon, Wojciech Staroniewicz - saksofon tenorowy i sopranowy, Helge Lien - fortepian, Kristian Edvardsen - kontrabas, Øyvind Myhre - perkusja oraz Maciej Ostromecki - perkusjonalia) słyszymy również Piotra Iwickiego (kastaniety, syntezator) oraz Erlenda Skanke (bezprogowa gitara basowa). Album wypełnia dziewięć kompozycji gitarzysty i zarazem założyciela zespołu - Mirosława "Carlosa" Kaczmarczyka. Są to, kolejno: "Ensomhet", "The Way to Salina", "Song for A ...", "Lengsel", "Dirty ear", "The roots, heart and feelings", "Better Times", "Jalla" oraz "D.O.S".

Pierwszy z utworów, "Ensomhet", roztacza pod przymkniętymi oczyma obrazy wakacyjnej sielanki w krystalicznej czystej przestrzeni malowanej przez magiczne dźwięki gitary wydobywające się jak gdyby spod przezroczystej, gęstej tafli wody oraz cudownie melodyjny saksofon. Ciepłe, pastelowe dźwięki gitary wygrywającej główny temat otaczane są leniwie snującą się wokół tenorową firanką saksofonu Staroniewicza. Nie sposób nie zauważyć również wspaniałej pracy sekcji rytmicznej w tworzeniu na żywo pięknego krajobrazu dźwiękowego, w którym osadzona jest akcja. Uwielbiany przeze mnie fortepian pod wodzą Helge Liena rozbłyskuje pełnym blaskiem w kolejnej - tytułowej kompozycji, gdzie niesamowita moc połączonych z sobą gitar i instrumentów dętych pompuje w podświadomość słuchacza dźwięki autentycznie przyspieszające bicie serca, wypełniające je zimnym dreszczem podniecenia. Przechodząc do trzeciej kompozycji zyskujemy już pewność, że układ utworów na płycie w żadnym wypadku nie mógł być przypadkowy - Muzycy, krok po kroku, zadziwiali nas i oczarowywali tak, by w tej chwili słuchacz stał już przed wielką Muzyką, zahipnotyzowany, z duszą szeroko otwartą na cuda, które są mu serwowane. Etniczny, szamański, hipnotyzujący wręcz utwór "Song for A..." daje Muzykom ogromną wolność wyrażenia swoich emocji za pomocą dźwięków, co powoduje, że w uszach słuchacza rozkwita piękna, kolorowa muzyczna dżungla pełna tajemnic i niespodzianek zaskakujących nas na każdym kroku. Czysta magia, piękne improwizacje wspaniałych, doświadczonych instrumentalistów; jaka przepiękna gitara basowa, jak niesamowicie wspaniały sopran Staroniewicza...! 

Transowe dźwięki nie zamierzają ustać przy kolejnej kompozycji, "Lengsel", mającej kształt hipnotyzującej ballady podszytej łagodną nutką lekkiej grozy. Tu, obok niesamowicie ważnych i pięknych dźwięków perkusji i instrumentów perkusyjnych, uwodzenia podejmuje się przede wszystkim gitara lidera, przekomarzająca się momentami z pięknym saksofonem. Gitarzyści basowi nieustannie dbają o przyjemny strumień ciepła sączący się ciężkimi dźwiękami prosto do krwiobiegu, a Erik Johannessen za sprawą puzonu otacza wszystko chropowatą chmurką dostojnego klimatu z dyskretnie przymrużonym okiem. Prawdziwie orkiestrowe granie z mnóstwem wspaniałych momentów i smaczków objawia się w szóstym utworze na płycie, w którym to piękne gitary zdają się tworzyć wspaniałe figury partnerskiego tańca wraz z instrumentami dętymi, perkusją i perkusjonaliami. Piękne gitarowe solo na tle rozhulanej perkusji przechodzi zgrabnie w solowy popis perkusisty oraz basisty, zapowiadany unisonową czerwoną płachtą sekcji dętej, zagęszczającej atmosferę i prowokującej solistów do gorączkowych, pełnych entuzjazmu improwizacji. Spokój na rozentuzjazmowanego, porwanego do granic słuchacza spływa nagle nieoczekiwanie z pierwszymi dźwiękami cudnego fortepianu Helge Liena w utworze "The roots, heart and feelings", po którym piękny temat łagodnej ballady z nutką nostalgii podejmuje wspaniała gitara (a zaraz po niej dostojny, przepiękny puzon), a ciemny bas zostawia na karku słuchacza swój delikatny, ciepły oddech.

W spokojnym, nostalgicznym nastroju utrzymana jest również kolejna fantastyczna kompozycja - "Better times", w której wypełniona kolorowymi dźwiękowymi bańkami gitara podejmuje się roli przewodnika po muzycznym świecie zespołu, kierując uwagę słuchacza na poszczególne instrumenty wrażliwych, utalentowanych Muzyków. Jest to jeden z niewielu utworów na płycie z tak dosadnie wyeksponowanym fortepianem,  w którym możemy zasłuchiwać się oczarowani. Jest to również druga już kompozycja skłaniająca mnie do refleksji na temat saksofonów Wojtka Staroniewicza - którego osobiście zawsze wolałam przy saksofonie tenorowym, tu jednak całkowicie chylę czoła przed przepięknymi dźwiękami sopranu! Słuchacze odczuwający wciąż jeszcze niedosyt fortepianu, mogą nim w pełni nacieszyć uszy także w utworze "Jalla", przedostatnim na płycie. Tak "Jalla", jak i zamykający album "D.O.S" utrzymane są raczej w spokojnym tonie, dającym wytchnienie po tak energicznej środkowej części płyty.

Płyty zespołu Loud Jazz Band wypełnione są po brzegi piękną muzyką wymykającą się poza wszelkie ramy - rzec by się chciało: muzyką czystą, nieskażoną żadnymi wpływami, powstałą z potrzeby serca. Zachwycają nie tylko fantastyczne tematy czy piękne, złożone improwizacje poszczególnych Muzyków czy siła, z jaką wszyscy przyciągani są do tej wspólnej, tworzonej wspólną pracą płaszczyzny, lecz także ogromna różnorodność klimatu utworów, jednakowoż oczarowujących i budzących ogromny podziw dla umiejętności i warsztatu tak doskonałych Muzyków. 

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz