poniedziałek, 21 lipca 2014

Luke Malewicz: Green Ruins (Heritage Jazz, 2014)





Luke Malewicz, puzonista pochodzący z Nowej Soli, na stałe od kilku lat zamieszkujący Chicago, przygodę ze swoim instrumentem rozpoczął już w wieku siedmiu lat, prawdziwą jednak miłością do jazzu zapałał poznając właśnie jego chicagowską naturę. Z pełną sylwetką puzonisty zapoznać się można na jego stronie internetowej: http://www.lukemalewicz.com/, na łamach Babskiego Ucha zajmiemy się natomiast jego debiutancką płytą, która światło dzienne ujrzała w maju 2014 roku.

"Green Ruins", album zawierający sześć autorskich kompozycji Luke'a Malewicza ("Basso Blue", "Heathers", "The Sliv", "Rooftops", "Green Ruins" oraz "My Fair Waltz") nagrano w składzie: Luke Malewicz - puzon, Rich Moore - saksofon tenorowy, Adrew Toombs - fortepian, Tim Seisser - gitara basowa oraz Makaya McCraven - perkusja. Na wnętrzu okładki Malewicz zawarł krótkie notki odnośnie każdej z kompozycji, dzięki czemu dowiadujemy się choćby tego, że otwierający album "Basso Blue" stanowi jego odpowiedź na pierwszy jazzowy standard, jakiego puzonista się nauczył. Był nim "Blue Bossa" Kenny'ego Dorhama. Kompozycja Malewicza faktycznie utrzymana jest w pięknym duchu jazzu tradycyjnego, niewolnego jednak od swoistych niuansów. Niesamowity jest początek utworu, w którym saksofon wraz z puzonem zdają się tworzyć rozsuwającą się zwolna kurtynę, po czym blask reflektorów pada chwilowo na pianistę, a sekcja dęta szybko zajmuje swoje miejsca na scenie. Wspaniały muzyczny spektakl, kojarzący się z widowiskami, jakie prezentują wielkie orkiestry: każdy ma swoje miejsce na scenie, każdy potrafi doskonale współgrać z pozostałymi, co jednak ważne - nie brakuje spontaniczności i wielu świetnych improwizacji. Wspaniały, chicagowski jazz! Jednym z piękniejszych utworów na płycie jest wielobarwny "Heathers" z wspaniałym, dynamicznym fortepianem Toombsa oraz rozbudowanym dialogiem puzonowo - saksofonowym, okraszanym perkusyjnym deszczykiem oraz podgrzewanym ciepłym basem Seissera. Prawdziwa perełka! Ciemno zabarwiony, lecz tryskający nieziemską energią jest natomiast kolejny utwór na płycie - "The Sliv". Tu w uszy rzuca się przede wszystkim świetna (pięciostrunowa) gitara basowa, dodająca funkowego posmaku podczas balladowych partii sekcji dętej. Kolejne dwie kompozycje, "Rooftops" i tytułowa "Green Ruins", inspirowane są miastem, z jakiego pochodzi Artysta, czyli Nową Solą. Pierwsza z nich płynie ciemnymi uliczkami pełnymi mrocznych tajemnic, rozbudzając wyobraźnię słuchacza, lecz także wlewając w serce ciepły strumień kojącego pokoju (świetna, bardzo obrazowa perkusja, zmieniająca nastrój z prędkością światła oraz budzący zaufanie łagodny puzon!), kończąc się monumentalnie brzmiącymi, połączonymi siłami instrumentalistów. Druga natomiast snuje się zaczepnie z pewną nutką nostalgii przez pastelowy krajobraz bogaty w piękne, dźwiękowe pejzaże, zdobywając serca słuchaczy wspaniałym dialogiem instrumentów dętych. Album zamyka dedykowany przez Malewicza rodzinie "My Fairy Waltz", opatrzony w piękną melodykę,  ambitny, ale o łatwo wpadającym w ucho temacie, pełen ciekawych smaczków, jakimi częstuje nas głównie perkusista - Makaya MacCraven i saksofonista - Rich Moore oraz sam lider we własnej osobie.

"Green Ruins" - album ambitny i łatwo przyswajalny zarazem, stanowi rodzaj uzdrawiającego eliksiru, dostającego się do naszego krwiobiegu łatwo, przyjemnie i bez jakiejkolwiek ingerencji z zewnątrz - wystarczy założyć słuchawki, zamknąć oczy ... i już w nas jest - muzyczne marzenie rozchodzące się w odbiorcy przyjemnym ciepłem... ! Z niecierpliwością czekać będę na kolejne dokonania naszego puzonisty, który został chicagowskim jazzmanem!


Marta Ratajczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz