poniedziałek, 14 lipca 2014

Jeden Do Jeden: Piotr Mełech/ Jacek Mazurkiewicz (13.07.2014)




13 lipca 2014 roku w poznańskim klubie Dragon odbyła się czwarta odsłona cyklu Jeden Do Jeden. Pod hasłem tym kryje się cykl koncertów improwizowanych, których wspólnym mianownikiem jest wspaniały poznański klarnecista - Piotr Mełech, zapraszający na kolejne wydarzenia wybitnych kontrabasistów - improwizatorów, z których każdy charakteryzuje się odmiennym brzmieniem i rejonem muzycznych poszukiwań. Cykl ten rozpoczął się 4 maja 2014 roku koncertem Piotra z Wojtkiem Traczykiem - kontrabasistą znanym choćby z formacji The Light (fragmentu koncertu można posłuchać TUTAJ). W drugiej odsłonie, 31 maja, obok Piotra Mełecha pojawił się Ksawery Wójciński - kontrabasista związany z zespołem Wacława Zimpla - Hera. Był to zarazem pierwszy koncert tego cyklu, jaki dane mi było usłyszeć - czy może raczej - w jakim mogłam współuczestniczyć, dając się porwać wspaniałej atmosferze, czy może wręcz magii, jaką częstowali nas ze sceny wybitni Muzycy.

Trzecia odsłona cyklu miała miejsce 22 czerwca. Na scenie, obok Piotra Mełecha, pojawił się niezastąpiony Kontrabasista, niezwykły Kompozytor, niesamowicie wszechstronny Muzyk - Olo Walicki. Dziś, równo trzy tygodnie po tym szczególnym, przepięknym koncercie, Piotr Mełech spotkał się na scenie z Jackiem Mazurkiewiczem. 

Z uwagi na dopisującą aurę, koncert odbył się w górnym ogródku klubu Dragon, co - niestety - powodowało, że potrzeba było o wiele większej koncentracji, by próbować odizolować się od dość głośnych "nieproszonych" dźwięków docierających do uszu wraz z rodzącą się w naszej obecności piękną muzyką. Muzyka płynąca ze sceny stanowiła splot muzycznych podróży i marzeń dwóch improwizatorów o bardzo szerokich horyzontach i równie ogromnych umiejętnościach. Zakłócenia w odbiorze sprawiały jednak, że część z tych wspaniałych dźwięków mogła ginąć w świadomości, a dodatkowo rozpraszać mógł narastający momentami gniew związany z brakiem należytego poszanowania dla tak prawdziwie dobrego dzieła, którego narodziny mogliśmy obserwować na żywo!

Pomijając jednak tą przyziemną otoczkę (bo przecież muzyka jest tym, co ma nas wybijać ponad rzeczywistość - i tak też było, oczywiście, i w tym wypadku!), podczas dzisiejszego koncertu z pewnością było i na co patrzeć, i czego słuchać! Zaproszony przez Piotra Mełecha Jacek Mazurkiewicz, oprócz kontrabasu przywiózł z sobą z Warszawy również najróżniejsze przystawki i ... tajemnicze skrzynki :). W jednej z nich znajdowały się kamertony, których kontrabasista używał do generowania hipnotyzujących dźwięków poprzez przyłożenie ich - uprzednio wzbudzonych - do kontrabasu. Poza kamertonami Mazurkiewicz korzystał również z wielu innych przedmiotów wzbogacających - czy może raczej: przekształcających - dźwięki wydobywające się z tego pięknego, drewnianego instrumentu, posuwając się na przykład do gry smyczkiem na poluzowanej ciężkiej strunie i osiągając naprawdę wspaniałe efekty. Zorientowany chyba raczej na elektroniczne brzmienie kontrabasista w fascynujący sposób korzystał też choćby z loopów... Piotr Mełech natomiast w dniu dzisiejszym wystąpił bez klarnetu basowego, czyniąc zwykły klarnet swoim jedynym środkiem wyrazu. W żadnym wypadku nie można mu jednak zarzucić jednostajności: z właściwą sobie gorącą krwią improwizatora, Mełech wzbogacał dźwięki klarnetu to dokładając do jego wylotu tłumik, to znów demontując instrument, by grać bez ustnika... Klarnecista prezentował również szereg niesamowitych dźwięków, zbliżając klarnet do podestu oraz poprzez odpowiednie ruchy ust. Tak publiczność, jak i sami Muzycy dali się porwać magii muzyki, która powstała z pięknego porozumienia, jakie wytworzyło się pomiędzy instrumentalistami na scenie. Chemia pomiędzy nimi wyczuwalna była w zasadzie od pierwszych chwil pierwszego - jakże długiego i pięknego utworu, zawierającego w sobie praktycznie cały wzór opisujący magię dzisiejszego spotkania. Trwający około godziny koncert stanowił pełen natchnienia muzyczny dialog pomiędzy dwojgiem improwizatorów, do którego zapraszali oni również publiczność sprawiając, że tworzona przez nich na żywo muzyka docierała do serc słuchaczy, wzruszając je i prowokując do interakcji. O tego typu wydarzeniach, rodzących w odbiorcy mnóstwo emocji, można by pisać bez końca, jednak i tak nie jest możliwych oddanie tego, w czym się uczestniczyło. Po prostu trzeba samemu pójść i dać się prowadzić magicznej sile pięknej Muzyki! Z ogromną nadzieją liczę więc na kolejne odsłony cyklu.

Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz